Przedstawiam
KONKURS nr 18 pt.
„INNY UMYSŁ”,
który przygotowała
Agis:
Zapraszam do wzięcia udziału w konkursie
„INNY UMYSŁ”. Tytuł dość wieloznaczny,
ale jestem przekonana, że świetnie sobie poradzicie. Jak zawsze.
Odpowiedzi można przysyłać
do 11.03 do godziny 24.00,
na adres: [...]
Punktacja: po jednym punkcie za autora i po jednym za tytuł.
Maksymalnie można otrzymać 32 punkty.
Wyniki 12.03 wieczorem.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
1.
Pewnego ranka, przed kilkoma miesiącami, ujrzeli, jak kłodą rozbija ściany chaty. Zauważyli, że nie wygląda to na jakąś naprawę, bo robił to najpierw z jednej strony, a potem z drugiej. Następnie nad jednym z okien , pod nim, koło drzwi. Dziecko sąsiada, które jako jedyne ośmielało się rozmawiać „z tym panem”, powiedziało później coś, co wprawiło ich w jeszcze większe zdumienie. „Szuka pewnej książki” - oznajmiło.
2.
- Synu - rzekł A. do J. - coś ci powiem i już więcej powtarzać tego nie będę: przestań dokuczać temu człowiekowi. To się odnosi także i do was obojga.
Do spraw pana R. wtrącać się nie wolno. Jeśli on zechce wyjść - to wyjdzie. Jeśli woli siedzieć w domu, ma prawo tam siedzieć nie niepokojony dowodami zainteresowania ze strony wścibskich dzieci, co jest łagodnym określeniem takich jak my. Czy nam by się podobało, gdyby A. bez pukania ładował się do nas wieczorem, gdy kładziemy się do łóżek? W praktyce my właśnie w taki sposób narzucamy się panu R.. Tryb życia pana R. nam może wydawać się szczególny, ale jemu na pewno szczególny się nie wydaje.
3.
Ponad naszym zdumionym milczeniem rozlegał się kłótliwy jazgot maszyn do pisania. Patrzyliśmy na S.: była mądrym niedźwiedziem, bez dwóch zdań, a w dodatku przewodniczką niewidomego. Gdy dowiedzieliśmy się, że nie jest prawdziwą niedźwiedzicą, urosła w naszych oczach i zyskała nową moc. Pomyśleliśmy, że może być nie tylko okiem F.. lecz także jego sercem i umysłem.
4.
- Wiersze - oświadcza po chwili z uśmiechem. - Zawsze je lubiłam. Ale tyle ich jest. Nie można wszystkich pamiętać.
Rezygnuję. Jest tak, jak przeczuwałem! Wyzdrowiała, a ja wyślizgnąłem się z jej rąk jak gazeta z rąk śpiącej chłopki. Nic nie pamięta. Zupełnie jakby się obudziła z narkozy. Czas spędzony tutaj zniknął z jej pamięci. Wszystko zapomniała. Nazywa się teraz G.T. i nie wie już, kim była I. Nie kłamie, widzę to wyraźnie. Straciłem ją nie dlatego, jak się obawiałem, że pochodzi z innego środowiska niż ja i do niego wraca, ale gorzej, całkowicie i nieodwołalnie. Umarła. Żyje i oddycha, i jest piękna, ale w chwili gdy usunięto obcość jej choroby, umarła, utonęła na zawsze. I., której serce wzlatywało i kwitło, utonęła w G.T., wzorowo wychowanej pannie z dobrego domu, która kiedyś doskonale wyjdzie za mąż i nawet będzie dobrą matką.
- Muszę już iść - mówi. - Jeszcze raz panu dziękuję za grę na organach.
5.
Nowy przypatruje się nam, kołysząc się na piętach i zanosi od śmiechu. Splata ręce na brzuchu, nie wyjmując kciuków z kieszeni - widzę, jakie ma wielkie i pokancerowane dłonie. Wszyscy na oddziale, zarówno pacjenci, jak i personel, oniemnieli na dźwięk jego śmiechu. Nikt go nie ucisza, nikt się nie odzywa. Nowy przestaje się wreszcie śmiać i wchodzi do świetlicy. Ale śmiech wciąż rozbrzmiewa wokół niego, tak jak wokół wieży dźwięk dzwonu, który dopiero co przestał bić - jest w jego oczach, uśmiechu, ruchach i mowie.
6.
Panowie, mój plan został zburzony; to, co ten prawnik i jego klient mówią, jest prawdą: jestem żonaty, a kobieta, która została mi zaślubiona, żyje! Mówi pan, panie W., że pan nigdy nie słyszał o żadnej pani R. tam we dworze, przypuszczam jednak, że nieraz dawał pan posłuch pogłoskom o jakiejś tajemniczej wariatce, trzymanej tam pod kluczem i strażą. Niektórzy szeptali panu, że to moja przyrodnia siostra z nieprawego łoża, inni, że moja porzucona kochanka. Otóż teraz oznajmiam panu, że ona jest moją żoną poślubioną przeze mnie piętnaście lat temu - B.M., siostrą tego zucha, który teraz blady, drżący na całym ciele pokazuje, jakie odważne serce zdobić może mężczyznę. Nabierz otuchy D.!... nie bój się mnie...tak jak bym nie uderzył kobiety, tak nie uderzyłbym i ciebie. B.M. jest obłąkana i pochodzi z obłąkańczej rodziny: idioci i wariaci przez trzy pokolenia.
7.
A. mówi mi, że całymi dniami leżę w łóżku i najwyraźniej nie wiem, kim jestem i gdzie się znajduję. Potem świat wraca do mnie, rozpoznaję ją i wiem, co się zdarzyło. Fugi amnezji. Symptomy drugiego dzieciństwa...jak to się nazywa? Aha, starcze zdziecinnienie.
Widzę, jak się do mnie zbliża.
Wszystko to jest okrutnie logicznym rezultatem przyspieszenia wszystkich procesów umysłowych. Tak szybko nauczyłem się tak wiele, a teraz mózg równie gwałtownie cofa się w rozwoju. Co będzie, jeśli na to nie pozwolę? Co będzie, jeśli się temu sprzeciwię? Myślę o tych ludziach w W., o tępych uśmiechach, o pustych oczach, o nieruchomych twarzach.
8.
W relacji przysłanej sędziemu śledczemu było między innymi:
„Niżej podpisani lekarze sądowi ustalają całkowitą tępotę umysłową i wrodzony kretynizm przedstawionego wyżej wymienionej komisji J.S., która to tępota wyraża się takimi słowy, jak np.: „Niech żyje cesarz Franciszek Józef I!”- co samo przez się wystarcza do oświetlenia stanu umysłowego J.S. jako notorycznego matołka. Niżej podpisana komisja proponuje zatem: 1. Umorzyć dochodzenie przeciwko J.S. 2. Odesłać J.S. do kliniki psychiatrycznej dla ustalenia, jak dalece jego stan umysłowy może stać się niebezpieczny dla otoczenia.”
9.
„Item, moją wolą jest, aby z owych pieniędzy, które są w posiadaniu S.P., który w czasie mego szaleństwa służył mi za giermka - jako istnieją między nami pewne porachunki w dochodach i rozchodach - nie żądano od niego żadnych rozliczeń ani wyliczeń, przeciwnie, jeśliby po zapłaceniu tego, co mu jestem winien, zostało coś, a będzie to bardzo niewiele, niech mu to służy, bo jeżeli jako szaleniec przyczyniłem się do oddania mu wielkorządztwa wyspy, rad bym teraz, kiedy jestem przy zdrowych zmysłach, dać mu rządy królestwa, gdybym mógł, bo zasługuje na to szczerość jego charakteru i wierność jego postępowania.”
10.
Doktor Nolan powiedziała mi szczerze, że niektórzy ludzie będą się do mnie odnosić z rezerwą, znajdą się nawet tacy, którzy mnie będą unikali, jak unika się trędowatych, potrząsających grzechotką. Wyobrażałam sobie twarz matki - blady księżyc ze zbolałym wyrazem twarzy - taką, jaką pamiętałam z jej ostatniej wizyty w dniu moich dwudziestych urodzin. Córka zamknięta w zakładzie dla psychicznie chorych! Ciężki jej los i to wszystko z winy córki! Postanowiła mi jednak wybaczyć moje ciężkie grzechy.
- Zaczniemy nowe życie, jakby się nic nie stało - powiedziała wówczas z tym swoim boleściwym uśmiechem. - Niech nam się zdaje, że to był tylko zły sen.
Zły sen!
Dla człowieka siedzącego pod szklanym kloszem, znieczulonego na wszystko, zatrzymanego w rozwoju jak embrion w spirytusie, całe życie jest jednym wielkim, złym snem.
11.
Ponieważ byłem dzieckiem niezwykle uczuciowym, zachowanie matki bolało mnie bardzo. Od siostry L., pięknej, ale okrutnej, próżnej i pysznej dziewczyny, słyszałem, że matka nazwała mnie „złowróżbnym potworkiem”, przy którego urodzeniu należało zajrzeć do ksiąg sybillińskich; mówiła też, że natura odrzuciła mnie jako zaczęty, a nieudany projekt, chybiony już w samym pomyśle. Pochwalała mądrość starych Rzymian, którzy chorowite niemowlęta porzucali na nagiej skale na pastwę dzikich zwierząt. Może tak bezwględnie matka się nie wyrażała, tylko L. na podstawie jednego czy drugiego ostrzejszego słowa - siedmiomiesięczne dzieci są doprawdy mały zachwycające - dofantazjowała resztę. W każdym razie wiem na pewno, że kiedyś matka, zirytowana na któregoś z senatorów z powodu głupiego, jej zdaniem, wniosku, z jakim wystąpił, zawołała: „Ależ tego człowieka trzeba usunąć! Przecież to skończony osioł! A i osioł byłby mądrzej się zachował. Nie! On jest tak głupi, jak... jak mój syn K..”
12.
Zaczęła się rozmowa. Gotowość, z jaką młodzieniec w szwajcarskiej opończy odpowiadał na wszystkie pytania swego czarniawego sąsiada, była zadziwiająca i pozbawiona wszelkiego podejrzenia, mimo że niektóre pytania były bardzo lekceważące, najzupełniej niewłaściwe i niepoważne. Odpowiadając wyjaśnił między innymi, że istotnie długo go nie było w R., przeszło cztery lata, że wysłano go za granicę z powodu choroby, jakiejś dziwnej choroby nerwów w rodzaju padaczki albo pląsawicy, jakichś drżączek i konwulsji. Brunet, słuchając go, kilka razy się uśmiechnął; a szczególnie głośno roześmiał się, kiedy na pytanie: „No i co, wyleczyli pana?” - blondyn odparł: „Nie, nie wyleczyli.”
13.
- Milicja? - wrzasnął I. do słuchawki. - Milicja? Towarzyszu dyżurny, natychmiast każcie wysłać pięć motocykli uzbrojonych w karabiny maszynowe w celu ujęcia zagranicznego konsultanta. Co? Przyjedźcie po mnie, pojadę razem z wami... Mówi poeta B. z domu wariatów... Jaki jest wasz adres? - zapytał szeptem B. doktora i znowu krzyknął do słuchawki: - Słyszycie mnie? Halo!... To skandal! - zawył nagle I. i rzucił słuchawkę o ścianę. Następnie odwrócił się do lekarza, podał mu rękę, sucho oświadczył „do widzenia” i skierował się do wyjścia.
14.
On zaś żył dalej tylko teatrem i muzyką. Zajmowały go wynalezione instrumenta muzyczne i nowy organ wodny, z którym czyniono próby na Palatynie. W zdziecinniałym i niezdolnym do jednej rady lub czynu umyśle wyobrażał sobie, iż daleko sięgające w przyszłość zamiary przedstawień i widowisk odwrócą tym samym niebezpieczeństwo. Najbliżsi widząc, że zamiast starać się o środki i wojsko, stara się o jedynie o wyrażenia trafnie malujące grozę, poczęli tracić głowy. Inni atoli mniemali, że tylko zagłusza siebie i drugich cytatami, mając w duszy trwogę i niepokój. Jakoś postępki jego stały się gorączkowe. Co tydzień tysiące innych zamiarów przelatywało mu przez głowę. Chwilami zrywał się by przeciw niebezpieczeństwu wybieżeć, kazał pakować na wozy cytry i lutnie, zbroić młode niewolnice jako amazonki, a zarazem ściągać legie ze Wschodu.
15.
W głębi salonu drzwi od pokoju pani E. otworzyły się głośno i zjawił się w nich K. śmiejący się i ciągnący za sobą kogoś bardzo pociesznie w samej rzeczy wyglądającego. Był to staruszek średniego wzrostu, ale tuszy dobrej i w środku figury szczególniej wydatnie zaokrąglonej, z okrągłą, białymi jak mleko włosami okrytą głową, z okrągłą także, pulchną, rumianą twarzą. Wśród tej twarzy pulchne, rumiane usta uśmiechały się teraz z pełną zmieszania dobrodusznością i błękitne jak turkusy oczy patrzały z wyrazem wstydu i zalęknienia. To zmieszanie i zalęknienie źródło swe mieć musiało w ubiorze bardzo niestarannym, bo składającym się tylko z szerokiego, z kwiecistej materii sporządzonego szlafroka. Jedną ręką trzymając smyczek i zarazem powstrzymując od rozchylania się poły szlafroka, drugą ten białowłosy i łagodny starzec przyciskał do piersi skrzypce. Przy tym broniąc się przeważnej sile, która go naprzód pociągała, usiłował wciąż cofać się i ramię z dłoni K. wyrwać.
- Puść mnie pan...- szeptał i wykrzykiwał głośno - jakże można? przy damach... w szlafroku...
Ale K. wciągnął go do pokoju, przy czym do R. zwrócony perorować zaczął:
- Przedstawiam nowemu sąsiadowi naszemu najznakomitszego muzyka okolicy naszej... przepraszam! Litwy... a może i Europy... Zaniedbany ubiór jego przebaczą mu nawet damy, ponieważ jest artystą. Od urodzenia podobno aż do dnia dzisiejszego pracuje nad muzyką. Majątek, panie, przepracował... Ale za to... gra...
16.
- Do diabła! - wrzasnąłem w końcu. - Czyż sądzisz, człecze, że siedzę tu i okłamuję cię? Sądzisz pewnie, że nie ma wcale żadnego Happolatiego na świecie. Nie widziałem dotąd tak bezczelnego i złośliwego starca. Co to za szatan cię opętał? Myślisz pewnie też, że masz przed sobą nędzarza w ostatniej odzieży, nie posiadającego papierośnicy napełnionej po brzegi? Nie przywykłem do takiego traktowania i niech pan sobie zanotuje raz na zawsze, że nie pozwolę nikomu na świecie, by mi ubliżał tak zuchwale!
Starzec wstał i otwarłszy usta słuchał moich szaleńczych słów. Gdym skończył, porwał swój pakiet i odszedł prędko, pobiegł niemal drogą małymi, starczymi kroczkami.
Zostałem na miejscu i patrzyłem na plecy odchodzącego, które zdawały się zniżać i opadać. Nie wiem czemu, ale nabrałem przekonania, że nie widziałem jeszcze równie nieuczciwych i zbrodniczych wprost pleców, toteż żal mi było, żem sklął przed odejściem tego człowieka...
........................................................................................................
POWODZENIA !
============================
Dodane 20 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu