Dodany: 28.01.2016 12:59|Autor: natanna51

Fioletwowoskórzy i kryminalne zagadki...


Moja znajomość z panem Przypadkiem zaczęła się wraz z pierwszym tomem serii, o tytule "Pan Przypadek i trzynastka"; a ponieważ jego bohater, Jacek Przypadek, który jako niedoszły adwokat ot tak, z dnia na dzień stał się detektywem i to nie tylko zachowującym się oryginalnie, ale również niezwykle skutecznym, spodobał mi się zarówno jako facet – trochę romantyczny z natury, przy tym jednak ekscentryk i cynik – jak i jako błyskotliwy detektyw, przeczytałam następny tom jego przypadków, tym razem wśród celebrytów, pod tytułem "Pan Przypadek i celebryci". Coraz bardziej zaciekawiona, jak będzie się rozwijać kariera łebskiego Jacka, którego popularność rosła, a wraz z nią przybywało mu zarówno sławy, jak i klientów oraz zapiekłych wrogów, sięgnęłam po "Pana Przypadka i korpoludki", gdzie przyszło mu rozwiązywać kryminalne zagadki pośród korpoludków właśnie. I tak dotarłam do czwartego tomu kryminalnej serii Jacka Getnera, o arcyintrygującym tym razem tytule: "Pan Przypadek i fioletowoskórzy".

Muszę przyznać, że byłam bardzo ciekawa owych fioletowoskórych, wśród których Jacek Przypadek miał się wykazywać swą niespotykaną intuicją i sprytem. Wprawdzie nie łamałam sobie nad tym głowy, ale nie wpadło też mi do niej, że będą to właśnie oni – żyjący na marginesie społecznym, za to na swój sposób nietuzinkowi i niezwykle barwni mieszkańcy bemowskiej prerii.

Okazało się bowiem, że jeden ze szkolnych przyjaciół Jacka, pobłądziwszy w życiu, znalazł swoje miejsce w skądinąd pełnym oryginałów środowisku ludzi wolnych jak ptaki, mieszkających na warszawskim Bemowie i utrzymujących się głównie ze sprzedaży złomu. Ludzie ci, ze względu na charakterystyczne zabarwienie skóry twarzy świadczące o nadużywaniu tanich alkoholi zwani fioletowoskórymi, tworzą społeczność, w której Jacek Przypadek zaprezentował swe niezwykłe umiejętności w zakresie logicznego podchodzenia zarówno do faktów dokonanych, jak i okoliczności ich zajścia. Wspomniany dawny przyjaciel, o ksywce Winetu, nagle stracił kontakt ze swoją squaw o wdzięcznym mianie Old Spejs, i zaczął po jakimś czasie podejrzewać, że musiało jednak coś niedobrego się jej przytrafić, skoro do niego nie wraca. Wówczas udał się po pomoc do starego kumpla, Tego, Który Myśli Szybciej. Jego pomoc miała kosztować go tylko przysługę. Jacek podjął się ustalenia, co się stało z Old Spejs, a Winetu miał za to wprowadzić się do jego mieszkania i doprowadzić do tego, by opuścił je Przypadek senior, który również pobłądziwszy, tylko inaczej, został nagle pozbawiony własnego lokum.

Tak zaczęła się przygoda detektywistyczna Jacka z trzema dziwnymi sprawami o kryminalnym podłożu, mającymi miejsce na równinach Bemowa. W rozwiązywaniu pierwszej z nich wydatnie pomagała mu fioletowoskóra dama o jeszcze bardziej oryginalnej ksywce: Makbetka, która miała makabryczne przeczucia i podejrzenia. A finał zniknięcia Old Spejs – w opowieści pt. "Winetu i Old Spejs" – okazał się równie zaskakujący, jak porażający. Tylko jego sprawca nie miał sobie nic do zarzucenia.

Wśród zamieszkujących bemowską prerię fioletowoskórych wielkie poruszenie. Koziołkowi, który z wielkim trudem uzbierał sobie wózek złomu i już cieszył się na bezcenne papierki, na jakie go zamieni, gdy oddawał się czynności fizjologicznej, ktoś dał w głowę i ukradł ten wózek.

Tu niespodzianka: nie wiadomo, z jakich przyczyn wszyscy pozostali fioletowoskórzy chcą koniecznie być winni tego ohydnego czynu. Historia we "Wszyscy jesteśmy winni" jest dość zagmatwana, bo w grę wchodzi sprawa własności kamienicy, a stawką są ogromne pieniądze i tym razem do rozwiązywania sprawy Jacek dopuszcza komisarza Łosia, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Bohaterka trzeciej opowieści, pt. "Świentoszek", jest bardzo nietypowa, bo wywodzi się z owadziej rodziny, a jest nią... podfruwajka... mały świerszczyk, wykorzystany przez sprytnego i przebiegłego, a zarazem pazernego tytułowego ekofana Świentoszka, skądinąd prezesa fundacji Matka Ziemia, który za pomocą swych machinacji i owej podfruwajki próbuje bezczelnie wyłudzić pół miliona złotych. Przy wydatnej pomocy nowych – fioletowoskórych – znajomych, walczących w obronie swego bytu zagrożonego w związku z zamknięciem skupu złomu, udaje się błyskotliwemu detektywowi ujawnić przyczyny pojawienia się na Bemowie chronionego świerszcza, a co za tym idzie, pomóc w przywróceniu ładu społecznego.

"Pan Przypadek i fioletowoskórzy" to, moim skromnym zdaniem, najlepszy tom kryminalnej serii z Jackiem Przypadkiem w roli głównej. Wyraźnie daje się odczuć, że Jacek Getner chwycił wiatr w żagle i obrał dobry kurs. Różnorodność intryg nie tylko kryminalnych, szeroki przekrój społeczno-zawodowy oraz cała gama ciekawych, barwnych postaci – zarówno pozytywnych, jak i tzw. czarnych charakterów – oraz przesycenie opowiadanych historii humorem sytuacyjnym, pobudzającym do częstego uśmiechu, to wprawdzie atuty całej serii, pisanej bardzo dobrym językiem, dopasowanym do środowisk, w których toczy się akcja poszczególnych tomów, ale na jej tle tom "Pan Przypadek i fioletowoskórzy" wypada świetnie, na co ma wpływ żywy i niezwykle barwny sposób wyrażania się fioletowoskórych – wydawałoby się potoczny, czasem dosadny, a jednak pozbawiony wulgarnego zabarwienia. Za co Jackowi Getnerowi należy się ode mnie pochwała. A poza tym wyraźnie daje się odczuć w trakcie lektury tej lekkiej, przyjemnej prozy osadzonej wyraźnie w realiach naszej wykrzywionej współczesności, że autor nie stygmatyzuje środowiska bezdomnych, że ma do niego pełen sympatii stosunek. Co sprawia, że tę sympatię do zapełniających książkę oryginałów o dziwnych ksywkach zaczyna odczuwać i czytający.

Przewijają się tu również wszyscy bohaterowie, którzy pojawili się w poprzednich tomach. Taka formuła sprawia, że więź czytelnika z całą serią bardziej się zacieśnia, gdyż są to zarówno osoby, które wyraźnie obdarzyło się sympatią i chętnie się z nimi przebywa czytając, jak i te, które swymi intrygami ubarwiają akcję.

Seria opowiadań Jacka Getnera o panu Przypadku, ze zwykłymi kryminalnymi przypadkami, bez epatowania czytelnika makabrycznymi zbrodniami czy ocierającym się o pornografię erotyzmem, z bohaterami traktowanymi z lekkim przymrużeniem oka, mającymi wady i przywary niejednokrotnie mogące stać się źródłem zachowań kryminalnych – to świetny materiał na scenariusz serialu telewizyjnego, który oglądałoby się z zaintrygowaniem i dużą przyjemnością, niepozbawioną oczywiście napięcia, jakiego od kryminałów się oczekuje. I ja z takim napięciem czekam na kolejny tom, który ma nosić tytuł bardzo intrygujący, bo "Pan Przypadek i mediaktorzy".

Kończąc, muszę odnieść się do wydania książki (Wydawnictwo Zakładka, 2015). Jest ono bowiem estetyczne, przyjemne dla oka. I tu brawo dla pomysłu głosowania na okładki serii, sprawia to, że są one coraz ciekawsze, a co za tym idzie – przyciągają wzrok potencjalnego czytelnika.


[Opinia pochodzi z mojego bloga, ukazała się też na portalu lubimyczytać.pl i stronie Selkar.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 336
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: