Dodany: 24.07.2016 17:48|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Białe kruki
Mjåset Christer

2 osoby polecają ten tekst.

Gra o przyszłość


Lekarz też człowiek, z całym dobrodziejstwem inwentarza przypisanym temu gatunkowi. I trochę na przekór wyobrażeniom społecznym, które w zależności od koniunktury każą w przedstawicielu tego trudnego zawodu widzieć albo jakąś surrealistyczną hybrydę herosa, anioła i świętego męczennika, ofiarnie pracującą z uśmiechem na ustach przez dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu, by zredukować liczbę śmiertelnych zejść na wszelkie możliwe choroby o sto procent, a uciążliwość drobniejszych przypadłości zdrowotnych co najmniej o dziewięćdziesiąt, i to najlepiej bez udziału samych zainteresowanych (bo z jakiej racji mają doktorowi mówić, że codziennie piją kupione w internecie ziółka o nieznanym składzie i zażywają tabletki przepisane przez trzech innych lekarzy, a na noc lampkę koniaczku? I dlaczego by mieli rzucać palenie albo zmieniać dietę?) – albo gnuśnego i interesownego konowała, nieumiejącego się poznać na czymś, z czym bez problemów poradzi sobie „doktor google” względnie pani Goździkowa, w związku z czym należy mu wręczyć listę pożądanych badań/leków wraz ze stosownej wielkości kopertą, za którą dostaniemy wszystko wedle naszego życzenia, a że niekoniecznie zgodnie z zasadami sztuki medycznej… to już jego zmartwienie, przecież on się pod tym podpisze, nie my! Wystarczy jednak trochę pobyć wśród lekarzy, by się zorientować, że postacie pasujące do tych wyobrażeń stanowią zaledwie znikomy ułamek procenta, zaś cała reszta to po prostu ludzie – starający się wykonywać swój zawód tak porządnie, jak na to pozwalają warunki, ale ludzie: mający takie same zalety i słabości, podlegający takim samym ograniczeniom jak wszyscy inni.

Prawdę tę doskonale obrazuje powieść norweskiego autora (z zawodu, co nie bez znaczenia, neurochirurga) Christera Mjåseta. Jej bohaterowie to trójka młodych lekarzy, pragnących się specjalizować w neurochirurgii; żeby osiągnąć pożądany cel, muszą po zakończeniu stażu pozostać na stałe na oddziale. Tymczasem wieść niesie, że zamiast wstępnie przewidywanych trzech etatów będą dwa, a może tylko jeden… Każde z nich stara się dostać pod skrzydła ustosunkowanego protektora, każde szuka sposobu na okazanie się lepszym od swoich dwojga rywali.

Thea spędza w szpitalu nawet wolne dni, przymyka oczy na naukowe krętactwa szanowanej pani profesor i na niedwuznaczne awanse, jakie czyni jej przełożony. Mathias rwie się do stołu operacyjnego, zdając sobie sprawę, że w braku tzw. „dorobku naukowego” niczym innym nie może się wykazać. Werner wręcz odwrotnie, zamiast chirurgicznego doświadczenia ma już doktorat, a do tego wuja, który jest wybitnym specjalistą w wybranej przez niego dziedzinie i jako taki może się szpitalowi przysłużyć.

Ale wszyscy troje prowadzą także – choćby tego nie chcieli – życie poza szpitalem. Thea ma rodziców, od których się co prawda dość oddaliła, jednak w obliczu choroby jednego z nich musi przewartościować swoje priorytety. Wernera akurat teraz rzuciła dziewczyna, dla której przyjechał do Norwegii; dla jego niestabilnej psychiki jest to cios trudny do zniesienia, ból, który można zagłuszyć tylko wymyślnymi kombinacjami silnie działających medykamentów. Mathias ma małe dziecko i partnerkę, której właśnie trafiła się szansa zrealizowania czegoś, o czym marzy od lat, a co bez stałego i przyzwoitego dochodu obojga nie będzie możliwe. Ma też romans ze studentką, z początku sprawiającą wrażenie amatorki niezobowiązujących przyjemności, którą łatwo będzie w razie potrzeby odstawić na bok; nie dość tego, na horyzoncie pojawia się jego dawna sympatia, która najwyraźniej nie wybaczyła mu porzucenia…

Ich walka o przyszłość sprawi, że każde z nich – i każde w inny sposób – znajdzie się w konflikcie z prawem. Zapewne dlatego ktoś tę powieść zakwalifikował do thrillerów, choć dawka suspensu nie jest w niej szczególnie wielka, a fabularnie nie ma nic wspólnego z mrożącymi krew w żyłach intrygami z powieści Cooka czy Gerritsen.

Jeżeli nawet sytuacja jest tu odrobinę przerysowana, to poszczególne jej elementy można znaleźć w każdym szpitalu, zwłaszcza uniwersyteckim. Kariery budowane na (nazwijmy to eufemistycznie) podretuszowanych pracach badawczych, podkopywaniu autorytetu kolegów, przywłaszczaniu sobie cudzych sukcesów, a spychaniu na innych efektów własnych błędów. Szukanie protekcji, nawet metodami sięgającymi daleko poniżej własnej godności. Traktowanie młodych lekarzy przez starszych jak bezpłatnych czeladników (chcesz się uczyć, to siedź tu do oporu i ani się waż wspominać o nadgodzinach!), publiczne ich łajanie, wydrwiwanie – i wynikający z tego brak szacunku oraz zaufania tych młodych do osób, które miały być dla nich wzorem. Trudno znaleźć powieść z akcją rozgrywającą się w środowisku medycznym, w której byśmy czegoś podobnego nie napotkali, od „Cytadeli” czy „Ciał i dusz” po zupełnie współczesną „Reanimację” bądź „Cesarskie cięcie”. Ale to samo wszak może mieć miejsce w filharmonii, agencji handlowej albo kopalni. Ludzie to ludzie. Ułomni w swoich słabościach, co oczywiście nie znaczy, że należy im wybaczać każdy błąd, każdy wygłup i grubiaństwo, trzeba natomiast rozumieć, że przywdziawszy biały fartuch (tak samo jak – na przykład – policyjny mundur), nie stają się automatami do czynienia dobra.

Ładnie to Mjåset opisał, a prawdę powiedziawszy, nie musiał nawet tak piętrzyć sytuacji potencjalnie kryminogennych. Choć może uczynił to specjalnie, dla pokazania, że w każdym z nas drzemie maleńki okruch mrocznej siły, i tylko od nas zależy, czy go uaktywnimy, czy nie…


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 352
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: