Dodany: 13.08.2007 00:40|Autor: krysiron
Moje spotkanie z Proustem
To takie smutne, że taki niezwykły pisarz jest taki lekceważony. Trochę mi go szkoda. Często nawet nauczyciele polskiego i ogólnie humaniści za nim nie przepadają. Mnie jednak coś w nim urzekło.
Przypomnę jeszcze szybko to co już pisałem w jakiejś dyskusji. Otóż, gdy pożyczałem w bibliotece "W cieniu zakwitających dziewcząt", pani przy biurku przyjmując książkę dziwnie na mnie spojrzała:) i z pełną dumy twarzą poinformowała mnie, że się pomyliłem i przyniosłem... drugi tom. Na szczęście zorientowałem się, czemu ona o tym mówi i powiedziałem, że wiem o tym i czytałem pierwszy tom i, że owszem, chcę przeczytać drugi. Tymczasem owa pani z niedowierzaniem w ochach spojrzała ponownie na mnie. Pozostało mi już tylko dodać, że widać są jeszcze takie osoby na tym świecie co przeczytawszy pierwszy tom, chcą zabrać się za drugi.
Tak więc zaczęła się moja przygoda z drugim tomem tego jakże obszernego dzieła. I nie żałuję, że czytam. Bo coś takiego jest w tej książce, co nie pozwala się od niej uwolnić. Pierwszy tom przeczytałem rok temu też w wakacje i zdobył moją sympatię. Myślę jednak, że dopiero teraz, czytając dalszą część pojąłem całą (lub przynajmniej większą część) piękna dzieła. Dopiero teraz zaczyna układać mi się w głowie ogrom, to wszystko co chciał zawrzeć w książce autor. Wszystkie z pozoru chaotyczne sceny tomu pierwszego nabierają sensu. Wszystkie wątki, wydawałoby się nieistotne, stają się ważne i wierzę, że w całym cyklu kompletne i uzupełniające się idealnie. Zupełnie nie jestem sobie w stanie wyobrazić jak Proust mógł napisać coś takiego. Czasem wydaje mi się, że to muszą być myśli szybko nakreślone, błyskotliwe i spontaniczne. Ale jakby to było możliwe skoro jest ich aż tak dużo i tak idealnie się spajają. Taka niezwykła wrażliwość i przenikliwość świata i ludzi. Narrator, tak bardzo przewrażliwiony i chory, tak bardzo czuje, tak bardzo widzi (niczym Jenny).
Myślę, że wakacje to dobry czas na taką lekturę. Kilka dni temu nie mogąc doczekać się co będzie dalej, zacząłem czytać w pociągu... i nie mogłem. Bo to chyba nie jest książka do pociągu. Przynajmniej ja nie umiem. Nie umiem czytać tego tak w kawałkach, dwie strony w tramwaju , trzy strony w przerwie między wykładami i jedną w kolejce w banku. To nie tak! To nie Proust. Ja muszę usiąść i połykać dużymi kęsami, całymi płatami te myśli, jakże rozległe i obszerne. Kto pierwszy raz próbuje musi dać szansę, otworzyć umysł i przenieść się do Francji tamtych czasów, do Combray lub Paryża. Inaczej nie da rady. A tak na urywki nic z tego. Czar pryśnie. Dlatego jak są wakacje to siadam na może dwie godziny, może dłużej i czytam. Czytam myśli i czasem nie mogę uwierzyć, że nie są moje. Bo tak trafne. Przecież ja też tak myślałem, przecież też tak czułem; nie ja jeden tak przeżywałem (ten średnik to specjalnie użyłem, bo chyba nigdzie nie ma tyle średników co u Prousta). Albo czytam i myślę, że to niby takie oczywiste a nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Bardzo lubię fragmenty o muzyce, na przykład o tej sonacie, bo ja właśnie tak odbieram muzykę, tak samo. Tak dobrze poczuć, że ktoś też tak kiedyś jak ja. Ale czy to znaczy, że ja jestem też chory? Przewrażliwiony? Może... A może po prostu to są normalne myśli. Może każdy z nas czasem tak myśli. Przeżywa i czuje. I wcale nie musi być homoseksualistą by być wrażliwy.
Przeglądając konkursy bardzo szybko odgaduję fragmenty z książek Prousta. Tak łatwo poznać ten styl. I jeszcze nie można zapominać o niezwykłym przekładzie Boya. Jest niesamowity, z sercem i duszą włożoną do pracy. To właśnie wstęp do "W stronę Swanna", sprawił, że z takim entuzjazmem przystąpiłem do czytania. I nie żałuję. Polecam każdemu do spróbowania. Myślę, że sto stron przeczytanych w skupieniu wystarczy, by przekonać się czy on jest dla nas czy nie dla nas. Choć ja już przed przeczytaniem czułem, że to może być coś fajnego.
Wracam dalej do czytania. Albo nie...Ale to tylko dlatego, że już dość późno. Rano jest dużo czasu:P
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.