Dodany: 27.04.2015 16:50|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Kajmakowy tort literacki.



Recenzentka: Iwona Banach


„Analfabetka, która potrafiła liczyć” to już druga, po „Stulatku, który wyskoczył przez okno i zniknął”, powieść szwedzkiego autora Jonasa Jonassona. Tak samo dobra? Nie wiem. Nic nie napiszę o „Stulatku”, bo go jeszcze nie przeczytałam. Mam, kupiłam. Jestem chomikiem, który nie tylko wącha książki, ale także kupuje je i stawia na półkach jak na piedestałach na jakieś „potem”. Jestem też książkowym „preppersem”, tylko zamiast żywności i broni na wypadek katastrofy gromadzę książki
...ale do rzeczy.

Kiedy robi się kajmak (wybaczcie to kulinarne porównanie, jest naprawdę bardzo na miejscu), trzeba wziąć dużo zwykłego mleka i mnóstwo cukru, a potem gotować tak długo, aż się skondensują do gęstej, lepkiej, cudownie słodkiej masy, której nie sposób jeść z umiarem. „Analfabetka, która potrafiła liczyć” to taki literacki kajmak. Jest tu zwykłe życie, całe mnóstwo humoru i literacki proces twórczy, który to wszystko skondensował do granic absurdu. Tyle że ten absurd wcale nie jest aż taki absurdalny.

Tę powieść nazwałabym „mozaikową”, bo składa się z maleńkich, doskonale dopracowanych „cegiełek”, które łączą się w całość. Jeden bohater, jedno życie, jedna opowieść, która przeplata się z innymi opowieściami, wyjaśnia je, komentuje, dopowiada. Czyni wiarygodnym to, co pozornie nieprawdopodobne.

Główną bohaterką jest Nombeko, tytułowa analfabetka, postać tak nieprawdopodobna, że aż prawdziwa. Dziewczynka bardzo zdolna i skrajnie zaniedbana, choć może odwrotnie – skrajnie zdolna, a zaniedbana mniej więcej tak samo, jak wszyscy dookoła niej w Soweto za czasów apartheidu.

Świat nie jest sprawiedliwy i marna pociecha, że nigdy nie był i pewnie już nie będzie. Wszystkim rządzi przypadek, a i on specjalnie sprawiedliwy nie jest – bo wysoki status społeczny, miejsce urodzenia czy pieniądze wiele ułatwiają i sprawiają, że nawet przypadek bywa niestraszny. W końcu prawdopodobieństwo, że zamożny człowiek zostanie zabity przypadkiem w paskudnej dzielnicy, jest nikłe; a że spotka to mniej zamożnego, który akurat tam mieszka, bo nie ma innego wyjścia – dość wysokie.

Czy takie osoby jak Nombeko istnieją? Oczywiście! Iluż jest zmarnowanych geniuszy, którzy mieli pecha urodzić się w warunkach uniemożliwiających im rozwój i skazujących na marną wegetację! O „zamordowanym Mozarcie” w dziecku, człowieku pisał też Antoine de Saint-Exupéry w „Ziemi, planecie ludzi”.

Nombeko jest właśnie takim dzieckiem, kimś przeznaczonym na straty – ale jej udaje się, wbrew wyrokowi losu, powolutku realizować swoje marzenia. Wszelkie niedogodności znosi ze spokojem i potrafi przekuć je w szanse.

A inni bohaterowie? Każdy z nich to oryginał i mógłby sam stać się tematem odrębnej powieści, razem zaś tworzą niesamowity tygiel, kłębowisko uczuć, marzeń, dążeń i przekonań politycznych, bo „Analfabetka” jest bardzo mocno osadzona w polityce czasów, których dotyczy i znajomość tej polityki z pewnością pomoże w zrozumieniu wielu aluzji, choć nie jest nieodzowna.

Książka Jonassona to jakby maleńka cząstka świata oglądana pod mikroskopem. Barwna, brawurowo szalona, przerysowana. O ile w życiu może wydarzyć się wszystko, o tyle w literaturze ważne jest, aby to, co opisuje dzieło – było prawdopodobne. Ta zasada w „Analfabetce” została odwrócona. Powieść jest tak napisana, że potrafi uwiarygodnić szalone wydarzenia, jakie w życiu nie mogłyby mieć miejsca. Jest komiczna, jest śmieszna, ale zabawna – nie. Śmiejemy się może nie przez łzy, lecz z pewnością nie radośnie. Śmiejemy się z samych siebie, z naszych przywar, z bezsensów polityki, z wielkich tego świata. Ze skąpstwa, chamstwa, głupoty i bezradności. Z barier, które dla wygody czy bezpieczeństwa stawiamy dookoła siebie, i których nie jesteśmy w stanie pokonać, kiedy tego potrzebujemy.

Pod względem warsztatowym to pozycja bardzo dopracowana. Tu nie ma chaosu ani przypadkowości. Wszystko do siebie pasuje, wszystko jest wyjaśnione i dopowiedziane.

„Analfabetka” może bawić i bawi, ale jeżeli będziemy czytać ją jedynie jako historię życia Nombeko, wiele stracimy, bo to raczej opowieść o pewnej epoce, o zmianie, o ludziach, o kraju, w którym inteligencja i sprawiedliwość mają kolor i o innym kraju, tak wolnym, że pozwala na wszystko, choć wszystkiego zabrania, gdzie można właściwie nie istnieć, a mimo to funkcjonować, gdzie za spowodowanie zagrożenia atomowego dla ludności dostaje się dwa lata, a za jazdę na motorze bez kasku – piętnaście, o bombie atomowej, o wszechobecnej ludzkiej głupocie i o zachłanności, która potrafi przenosić góry.

Wracając do mojego porównania kulinarnego – tak kajmak, jak i książkę polecam każdemu, ale uprzedzam, że z jednym i drugim należy uważać: żeby naprawdę poczuć smak, trzeba je sobie dawkować. Dobre rzeczy należy smakować powoli, z rozmysłem, zostawiając sobie czas na przetrawienie i przemyślenia. Znajdą się z pewnością i tacy, których lektura znudzi albo zmęczy, ale nie będzie to wina książki, a właśnie dawkowania. To nie jest powieść do połknięcia w jeden wieczór. Można, owszem, można, oczywiście – ale szkoda!


Ocena recenzentki: 5/6



Autor: Jonas Jonasson
Tytuł: Analfabetka, która potrafiła liczyć
Tłumacz: Bratumiła Pawłowska-Pettersson
Wydawnictwo: WAB
Stron: 412


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3012
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: