Dodany: 25.07.2016 16:42|Autor: natanna51

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dowód życia
Marsh Richard, Hudson Jeff

3 osoby polecają ten tekst.

Być zamkniętym w ciele...


"Kiedy leżałem w szpitalu, a później w Ośrodku i w Care Meridian, moi bliscy buszowali po księgarniach w poszukiwaniu jakichś – jakichkolwiek – informacji na temat, czego mogą się spodziewać w nadchodzących miesiącach. Za każdym razem wracali z pustymi rękami. Przeszukiwania internetu okazywały się również frustrujące. Między innymi dlatego napisałem tę książkę. To mój osobisty przewodnik, pisany z perspektywy człowieka patrzącego z wnętrza ciała na zewnątrz i z perspektywy bliskich mu osób, które usiłują zajrzeć do wnętrza.
Napisałem ją także po to, ażeby upowszechnić wiedzę na temat tego problemu. U ilu pacjentów z zespołem zamknięcia mylnie zdiagnozowano śmierć mózgu, uznano ich za »warzywa« i odłączono aparaturę podtrzymującą życie? Lekarze i krewni powinni mieć świadomość, że zanim wyciągnie się wtyczkę, zawsze trzeba sprawdzić jeszcze raz. A potem jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze..."*


Richard Marsh był aktywnym, pełnym sił witalnych sześćdziesięciolatkiem. Trzy razy w tygodniu ćwiczył w siłowni, a jego hobby była jazda na motorze. I nagle wskutek udaru mózgu znalazł się sytuacji, gdy mając świadomość tego, co się z nim i wokół niego dzieje, nie potrafił – z powodu paraliżu całego organizmu – z nikim nawiązać kontaktu. Najgorsza w tym, czego doświadczył była własna bezsilność, towarzysząca mu w pierwszych dwudziestu czterech godzinach sytuacji, w jakiej się znalazł. Lekarze, przekonani o śmierci pnia mózgu, zasugerowali rodzinie, by odłączyć go od respiratora, który umożliwiał mu oddychanie, a on w żaden sposób nie potrafił dać znaku, że żyje. Oczekując na decyzję jak na wyrok, w zasadzie nawet pogodził się już ze śmiercią i gdy żona poinformowała lekarzy, że rodzina nie wyraża zgody na odłączenie go od tego urządzenia, przyjął to z przykrością. Ale gdy w pewnym momencie okazało się, że może mrugać oczyma, a co za tym idzie – nawiązać kontakt z otoczeniem, które otrzymało sygnał, iż w tym bezwolnym ciele jednak ktoś jest, wstąpił w niego nowy duch, duch walki o powrót do życia... nawet gdyby się okazało, iż nigdy nie powróci do dawnej sprawności i może pozostałe mu lata spędzi na wózku.

Marsh przebył długą drogę, naznaczoną ogromnym wysiłkiem połączonym z cierpieniem i chwilami zwątpienia w powodzenie. Dzięki jednak lekarzom, rehabilitantom oraz niezwykłemu hartowi ducha i wsparciu najbliższych, wpierw poruszając się na wózku, później z balkonikiem, a wreszcie z laską, aż w końcu i ją odłożył do lamusa, zaczął chodzić samodzielnie. To był ogromny zespołowy sukces, a Richard miał ogromne szczęście w swym nieszczęściu, że w pewnym momencie lekarz dostrzegł w jego nieruchomych oczach coś, co sprawiło, że wezwał do pomocy neurologicznego konsultanta, który po nawiązaniu z nim "mrugającego" kontaktu oznajmił: "Wydaje mi się, że tam ktoś jest"**.

"Dowód życia" przyciągnął mój wzrok wymownym okiem na okładce, gdy przeglądałam zawartość regaliku w sypialni, w której miałam spać w czasie wizyty u krakowskiej rodziny mojego męża. Jak to ze mną bywa – nim przyłożyłam głowę do poduszki, musiałam sprawdzić, jakie też książki obok łóżka można znaleźć, a gdy zobaczyłam tę i poczytałam informacje zawarte na okładkach, od razu ją sobie odłożyłam, by pożyczyć. I nie zawiodłam się. Książkę, która zawiera szczegółowy i bardzo rzeczowy zapis wydarzeń i odczuć, jakich doświadczał jej współtwórca, a zarazem bohater od momentu zaistnienia choroby aż do wyzdrowienia, czyta się jak świetny, trzymający przez długi czas w napięciu thriller medyczny. A poza tym jest w niej mowa o sile uczuć rodzinnych, o oddaniu i wzajemnej serdeczności wynikającej z miłości, która potrafi przezwyciężać największe problemy i nigdy się nie poddaje. Na dodatek czytając ją poznajemy system opieki zdrowotnej w Ameryce, niepozbawiony bezduszności i przedmiotowego traktowania pacjenta mimo horrendalnych kosztów leczenia.

Polecam to emocjonujące studium przypadku człowieka zamkniętego przez długie godziny we własnym ciele, które pobudza również do refleksji nad własnym życiem, jego kruchością i nieprzewidywalnością zdarzeń, jakich bohaterem przecież każdy stać się może. Warto przeczytać.


---
* Richard Marsh, Jeff Hudson, „Dowód życia”, przeł. Zbigniew Kasprzyk, wyd. WAM, 2015, str. 272.
** Tamże, str. 133.


[Opinia pochodzi z mojego bloga]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1325
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: