Dodany: 24.07.2016 17:38|Autor: KasiaKatarzyna44

Wpaść z deszczu pod rynnę


„Sprawa podwójnej tożsamości” to chyba jedna z bardziej wciągających powieści E.S. Gardnera z cyklu o Perrym Masonie, chociaż właściwie nie wyróżnia się ona niczym szczególnym. Nie jest przecież dziełem wybitnym, raczej jednym z wielu. Nie wiem, czy inni czytelnicy, a zwłaszcza miłośnicy sławnego adwokata, się ze mną zgodzą, ale z pewnością to lepszy kryminał niż np. „Sprawa podmienionego zdjęcia”, którą czytałam całkiem niedawno.

Mildred Crest właśnie zawalił się świat. Jeszcze niedawno była w szczęśliwym związku i niewiele brakowało, by rozpoczęła przygotowania do ślubu z Robertem Joinerem. On jednak nie dość, że ją rzucił, to jeszcze okazał się bezdusznym malwersantem. A gdyby tak można było stać się kimś innym i zacząć wszystko od nowa, zostawiając za sobą przeszłość pełną złych wspomnień? Uniknąć złośliwych szeptów za plecami i litościwych spojrzeń koleżanek, udających, że jest im przykro, że powinęła nam się noga? Kuszące, ale niemożliwe do wykonania. Ale czy na pewno? Przypadek sprawia, że Mildred dostaje od losu drugą szansę i… wpada z deszczu pod rynnę.

Zrozpaczona kobieta, usłyszawszy decyzję ukochanego, bierze z pracy wypłatę, wsiada w samochód i jedzie przed siebie, bez konkretnego celu, byle jak najdalej. Na stacji benzynowej poznaje autostopowiczkę, która prosi ją o podwiezienie. Mildred się zgadza, zaznaczając, że jeszcze nie wie, dokąd jedzie. Fern Driscoll to odpowiada, ponieważ i ona chciałaby zapaść się pod ziemię. Przez dłuższy czas kobiety jadą w milczeniu, rozmyślając, co zrobić ze swoim życiem. Nagle zdesperowana pasażerka chwyta za kierownicę i próbuje zepchnąć samochód do rowu, zaś przerażona Mildred robi wszystko, by uniknąć wypadku. Ostatecznie jej się to nie udaje, Fern ginie na miejscu, a ona wpada na pomysł, by przywłaszczyć sobie tożsamość zmarłej – której przecież i tak się już nie przyda. Przeprowadzka w nowe miejsce, nowa praca i nowe towarzystwo wydają się znakomitym rozwiązaniem. Jednak gdy do drzwi Mildred puka szantażysta, a ona sama zostaje oskarżona o morderstwo, załamana kobieta nie jest pewna, czy nie wolała być porzuconą narzeczoną niż morderczynią. Po pomoc zwraca się do sławnego adwokata, Perry’ego Masona, który zgadza się podjąć ryzyko, mimo że o swojej klientce wie tylko tyle, ile ta chce mu powiedzieć. A rzekoma Fern Driscoll kłamie jak z nut. Mason ma nadzieję, że przyjęte od niej honorarium w wysokości całych pięciu centów będzie warte zachodu i nie narazi jego reputacji na szwank.

Jak wspomniałam na początku, powieść Gardnera wciąga, choć sama nie wiem, co czyni ją tak interesującą. Może to zasługa Masona, który wciąż jest w najlepszej formie i ku uciesze czytelnika wodzi policję za nos, a może to ukazana przez autora przewrotność ludzkiego losu. Gardner poprzez postać Mildred zdaje się mówić, że nigdy nie jest tak źle, by nie mogło być gorzej. Jeśli chodzi zaś o adwokata, sposób, w jaki w tej powieści wyprowadził w pole oskarżyciela, zasługuje na słowa najwyższego uznania. Nie będę się rozpisywać na temat tego, jak znakomitym prawnikiem jest Mason, który trafia w dziesiątkę nawet wtedy, gdy strzela w ciemno. Każda kolejna część cyklu to potwierdza.

Bardzo polecam tę i wszystkie inne powieści Gardnera, warto się z nimi zapoznać!


[Recenzję opublikowałam również na portalu Lubimy Czytać oraz na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 235
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: