Dodany: 30.10.2009 18:10|Autor: agatatera

Książka: Wieża z klocków
Kotowska Katarzyna (ur. 1957)

1 osoba poleca ten tekst.

Niewiele słów, wartości wiele...


Dawno już żadna książka nie wzbudziła we mnie tyle emocji, co ta króciutka powieść. Jest niesamowita!

Wojciech Eichelberger napisał o tej książce, że "jest żywym i poruszającym świadectwem tego, jak trudne, adopcyjne rodzicielstwo wsparte odwagą, mądrością i wrażliwością zastępczych rodziców staje się prawdziwym i bezcennym rodzicielstwem duchowym"[1]. I tak faktycznie jest. Jest to dla mnie książka o prawdziwym nieszczęściu rodziny, która dzięki wytrwałości i stałej nadziei znajduje jednak swoje szczęście. O rodzinie, która bardzo pragnie dziecka, lecz go mieć nie może i o odnalezieniu siebie nawzajem oraz zyskaniu nowego członka rodziny poprzez adopcję właśnie.

Jest to książka kipiąca od emocji, od prób zrozumienia – dlaczego to akurat im musiało się przydarzyć? Czy jest to zwyczajnie loteria losu czy próba, przed którą postawił ich Bóg? Czym sobie na to zasłużyli? Bardzo wyraźnie opisane jest cierpienie głównej bohaterki, a także wsparcie, jakiego udziela jej mąż. Mogą na siebie liczyć, razem przechodzą cały ten trudny czas – od uświadomienia sobie bezpłodności, poprzez próby leczenia, aż do decyzji o adopcji i wszystkich jej konsekwencji. Bardzo poruszające było czytanie o tym, jak niekompletna czuła się bohaterka nie mogąc mieć dziecka, jak bardzo przeżywała proces starania się o adopcję, jak wiele wątpliwości i nadziei miała na początku i jak odpowiedzialnie i świadomie podeszła do roli matki adopcyjnej.

Jest to kolejna książka, która opisuje koszmary systemu domów dziecka oraz systemu adopcyjnego. Czytając o przejściach bohaterów mam wrażenie, że te rodziny które przebrną przez proces adopcji powinny chyba otrzymać medal za odporność, wytrwałość i odwagę! System jest maksymalnie zniechęcający (oczywiście, rozumiem częściowo dlaczego tak jest, ale czy to jednak jest najlepsze wyjście?) i odczłowieczony. A domy dziecka? O tych instytucjach prawie nie chce mi się pisać, bo tak mało jest pozytywnych przykładów, którymi można się dzielić, a tak wiele negatywnych… Dlaczego u nas ciągle system działa w taki sposób, że rodzice adopcyjni oraz rodzinne domy dziecka najczęściej są widziani jako "zło konieczne", a nie szansa dzieci na normalne życie?

Inną sprawą jest publiczna świadomość i stosunek do rodziców i dzieci adopcyjnych. Tak wiele osób w naszym społeczeństwie widzi rodziny adopcyjne, jako szaleńców, którzy zdecydowali się przyjąć pod swój dach potencjalnego mordercę, pijaka, złodzieja. Dzieci również często niestety traktowane są jako dzieci drugiej (a nawet trzeciej) kategorii, z którymi lepiej się nie zadawać. A jak często zdarza się, że ludzie obcy czują się upoważnieni, do tego, by informować dziecko o tym, że zostało adoptowane, brr… Kto im dał takie prawo? Jak bezmyślni, głupi, złośliwi są tacy ludzie!

Bardzo pięknie opisany jest stosunek rodziców i dziecka – jak mądre mają podejście, jak świadomi są sytuacji, jacy wytrwali w tym, co robią. Próbuję sobie wyobrazić, jak olbrzymi nakład sił i dobrych chęci musi – przynajmniej na początku – mieć osoba, która decyduje się zaadoptować dziecko z domu dziecka. Jak ostrożnie, delikatnie należy postępować, by wyleczyć rany psychiczne. By razem zbudować wieżę z klocków, która się jednak nie zawali Ale jakże muszą być oni szczęśliwi, gdy pierwszy raz usłyszą słowa "mamo", "tato", kiedy zorientują się, że dziecko podświadomie widzi ich już jako najważniejsze osoby na świecie!

Piękna książka, napisana pięknym językiem. Tak krótka, a tak wartościowa. Zdecydowanie polecam!

[Recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]


---
[1] Katarzyna Kotowska: „Wieża z klocków”, Wyd. Media Rodzina 2001, str. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1772
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: kornwalia 01.12.2009 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno już żadna książka n... | agatatera
Enga, zaskoczyła mnie Twoja aż tak pozytywna ocena. Ja od początku się najeżyłam. I dopiero tak od 17 strony tę książkę czyta się nieco lepiej. Początek to słowa, które tysiące razy można było przeczytać w tysiącu artykułów na ten temat. Jest to dla czytelnika dość nudne i trąci pretensjonalnością. Język w ogóle pozostawia wiele do życzenia, autorka chciała nam opowiedzieć swoją historię i jej dziecka, zgoda, że jest to ciekawe, ale to nie znaczy, że ona sama ma zadatki na pisarkę, bo jak dla mnie nie ma. Widać to choćby w krótkim teście o jej zmarłym ojcu, jest to na poziomie gimnazjalistki. Chyba najlepszym fragmentem jest ten o gwiazdach, nie przegadana, nie przesiąknięta rozdmuchanymi uczuciami, urzekająca scena.
I jeszcze jedno - kto, do licha, w wydawnictwie stwierdził, że tekst niewyjustowany wygląda dobrze? ;)
Podsumowując - im więcej dialogów z życia było, tym lepiej, tu dotykała sedna sprawy bez osobistych uwag, a im bardziej chciała napisać coś "od siebie", tym gorzej jej to wychodziło, coś takiego można znaleźć w przeróżnych kolorowych gazetach dla pań.
Użytkownik: olina 03.08.2014 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Dawno już żadna książka n... | agatatera
Rzetelna recenzja pisana sercem. Kotowska porusza. „Wiem, jak boli śmierć marzeń (…). Śmierć zawsze boli, ale przynajmniej czerń żałoby chroni przed wścibstwem i niedelikatnością. Nas nic nie chroni. Nie nosi się żałoby po śmierci marzeń”. W żadnej relacji książkowej (tych z pism kobiecych, wspomnianych przez Kornwalię, nie znam) nie natrafiłam na uwagę, że procedury adopcyjne wyłuskują tylko ludzi bardzo zdeterminowanych lub… gruboskórnych. Nie dość, że kogoś spotyka nieszczęście – czy to w postaci bezpłodności, czy jakiekolwiek inne – to jeszcze musi udowadniać, że nie jest wielbłądem, a pragnienie adoptowania dziecka to nie chwilowy kaprys. Trzeba wytrzymać bolesne rozmowy, znieść wszechstronną „wyżymaczkę” - wiadomo, że dla dobra dziecka, ale czy tego poranionego potencjalnego rodzica naprawdę trzeba tak traktować? Ludzie, którzy nie mają pojęcia, jakie to cierpienie, lub uważający się za lepszych, oceniają: „Dobrze zrobiliście!” A kto pyta o zdanie? Najważniejsze, że Piotruś ma rodzinę, więc autorce i jej mężowi można z podziwem pogratulować :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: