Dodany: 16.12.2015 09:26|Autor: anna-sakowicz

Rok w australijskim buszu


Czasami zastanawiam się, czy gdybym musiała zrezygnować ze wszystkich osiągnięć cywilizacyjnych, miałabym szansę na przeżycie. Las jest piękny i fascynujący, kiedy się po nim spaceruje na przykład w poszukiwaniu grzybów lub jagód, ale nie jestem pewna, czy chciałabym w nim mieszkać w lichym szałasie na przykład rok?

Claire Dunn z pięcioma innymi „szaleńcami” wzięła udział w specjalnym programie, w którego trakcie miała mieszkać w australijskim buszu przez 365 dni. W tym czasie prowadziła dziennik; zaowocował on książką „365 dni bez zapałek”.

Podczas trwania programu uczestnicy uczyli się „budowy schronień, rozpalania ogniska bez zapałek, tropienia zwierząt i polowania na nie (w tym zastawiania pułapek), wyprawiania skór, szukania jadalnych roślin, wyplatania koszyków, skręcania i splatania lin i sznurów oraz wyrabiania naczyń z gliny”[1]. Przede wszystkim jednak musieli wyostrzyć zmysły, zyskać orientację w terenie i poznać język ptaków. Instruktorzy pomagali im tylko przez sześć miesięcy, potem zdani byli wyłącznie na siebie.

Kiedy siedzę w miękkim fotelu i popijam kawę, myślę, że jeżeli mieli instruktorów, to nie było tak źle. W dodatku poza obozem mogli spędzić aż do trzydziestu dni i tylko przez trzydzieści mogli przyjmować gości. Nie najgorzej, prawda? Jednak okazuje się, że nie jest tak łatwo przetrwać w lesie. Uzyskanie ognia bez zapałek to nie lada wyzwanie. Claire ma pokrwawione dłonie, odciski, frustruje ją, że długo nie potrafi rozpalić ognia za pomocą świdra ręcznego.

Niezwykłe w tej książce jest to, jak człowiek w tak ekstremalnej sytuacji uczy się siebie. Bohaterka rozmawia z eukaliptusem. Można powiedzieć, że dokonuje autoanalizy, walczy z własnymi słabościami, poznaje siebie, dokonuje rozrachunku z przeszłością. Nie jest jej łatwo wytrzymać 365 dni bez tego, do czego przyzwyczajała się od urodzenia.

„Robię powtórkę z życia. Każde wspomnienie jest jak rzucony na ziemię kamień księżycowy, który teraz zbieram i zawieszam na szyi, przecinając sznur wiążący go z przeszłością”[2].

Ponadto ważne są tu miłość i szacunek do Ziemi, ale i do świata przyrody, którego człowiek jest tylko jednym z elementów. Bohaterka zanim zetnie drzewo, pyta o pozwolenie. Jest przekonana, że musi mieć akceptację świata natury.

W „365 dniach bez zapałek” znalazły się zdjęcia bohaterki z innymi uczestnikami programu. Niestety, dla mnie było ich trochę za mało. Z przyjemnością obejrzałabym więcej.

Jeden z najważniejszych, jak sądzę, wniosków płynących z tej książki zawiera się w zdaniu: „Chociaż z wierzchu cywilizowani, wciąż czujemy pociąg do lasu, chęć dzikiego zatracenia się w nim”[3]. Chyba coś w tym jest. Las ma w sobie coś pociągającego. Ja jednak ograniczę się do spacerowania po nim, pamiętając oczywiście, że należy mu się ogromny szacunek.


---
[1] Claire Dunn, "365 dni bez zapałek", przeł. Agnieszka Falkowska, wyd. Samsara, 2015, s. 11.
[2] Tamże, s. 257.
[3] Tamże, s. 78.


[tekst opublikowany został również na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 703
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: