To zła kobieta była...
Poznański dziennikarz, Adam Spolski wraca do domu z wyprawy na ryby znacznie wcześniej, niż planował. Zastaje żonę z gachem w łóżku. Dowiaduje się od niej, że jest beznadziejnym kochankiem, pijakiem, nieudacznikiem, że zmarnował jej życie. Kobieta z satysfakcją informuje go, że kochankowi lubi obciągać i jęczy pod nim tak, że żyrandole się kołyszą.
Spolskiemu świat się wali – traci żonę, a niedługo potem także pracę. Miał już wcześniej pewne podejrzenia, że z jego piciem coś nie jest w porządku, ale nie dopuszczał myśli o alkoholizmie. Teraz z problemem tym nie może już się nie zmierzyć. Ale najpierw pije. Wielodniowymi ciągami, upadlająco.
Wpada w pułapkę intrygi uknutej przez żonę i traci mieszkanie, a także kontakt z córkami. To dopiero zmusza go do leczenia odwykowego w znanym ośrodku w Charcicach.
Największe wrażenie wywarł na mnie nie alkoholizm bohatera, pijackie ciągi, sesje użalania się nad sobą przeplatane planami zemsty – ale postawa dwóch kobiet: żony Spolskiego i żony Stefana, kolegi Adama z ostatniego okresu picia i z odwyku. Stróżyński zrywa w ten sposób z kanonem, w którym alkoholik jest zły, a jego żona to święta męczennica – w tym przypadku postawy obu pań są odrażające.
Powieść średniej jakości, nieco drętwa, momentami mało przekonująca, ale ma w sobie coś, co zmusza do doczytania do końca.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.