Dodany: 30.11.2009 22:30|Autor: Siledhel

Czytatnik: Parę słów

1 osoba poleca ten tekst.

Mitologie wszelakie


Przeszczęśliwym studentem wymarzonej Szkoły poetów będąc i – w związku z tym – przygotowując się do kolokwium, przeczytałem najróżniejsze opracowania mitologii greciej. W kolejności chronologicznej: „Mity starożytnej Grecji” Roberta Gravesa (lektura dla piątej szkoły klasy podstawowej, jak wynika z okładki), „Mitologia” Jana Parandowskiego, początek „Mitów Greków i Rzymian” Wandy Markowskiej, „Starożytność bajeczna” Tadeusza Zielińskiego.

Ta ostatnia (dorwana za grosze w jednym z antykwariatów – cóż za radość) wywarła na mnie najlepsze wrażenie. Jest napisana pięknym językiem – poetyckim, lekko archaicznym, dokładnie takim jaki uwielbiam. W przeciwieństwie do suchych wywodów Parandowskiego, “Starożytność…” czyta się jak najlepszą powieść, albo może inaczej – fascynującą baśń. Pełną dramatyzmu, ale i wzruszeń. Ładne jest u Zielińskiego jego nienachalne moralizatorstwo, kiedy podaje swoje puenty kolejnych mitów, podobać się również musi podkreślanie niejasności co poniektórych wątków, ich współistnienia w wielu wersjach – „różnie ludzie gadają”…

W dziele Parandowskiego widzę dwie zalety, w tym jedną – zwięzłość – będącą też wadą. Druga to wplatanie cytatów z dzieł innych pisarzy. I tak na przykład czytając o przygodach Heraklesa, uraczeni zostaniemy fragmentem z Mickiewicza:

"Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,
Ten młody zdusi Centaury,
Piekłu ofiarę wydrze,
Do nieba pójdzie po laury".

Kapitalny pomysł!

O mitologii Gravesa wiele powiedzieć nie mogę; cienka ta książeczka posłużyła mi za wstęp do studiów nad mitami, aczkolwiek większych emocji nie wzbudziła. Równie sucha jak Parandowski, pozbawiona jednak odniesień do naszej literatury – nie broni się niczym.

Markowską zacząłem tuż po skończeniu Parandowskiego – wydała mi się zrazu o niebo ciekawsza, jednak lekturę zakończyłem w chwili zdobycia „Starożytności…”. Rzecz w tym, że u Markowskiej po raz trzeci dostałem ten sam schemat: najpierw opowiedzmy o stworzeniu świata, potem po kolei o każdym z bogów, następnie przejdźmy do herosów… Ileż można!

Tadeusz Zieliński rozwiązał rzecz o wiele sprytniej – chwali się tym zresztą we wstępie – zaczyna od razu od bohaterów, nie kłopocząc się nudnawym wyliczaniem bogów i ich właściwości. Najważniejsze jednak, że nie odnosimy wrażenia wyrwania z kontekstu. Historia toczy się warto, cały czas dostrzegamy związki przyczynowo-skutkowe, geografię Grecji poznajemy stopniowo, nie skacząc frenetycznie z miejsca na miejsce, położenie zdarzeń w czasie również nie sprawia kłopotu. Zanim się obejrzemymy będziemy w stanie stwierdzić, co robił Tezeusz w chwili, gdy Herakles potykał się z Nemejskim lwem, lub też – czy Achilles mógł znać Orfeusza.


Czytając tyle wariacji na ten sam temat, nie można nie zwrócić uwagi na różnice. Jasnym jest, że mitologia grecka nie ma swojej jednej obowiązującej wersji. Pamiętajmy, że owe podania były przekazywane przez śpiewaków – a ci nie uczyli się ich na pamięć; za każdym razem tę samą historię mogli opowiedzieć w inny sposób. Oczywiście ogólny zarys się zgadzał, gorzej natomiast ze szczegółami. I to nawet dość istotnymi. Podam jeden przykład: mój ulubiony mit o Apollu i Marsjaszu, na wieki wpisany w naszą polską tradycję literacką dzięki wierszowi Zbigniewa Herberta pod takim właśnie tytułem („Apollo i Marsjasz”). Otóż w każdej z czytanych przeze mnie mitologii przedstawiony został trochę inaczej: a to Apollo wyzywa na pojedynek Marsjasza, a to Marsjasz – Apolla; sędziowie mogą nie mieć wątpliwości już po jednej rundzie, ale może też być potrzebna dogrywka – gra na odwróconych instrumentach to pewna zguba dla satyra (satyra? a może człowieka jeno?) grającego na fujarce, natomiast dla Feba trącającego liryczne struny – fraszka. Na pominięcie nieludzkiej (a jakże, toż z bogiem przyszło mu się potykać) kary nie może nieszczęsny Marsjasz liczyć…

W żadnej natomiast z mitologii nie było mi dane przeczytać o prawdziwej genezie straszliwego Minotaura. Lecz czy na pewno prawdziwej? Czy to nie „najdziwniejsze plotki”, których nie wypada powtarzać i czy „byk Minosa” nie był po prostu karą zesłaną przez bogów na pysznego króla?

W tym może tkwi piękno tych ponadczasowych opowieści – one żyją już własnym życiem i tylko od nas zależy, jaką nadamy im estetykę i jak je zintepretujemy.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1024
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: