Teoria spisku
Jest to debiutancka powieść tego autora. W przeciwieństwie do dwóch poprzednich powieści, które ukazały się u nas, nie traktuje o tematyce spiskowo-ezoterycznej, ale porusza bardziej przyziemne tematy – łamanie kodów i problematykę bezpieczeństwa informacji w Internecie.
Fabuła prosta jak drut – pewien człowiek stworzył kod nie dający się złamać, a Amerykanom z NSA bardzo się to nie podoba, bo nie mogą inwigilować szarych ludzi. Komplikuje sprawę fakt, że temu człowiekowi szybko się zmarło. Rozpoczyna się wyścig o zdobycie kodu rozszyfrowującego. W rolach głównych występują genialna kryptolog Susan bawiąca się w gry liczbowe oraz jej narzeczony David, lingwista, który bawi się w detektywa szukającego pierścienia po zmarłym. Zamierzeniem autora zapewne było stworzenie wielu zaskakujących zwrotów akcji, ale mu nie wyszło. Czarny charakter zidentyfikowałem po kilkudziesięciu stronach, całość intrygi niewiele później. Wystarczy przeczytać jedną książkę Browna i nic już nie zaskoczy czytelnika. Wszystkie powieści konstruuje według tego samego schematu, raz może to być ciekawe, ale na dłuższą metę raczej nużące.
Nie znam się za bardzo na kryptologii, szyfrach i bezpieczeństwie w internecie, ale mimo tego pomysły Browna wydają mi się naciągane, pozbawione wiarygodności. Tym bardziej że, na dobrą sprawę, nie przedstawia żadnego sensownego uzasadnienia pomysłów, a tylko wsadza zasłyszany gdzieś pseudotechniczny bełkot i myśli, że to wystarczy. Do tego dochodzą raczej żałosne wywody, jak to śledzenie korespondencji jest właściwe i słuszne, prywatność to dobra rzecz, ale zbieranie informacji ma priorytety, bo dzięki temu NSA może chronić świat. Nie powiem, żeby mnie to przekonało...
Jednego nie można Brownowi odmówić – lekkości pióra. Pomimo wielu niedociągnięć „Cyfrową twierdzę” czyta się bardzo dobrze i szybko. I obawiam się, że równie szybko się o niej zapomina.
Dobre czytadło, nie wymagające wysiłku umysłowego, w sam raz na jesienny wieczór. A na deser pozostaje kod cyfrowy na końcu powieści. Szkoda tylko, że w polskiej wersji całkowicie bezużyteczny. Albo tłumacz nie załapał o co chodzi, albo też nie chciało mu się kombinować z polskim odpowiednikiem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.