Dodany: 23.02.2005 10:32|Autor: Lykos
Wielki pisarz nieznany szerszej publiczności
"Droga Pani,
właśnie dostałem Pani list bez kwiatka na kopercie. Domyślam się, że jest to kara za moje żarty, może i zasłużona, ależ za surowa. Na wszelki wypadek zmieniam rodzaj żartów. Jeśli dożyję wiosny, będę Pani regularnie wysyłał listy o Poznaniu, bo uważam, że powinna Pani wiedzieć niektóre rzeczy o tym mieście. Nb. gdy się Pani upije, proszę do mnie napisać. Chciałbym mieć taki list. Wczoraj, w niedzielę, Iza Jarosińska przyniosła mi „Małe bestiarium” Pana Stasia, z mnóstwem wspaniałych wierszy, pomiędzy którymi znalazłem „Kukułkę” Wordswortha. Jest to pierwszy angielski wiersz, którego się nauczyłem równo 50 lat temu.
Łączę wyrazy głębokiego szacunku
Zbigniew Raszewski"
List ten, datowany 27 I 1992, wybrałem prawie przypadkowo ze zbiorku, jedynym kryterium była długość, a ściślej mówiąc – jego krótkość. Gdybym chciał dobrze scharakteryzować korespondencję tych niezwykłych dwojga ludzi, musiałbym przytoczyć znacznie dłuższe i co najmniej kilka, ale i ten pozwala na pewne wniknięcie w ducha tych listów. O ile miliony Polaków, a zwłaszcza Polek, doskonale wiedzą, kim jest pani Małgorzata Musierowicz (aczkolwiek może nie wszyscy wiedzą, że jest rodzoną siostrą Stanisława Barańczaka; w przytoczonym liście jest on zresztą wspomniany jako „Pan Staś”), o tyle o profesorze Zbigniewie Raszewskim słyszeli tylko miłośnicy teatru i część polonistów, która musiała się zetknąć z jego opracowaniami. Gdy w obecności aktorów, kształconych w warszawskiej PWST w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a może i osiemdziesiątych, padnie jego nazwisko, niechybnie oblicze ich się rozjaśni i pojawi się na nim uśmiech. Jestem tego absolutnie pewien, inaczej być nie może. Był ulubionym wykładowcą, erudytą i człowiekiem obdarzonym inteligentnym poczuciem humoru. Wypowiedzi swoje kształtował niezwykle jasno, bezbłędnym i bardzo pięknym językiem. Studentów traktował poważnie i z dużą sympatią, z całą pewnością odwzajemnioną.
O jego przeszłości mało kto wiedział. A była ona bardzo chwalebna: jako czternastoletni chłopiec stworzył już w roku 1939 komórkę oporu przeciw okupantom niemieckim, niestety został zdekonspirowany i osadzony w areszcie gestapo w Bydgoszczy. Jako małoletniego udało się go jakoś z tego wyciągnąć. Pracując w charakterze pomocnika kierowcy i robotnika w warsztacie ślusarsko-stolarskim, znajdował czas na samokształcenie i chałupniczą konspirację, która doprowadziła go w 1943 roku do AK, gdzie od wiosny 1944 kierował siecią łączności garnizonowej w Bydgoszczy.
Po wojnie, dzięki konspiracyjnemu wykształceniu, błyskawicznie zdał maturę w Bydgoszczy i zaczął studia polonistyczne i muzykologiczne w rodzinnym Poznaniu. Związał się z Caritas Academica, czym się naraził nowym władzom. Nie krył swoich zapatrywań i od czasu do czasu puszczał w obieg satyryczne wierszyki wyszydzające komunę. Nic dziwnego, że po zrobieniu doktoratu pod kierunkiem wspominanego zawsze z uwielbieniem prof. Szweykowskiego został wyrzucony z Uniwersytetu. Dzięki poparciu Leona Szyllera udało się go zatrudnić w Instytucie Sztuki PAN w Warszawie, a po jakimś czasie – również w PWST. Miał jednak ciągle zakaz pracy na uniwersytetach. Był wieloletnim redaktorem „Pamiętnika Teatralnego” i niekwestionowanym najlepszym znawcą historii teatru polskiego. Jest autorem m.in. „Krótkiej historii teatru polskiego”, „Bogusławskiego” (za którego dostał nagrodę Pen Clubu, wygrywając konkurencję m.in. z pierwszymi tomami „Końca świata szwoleżerów” Mariana Brandysa), „Teatru w świecie widowisk”, „Raptularza” i przecudnej książki poświęconej Bydgoszczy - „Pamiętnika gapia”, a także niezliczonych artykułów naukowych i popularnych. W latach stanu wojennego był arbitrem w środowisku teatralnym, jego stanowisko miało szczególną wagę.
Niestety, choroba nowotworowa utrudniła mu bardzo życie i skróciła je do 67 lat. Zmarł po wieloletniej walce z chorobą, znoszoną z anielską cierpliwością i swoistym dumnym poczuciem humoru, w roku 1992. Cytowany na początku list pisany był już w okresie zaawansowanej choroby.
Choroba ta prawie nie ujawnia się w korespondencji wydanej przez panią Musierowicz. Od czasu do czasu spotyka się wzmianki o kolejnych operacjach czy pobytach w szpitalach w Polsce i w Niemczech albo w sanatorium w Ciechocinku. Ale treść jest lekka, pełna pogodnego humoru, przezabawnych anegdot i kolorytu dawnych czasów. Niekiedy nawet pojawiają się elementy zgrywy: listy szpitalne datowane są z rozmaitych egzotycznych miejsc i podpisywane Genowefa Zombke albo Trombke, Lombke, Stombke, trochę dla żartu, a trochę ze względów konspiracyjnych: telefon Profesora był podsłuchiwany, a jego poczta przeglądana przez SB. Zapewne podobnym zainteresowaniem „cieszyła się” też pani Musierowicz.
Korespondencja zaczęła się, gdy Raszewski przeczytał kilka podsuniętych mu przez dorastającą córkę książek pani Musierowicz. Zaciekawiła go realistyczna sceneria Jeżyc, na których spędził studenckie lata (mieszkał przy Reya 1 – taka była pisownia patrona ulicy). Odkrył cały świat Jeżycjady i się nim zachwycił. Tak bardzo, że nawet stworzył całą fikcyjną konferencję naukową na jego temat, z udziałem badaczy zagranicznych. Korespondencja dotyczy bardzo wielu tematów interesujących ludzi ciekawych świata, ale najwięcej – Jeżycjady i Poznania.
Sztuka pisania listów niestety upadła w dobie SMS-ów i powszechnego dostępu do telefonów. Ale nawet pocztą elektroniczną można i trzeba pisać pięknie. Listy profesora Raszewskiego są doskonałym wzorem do naśladowania, aczkolwiek bardzo trudnym. W końcu nie każdy jest Raszewskim. Zwłaszcza język jest krystalicznie czysty, niebanalny, pełen humoru i – po prostu – śliczny.
I tylko mi żal, że tak mało ludzi w Polsce wie o tym wspaniałym teatrologu. Komuna potrafiła rozdmuchać sztuczne wielkości i tępić prawdziwe. Kto był w telewizji, ten był Kimś, a kogo nie było – był nikim. A my ciągle nie potrafimy tego zmienić.
Profesor Kott kilka lat temu opublikował w "Tygodniku Powszechnym" artykuł o Raszewskim i zatytułował go, o ile pamiętam, "Raszewski wielkim pisarzem był". Choć nie zawsze zgadzam się z Kottem, tym razem w pełni podzielam jego konstatację.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.