Dodany: 06.11.2015 20:19|Autor: hildebrandt

Książka: Uległość
Houellebecq Michel

1 osoba poleca ten tekst.

Zawężenie pola walki


Dzięki sukcesowi powieści pt. "Mapa i terytorium", za którą otrzymał prestiżową Nagrodę Goncourtów, Michel Houellebecq dołączył do grona pisarzy powszechnie uznanych i uniwersalnie wielkich. Zasłużenie, choć wątpliwość wzbudza fortel, którego użył, aby tego dokonać. Ze złośliwych komentarzy można się było dowiedzieć, że autor "Platformy" w istocie sam sobie ją przyznał, dostosowując książkę do wymagań konserwatywnej kapituły Nagrody Goncourtów. Otrzymał wyróżnienie, którego mu brakowało, więc mógł spokojnie spocząć na laurach. Inaczej mówiąc, bez skrupułów zacząć odcinać kupony.

Przedtem Houellebecqa albo się nie tolerowało, albo kochało. Należę do tej drugiej grupy, jestem zdecydowanym fanem prozy autora "Poszerzenia pola walki". I nie jedynym, dla którego "Mapa i terytorium" to bynajmniej nie jego najlepsza powieść. Zbyt ugrzeczniona, wyzuta z seksualnego napięcia, z absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi (patrz: wprowadzenie samego siebie do fabuły, i to z niezbyt udanym dystansem), skrojona dla pozyskania niechętnych do tej pory czytelników, a przede wszystkim krytyków. Trzeba jednak przyznać, że dzieło to ma wysoki poziom literacki, jest przesycone typowym dla francuskiego pisarza dojmującym smutkiem zionącym z każdego zakamarka tekstu i świetnie odmalowaną atmosferą schyłku zachodniej cywilizacji, które tak w jego twórczości cenię. Oczywiście, charakterystyczne cechy swojej filozofii pisarz wyłożył dużo wcześniej, właściwie już w "Poszerzeniu pola walki", a wyczerpał w "Cząstkach elementarnych" i "Możliwości wyspy", opowieściach pełnych egzystencjalnego bólu i poruszających historii bohaterów, przedstawicieli skazanego na samozagładę gatunku ludzkiego.

Dlatego po najnowszej powieści Houellebecqa nie spodziewałem się wiele. I słusznie, bo przynajmniej się nie zawiodłem. Autor "Platformy" straszy nas w "Uległości" cieniami bohaterów swoich poprzednich dzieł, przez co staje się cieniem samego siebie. Nie znajdziemy tu już cech, które tak bardzo wyróżniały prozę autora "Mapy i terytorium", czyniły ją inną i wyjątkową. To, co pozostało jest albo mizerne, albo przerysowane karykaturalnie. Z nakreśloną grubą krechą główną postacią François nie odczuwamy jakiegokolwiek związku, w przeciwieństwie choćby do Brunona i Michela z "Cząstek elementarnych" czy Daniela z "Możliwości wyspy"; bohaterowie drugoplanowi, psychologicznie płascy, nudzą jak referaty, które na każdym kroku wygłaszają. Sceny erotyczne są rzadkie, akcja nudna, pełna dziwacznych zbiegów okoliczności i pozbawiona choćby minimalnego napięcia. Nawet językowi daleko do tego, jaki znamy z poprzednich powieści, momentami stylistycznie niechlujny, jakby tekst pisany był na kolanie lub oszczędzono na redakcji. Zdarzają się wężowato długie, amatorsko złożone zdania o chaotycznej narracji, wymuszone, pisane "pod tezę" dialogi czy wyjątkowo nietrafione porównania. Po gwieździe takiego formatu naprawdę spodziewam się dużo więcej.

Fabuła "Uległości" opiera się praktycznie na jednym wątku. François, pierwszoosobowy narrator, a zarazem główny bohater powieści, prowadzi nudne życie wykładowcy akademickiego. Jest samotny, z rzadka miewa romanse, jedyna dziewczyna, z którą wiąże bardziej poważne plany, wyjeżdża do Izraela. Właściwie François jest w wymarzonej przez wielu sytuacji: uznany naukowiec, całkiem atrakcyjny mężczyzna w średnim wieku, cieszący się powodzeniem u studentek, których zasoby są praktycznie niewyczerpane, pracujący kilka godzin w tygodniu, pewny zatrudnienia, a jednocześnie wolny zawodowo. Z jakiegoś (jakiego?) powodu traci jednak poczucie sensu, przestaje czerpać satysfakcję z seksu, zaczyna stronić od ludzi i snuć fatalistyczne wizje nieszczęśliwej starości. Kit, którego nie przyjmie chyba żaden wnikliwy czytelnik. Dalej następuje jednak seria zaskakujących wydarzeń zakończonych niespodziewanym wygraniem wyborów prezydenckich przez kandydata Bractwa Muzułmańskiego, który zaczyna wprowadzać we Francji prawo szariatu. François odesłany zostaje na emeryturę, gdyż decyzją nowych właścicieli Sorbony (Saudyjczyków) wykładać mogą jedynie akademicy wyznania muzułmańskiego. Po okresie rozterek emocjonalnych, dylematów religijnych i problemów zdrowotnych (symbolika rozkładu moralnego przedstawiona w formie chorób trawiących ciało i korzystania z usług prostytutek, co w sumie wywołuje uśmiech politowania), bohater decyduje się przyjąć islam i powrócić na uczelnię. Snuje przy tym szczęśliwą wizję pogodzonego z losem, w pełni korzystającego z możliwości nowej religii (patriarchat, poligamia), świetnie opłacanego profesora literatury francuskiej, czyli siebie w nowym wcieleniu. Tym razem jednak, co za niespodzianka, spełnionego!

Fabuła "Uległości" jest więc żałośnie skąpa i prosta. Jedynym usprawiedliwieniem dla autora "Platformy" jest to, że nie o nią chodzi, lecz o rozważania nad sytuacją geopolityczną na świecie i snucie teorii spiskowych. Jest tu więc Lampereur, przedstawiciel identytarystów, czyli tajemniczej organizacji stającej na straży tradycyjnych wartości europejskich. Po przeciwnej stronie barykady stoi Rediger, z powodzeniem próbujący inkorporować islam w tradycję europejską. Pomiędzy nimi pojawia się wszechwiedzący oficer służb specjalnych, Tanneur, ze swoją tajną wiedzą na każdy temat. Na domiar złego autor "Poszerzenia pola walki" męczy nas jego obecnością w dwóch nieznośnie długich fragmentach. Po tym, jak rozmawiają w Paryżu, los ponownie krzyżuje ich w Martel, niewielkiej mieścinie w centralnej Francji, dokąd François ucieka ze strachu przed końcem świata. Zupełnie jakby maestrowi Houellebecqowi zabrakło innych bohaterów i tymi paroma nędznymi pionkami musiał obdzielić jak najwięcej lokalizacji i scen. Co ciekawe, w rozmowach ze wspomnianymi osobami bohater zachowuje się tak, jakby się urwał z choinki albo przynajmniej przyleciał z Księżyca. Praktycznie nie ma własnego zdania w żadnej kwestii, o wszystko pyta jak uczniak, a jest przecież uznanym intelektualistą. Przesada? To jeszcze nic!

Naiwność wizji autora "Możliwości wyspy" momentami poraża. Jeśli z jakąś niewielką dozą prawdopodobieństwa możemy założyć islamizację Francji, co, zważywszy porównywalne tempo sekularyzacji muzułmanów i chrześcijan w Europie i ich jednak stosunkowo niewielką populację, ociera się o fikcję, to już projekt euro-islamski jest najzwyczajniej śmieszny. Bo niby gdzie w momencie przejmowania władzy przez francuskich Braci Muzułmanów był nasz wszechobecny Wielki Brat? Czyżby Ameryka tak łatwo oddała Europę, nie zrzuciwszy nawet jednej bomby, nie wszcząwszy najmniejszego buntu za pośrednictwem sfinansowanej przez CIA demokratycznej opozycji? A nienawistna wobec Arabów Europa Wschodnia? Czy Bracia Słowianie nie ruszyliby na krwawą krucjatę w obronie chrześcijaństwa i europejskich wartości? Francuzki bez słowa sprzeciwu dałyby się sprowadzić do roli domowych niewolnic?

Przez piaszczyste usypiska absurdu Houellebecq prowadzi nas do oazy na tej pustyni zachodniej dekadencji. A w oazie, jak to w oazie, spotykamy supermężczyzn, bogatych i wojowniczych, o ego strzelającym w chmury jak palmy, oraz okutane w czador kobiety w domowych haremach. I to nie byle jakie, bo niemal dzieci! I właśnie wizja 15-letnich półniewolnic, z nastoletnią pasją oddających się w posiadanie starszym panom, została pokazana w "Uległości" jako fundament ustroju nowej Francji. Cały ten projekt to zwykła demagogia. Odnowa rodziny, powrót do tradycyjnych wartości, powodzenie nowych koncepcji gospodarczych, wyjście z politycznego impasu są tylko pretekstem, żeby wykpiony, bezwolny impotent zachodniego świata poczuł się wreszcie mężczyzną. Jak w "Poszerzeniu pola walki" autor proponuje wizję totalnej wojny o dostęp do seksu, tak w "Uległości" zawęża to pole do grupki zwycięzców. Patriarchat w swojej najczystszej postaci, uprzywilejowani starcy konsumujący najlepsze owoce podległego im społeczeństwa. Niespełniona chuć, która w poprzednich projektach Houellebecqa wiodła świat ku zagładzie, tutaj miałaby być antidotum na jego dotychczasowe problemy, uniwersalną szczepionką. Ironia? Mam nadzieję. W końcówce czytamy opowieść François prowadzoną w czasie przyszłym, czyli właściwie przypuszczenia. Bajeczkę, jaką opowiada się sobie dla lepszego samopoczucia. Marzenie.

W ten sposób "Uległość" interpretować można jako żart, zabawną opowiastkę snutą przez starszego erotomana-gawędziarza przy szklance whisky, w chmurze tytoniowego dymu. Chciałbym wierzyć, że taka była intencja autora "Cząstek elementarnych". Że stawia się on nie w roli wszechwiedzącego mędrca, a prześmiewcy. Wówczas wybaczyć można przynajmniej część niedociągnięć w tej powieści. To jednak tylko teoria. Pewnikiem za to jest, że Houellebecq, swego czasu obwołany czołowym przeciwnikiem islamu we Francji, niejako godzi się z religią Bliskiego Wschodu. Nie demonizuje muzułmanów, nie tworzy wizji kalifatu w stylu Państwa Islamskiego, jaką z perwersyjną przyjemnością karmią nas media i politycy. Co stanowi duży plus "Uległości" (no i dodaje solidny plus do jej oceny końcowej).


[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu internetowym]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 708
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: