Dodany: 18.10.2015 19:22|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Zagadki medyczne i sztuka diagnozy
Sanders Lisa

2 osoby polecają ten tekst.

Doktorze, co pan o tym powie?


Coś w tym jest, że w dobie niewyobrażalnego jeszcze niedawno rozwoju nauk medycznych wzrasta liczba nie tylko dostępnych badań, zabiegów i leków, ale także ludzi niezadowolonych z podjętego przez lekarzy postępowania, a nawet – jeszcze gorzej – narażonych z jego powodu na większe cierpienie lub śmierć. Jeśli nawet nie jest to wzrost bezwzględny – bo pomyłki diagnostyczne i niepowodzenia terapeutyczne zawsze się zdarzały, wystarczy sięgnąć po literaturę z minionych wieków, a zaraz niejeden opis znajdziemy – robi takie wrażenie za sprawą mediów, w których każde zjawisko, negatywne chyba nawet prędzej niż pozytywne, natychmiast zostaje nagłośnione. A przecież wiemy, że człowiek nie maszyna, i o ile na przykład najechanie pod takim samym kątem na taki sam gwóźdź spowoduje dziurę w prawie każdej oponie tego samego rodzaju, o tyle, dajmy na to, taka sama bakteria, dostawszy się w to samo miejsce u kilkudziesięciu ludzi tej samej płci i wieku, może wywołać całą gamę skutków o nasileniu, umownie określając, od 0 (brak efektu) do 10 (śmiertelna choroba). Wystarczą drobne różnice genetyczne czy niewielkie odrębności w trybie życia, by coś, co u większości ludzi przebiega typowo, u jednego lub kilkorga zaowocowało symptomami na tyle odmiennymi, że mogą lekarza wprowadzić w błąd. No i wreszcie są też choroby rzadkie, wręcz piekielnie rzadkie, z którymi przeciętny medyk nie spotka się nigdy – ale ten jeden na kilkuset albo na kilka tysięcy będzie musiał…

Lisa Sanders, wykładowczyni medycyny na uniwersytecie Yale i konsultantka medyczna serialu „Dr House”, opisuje w swojej książce dziesiątki historii, w których postawienie prawidłowej diagnozy stało się wyzwaniem dla lekarzy. Czasem dlatego, że rzeczywiście było bardzo trudne, a czasem – bo ktoś o czymś nie pomyślał, u kogoś utrwalił się niezupełnie poprawny stereotyp myślowy, ktoś za bardzo zawierzył aparaturze, nie uwzględniając tego, co sam widzi… Autorka kładzie największy nacisk na te ostatnie sytuacje, rozważając w ich kontekście niedociągnięcia systemu edukacji amerykańskich lekarzy (co nie znaczy, że jej uwagi nie odnoszą się do uczelni medycznych w innych zakątkach świata: także i u nas skrócenie czasu hospitalizacji spowodowało, że pacjenci dosłownie „przelatują” przez oddziały, więc student, jeśli ma pecha, przez cały okres nauki nie spotka chorego z określoną anomalią, którą powinien się nauczyć wykrywać własnym dotykiem, wzrokiem czy słuchem; także i u nas może on nabrać błędnego przekonania, że w obliczu dostępności wszelkiego rodzaju maszynerii diagnostycznej nie warto tracić czasu na drobiazgowe rozmowy z pacjentem i równie drobiazgowe własnoręczne badanie – wystarczy zaordynować pakiet analiz, a wydruki powiedzą wszystko…) oraz możliwości wspomagania diagnostyki przez systemy informatyczne, w tym… popularne wyszukiwarki internetowe (im trafniej lekarz sprecyzuje nietypowy problem, tym większa szansa, że znajdzie jego opis w artykule z czasopisma, o którym dotąd nawet nie słyszał – bo nie sposób znać każdy tytuł spośród średnio kilkudziesięciu dla każdej dziedziny medycyny, i to w różnych językach). Jej opowieść nie ma posmaku niezdrowej sensacji typu „patrzcie, jacy ci moi koledzy niedouczeni!” – nie, nic z tych rzeczy, Sanders nie oszczędza też samej siebie, przytaczając przypadki również z własnej praktyki i podkreślając potrzebę zaangażowania wielu osób, by dało się pomóc jednej, która, cierpiąc, na tę pomoc czeka.

Język omawianej publikacji wydaje się na tyle przystępny, by z jej lektury mogli skorzystać nie tylko ludzie związani zawodowo z medycyną, lecz także czytelnicy "niemedyczni". Ci pierwsi wręcz powinni, bo możliwość nauki na cudzych błędach – już popełnionych i praktycznie w każdym wypadku naprawionych, po czym starannie zanalizowanych – jest bezcenna. Tym drugim też jednak się przyda. Choć pewnie utwierdzą się w przekonaniu, że lekarze (a przynajmniej pewna ich część) wiedzą za mało, to również będą mogli zrozumieć, że w niepowodzeniach medycyny nie zawsze należy dopatrywać się głupoty i złej woli jej adeptów – bo czasem przyczynia się do tego brak dostatecznych informacji, za co mogą odpowiadać i pacjenci (na przykład z roztargnienia lub celowo nie mówiąc lekarzowi o pewnych faktach, które okazują się najistotniejsze dla postawienia diagnozy), czasem po prostu bezradność wobec problemu na tyle rzadkiego, że trzeba postępować po omacku… A może przy okazji jedni i drudzy nabiorą do siebie nawzajem współczucia i zrozumienia?


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 960
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Pani_Wu 19.10.2015 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś w tym jest, że w dobi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Faktycznie, brzmi jak „Dr House” minus fabuła. Tak humorystycznie dodam, że nie chciałabym "przelatywać" przez jakiś oddział w dosłownym tego słowa znaczeniu, aczkolwiek, gdybym miała być pacjentem, to wyłącznie przelotnym ;) W domu najlepiej :)
Ostatnio oglądałam film dokumentalny z Irlandii o pomyśle zdalnej kontroli stanu zdrowia seniorów. Mnie, szczerze mówiąc, podoba się pomysł, że usiądę sobie do komputera, coś porobię, otrzymam wyniki, diagnozę i leki kurierem do domu :) Lekarz nie słucha tego, co pacjent ma do powiedzenia nie tylko dlatego, że bardzo ufa badaniom. Lekarz usiłuje nadążyć w ciągu wizyty wypełnić te wszystkie formularze, które mają udowodnić, że nie siedział bezczynnie. Mam wrażenie, że chciałby, żebym mówiła jak najmniej, to będzie miał mniej do notowania ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: