Dodany: 28.02.2010 12:20|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Co się kryje w duszy skrytobójcy?


Zabierając się za „Drogę Patriarchy”,obawiałam się, czy autorowi nie wyczerpała się już trochę kreatywność, zwłaszcza że i w ostatnich tomach „Legendy Drizzta”, i w poprzedniej części „Najemników” zdecydowanie dała się odczuć przewaga scen bitewnych nad jakimikolwiek innymi. Ale ku mojemu zdziwieniu i zadowoleniu zarazem okazało się, że nawet z postaci tak już mocno wyeksploatowanej, jak Artemis Entreri da się jeszcze wykrzesać nieco głębi. Jeżeli czytelnik już od jakiegoś czasu przeczuwał, że skrytobójca nie jest człowiekiem z gruntu złym, znajdzie tu dość argumentów na potwierdzenie swej teorii; nie, nie spodziewajmy się, że Entreri złamie miecz i sztylet i niczym Jacek Soplica wstąpi do klasztoru, by do końca życia pokutować za wcześniejsze winy - to jednak nie Ziemia, tylko Faerun, gdzie zło i dobro mierzy się trochę innymi miarami - ale w jego postępowaniu dadzą się zauważyć pewne zmiany…

A przy okazji przypomnimy sobie, że nawet w światach fantastycznych psychika istot rozumnych kształtuje się zgodnie z pewnymi prawidłami i jeśli ktoś okrywa się pancerzem chłodu i nieczułości, jeśli zdolny jest do brutalności i okrucieństwa, w 99 przypadkach na sto przyczyn tego trzeba poszukiwać nie tyle w genach, co w wydarzeniach z przeszłości... Jeśli dodamy do tego garść refleksji nad istotą władzy i cechami idealnego władcy (do czego daje okazję konflikt między królem Garethem a samozwańczymi panami Zamku D’aerthe) i nad zachowaniem proporcji między lojalnością wobec rządzących, pracodawców czy przyjaciół a własną godnością i niezależnością, znów okaże się, że fantasy nie jest aż tak bardzo oderwana od realnego życia… Dlatego oceniłam "Drogę Patriarchy" stosunkowo wysoko, przymykając oczy na pewne niedoskonałości techniczne.

Tej akurat powieści nie czytałam w oryginale, ale doświadczenie z tymi, które czytałam, pozwala mi na przypisanie wyłapanych defektów nie samemu autorowi, lecz zespołowi przygotowującemu polskie wydanie. Zdaje się bowiem, że spora część tłumaczy wydawnictwa ISA nie przyjmuje do wiadomości, iż pewne konstrukcje stylistyczne czy związki wyrazów, właściwe dla języka angielskiego, niekoniecznie wyglądają dobrze po dosłownym przełożeniu na polski (a może, o zgrozo, posługuje się programami „wspomagającymi tłumaczenie”, nie korygując potem efektów ich działania?), zaś redaktorzy i korektorzy również nie zwracają na to uwagi. Efektem tego są takie niezręczności, jak: „Lecz ta blizna. Biegła przez jej prawy policzek do nosa, a później przez wargi i środek brody. Była blizna, często podrażniona i czerwona”[1]; „najpierw zaczęły wyrastać jej skrzydła i ogon, gdyż były najmniej bolesne”[2], „pojawiła się ciemna postać, trzymając się muru i wykorzystując go jako wsparcie, gdy powoli przesuwał się po oblodzonej powierzchni”[3], „Entreri się wyszczerzył”[4], „a wtedy jego kark szybko się złamie i nie będzie machał rękami i popuszczał na oczach wszystkich widzów”[5], „Emelyn zaczął się odwracać, lecz zamarł w pół kroku, patrząc - a w konsekwencji także Entreri - na mnicha”[6]. Mogę sobie tylko wyobrażać, o ile lepiej by się czytało, gdyby Salvatore znalazł się w grupce tych szczęśliwców, których utwory przekłada maestro Piotr Cholewa…



---
[1] Robert Anthony Salvatore, „Droga Patriarchy”, przeł. Anna Studniarek, wyd. ISA, Warszawa 2009, s. 8.
[2] Tamże, s. 52.
[3] Tamże, s. 116.
[4] Tamże, s. 120.
[5] Tamże, s. 186.
[6] Tamże, s. 243.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 860
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: