Dodany: 24.04.2015 18:08|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Miasto Cieni - recenzja


Autor recenzji: Jerzy Lengauer

Lata trzydzieste ubiegłego wieku to nie tylko wyhodowane w Republice Weimarskiej gniazdo żmij i cienie pełzające po „odrodzonych” Niemczech, Austrii, Czechosłowacji, i zaraza, czarna jak dżuma, jadowita jak żmija zygzakowata i szybka jak skorpion obracający się w kierunku to Wolnego Miasta Gdańska, to Morza Północnego, to zachodnich granic państwa, tupot czarnych, podkutych buciorów zagłuszających kupiecki, mieszczański hałas, gwar berlińskich liberalnych kawiarni, powoli znikające z oper i filharmonii mozartowskie arcydzieła. To także niedostrzegalna nie tylko w pierwszej chwili, lecz aż do ostatnich krwawych wydarzeń poprzedzających falę najstraszliwszych w historii, przemysłowo wykonywanych egzekucji, epidemia, mająca ogniska prawdopodobnie w każdym ówczesnym europejskim państwie.

Nie tylko Niemcy, to środkowo-europejskie państwo marzące o wydostaniu się z celi, do której wtrąciły je mocarstwa Ententy, podnosiły się z kolan, rozpościerały ramiona, zaciskały pięści, w końcu prostowały plecy, szukały najpierw oparcia pod dłonie, potem łokcie, a w końcu muru, o który można się oprzeć. Michael Russel, Anglik z urodzenia, Irlandczyk ze względu na miejsce zamieszkania i częściowo wychowanie, dostrzegł to, co może historycy lekceważą, uważają za naciągane, słabo lub w ogóle nieudowodnione. Zapewne nie bez racji. Russell oczami pisarza, miłośnika kryminalnej, politycznej i historycznej fantazji zobaczył, że europejski faszyzm, już w momencie swoich narodzin, jak antyczna, mitologiczna puszka Pandory splugawił, zabrudził, zanieczyścił Stary Kontynent, Stary Kraj, nie szanując ani granic, ani mórz, ani religii, ani idei, ani warstw społecznych, ani przywódców duchowych czy moralnych - jakkolwiek by nazwać osoby mające wielki wpływ na zdezorientowane po pierwszej wojnie światowe i chore społeczeństwa.

Cóż mówić o estymie, uznaniu i poważaniu. "Nowe" postanowiło perfidnie, najpierw wkradając się przez piwnice, następnie przez salony polityczne, komnaty, których okna ciemnymi zasłonami odgradzały ideologiczne spiski i wstydliwe porozumienia od ulicy, w końcu - gabinety rządzących sprawiedliwością mniej lub bardziej wysokich urzędników zawładnąć tymi, którzy mogą poruszać motłochem jak kukiełkami w europejskim teatrze społeczno-obyczajowo-politycznym. Jakże łatwo dostać się stamtąd przed oblicza rządzących duszami. Stanąć twarzą w twarz nauczycielem moralności i etyki, wodzem dziesiątek, setek, tysięcy dusz. Przekupić, złapać na gorącym uczynku, zaszantażować, oszukać. Kielich mszalny zamienić na czarę goryczy, miseczkę cykuty.

Russell widzi w Irlandii kraj sponiewierany społecznie, gospodarczo, politycznie, ideologicznie, religijnie. Miejsce, które tęskni za spokojem niedanym od setek lat. Nie stawia jednak czytelnika wobec szczęku oręża i gór trupów wieśniaków, rodów, klanów irlandzkich, szkockich, saskich, normandzkich. Nie opowiada historii najazdów. Nie zagłębia się w spory dynastyczne. Czasami spogląda na zielone irlandzkie wzgórza, gdzie pośród pradawnych kurhanów on i jego sąsiedzi chowają teraz najbliższych. Ubolewa nad Dublinem, gdzie ciemne piwo smakuje często strachem, a kufle zamiast w zmywaku, lądują roztrzaskane na podłodze. I mówi o niedawnej wojnie o niepodległość, podziale kraju, związkach z Albionem. Trudno orzec, czy wspominając te polityczno-militarne rozgrywki próbuje czytelnika nieco zachęcić do zajęcia się historią Irlandii, czy może jest to jeden z elementów skomplikowanej kryminalnej fabuły, nie do rozwiązania dla podrzędnego śledczego, jakim jest Stefan Gillespie. Lub też i wieś irlandzka, i Dublin są dla pisarza metaforą Środkowo-Wschodniej Europy. Jego światem faszyzmu, zakłamania religijnego, fundamentalizmu i politycznego, i teologicznego, nacisków, szantaży. Być może taki literacki zabieg pomógł mu znaleźć inne miasto, w innym kraju w zasadzie bez ustalonej tożsamości państwowej, tak podobne do jego Éire - Wolne Miasto Gdańsk, deptane przez ludzi w brunatnych strojach, obwieszone czerwono-czarnymi flagami i sztandarami.

Dla Michaela Russella jest zrozumiałe, że kwestia nie w homoseksualizmie księży katolickich, przerywaniu niechcianych ciąż, emancypacji kobiet zbierających fundusze na obronę kibuców przed angielską i arabską napastliwością. W swoim znakomitym nie tyle angielskim kryminale retro, ile thrillerze z elementami powieści obyczajowej i nutką skandynawskiej ciemności mówi przez setki stron o zdradzie, która stoi za morderstwami, o trupach rozrywanych na zalesionych podmiejskich wzgórzach przez zwierzęta, o kołtuństwie, o bigoterii, o zakłamanej pobożności, o pieniądzach wciskanych w złożone do modlitwy ręce razem z plakietką ze swastyką. Pisarz oskarża system polityczny, warunki stworzone przez ideologie i nakazy religijne. Wskazuje winnych, nie oszczędzając wiejskich proboszczów i biskupów. Pokazuje palcem uwikłanych w dewocję wysokich funkcjonariuszy policji. Wyszydza niższych funkcjonariuszy, którzy dali się uwieść organizacjom politycznym i paramilitarnym. Zdecydowanie przedkłada ponad wszystko uczciwe wykonywanie powierzonych obowiązków, ze smutkiem konkludując, że niszczy to życie rodzinne i wcześniej czy później stawia przyzwoitego człowieka przed wyborem: ucieczka czy walka?

Niezwykle ciekawy jest stosunek pisarza do syjonizmu. Widać, że - jak wielu zacnych i inteligentnych Europejczyków - nie ma jednoznacznego stosunku do tej idei i konsekwencji z niej wynikłych. W postaci Hannah Rosen zawarł wszystko, co w opisywanych czasach rozdzierało serca i dusze europejskich Żydów w Dublinie, w Gdańsku, w Berlinie.

Subiektywna ocena książki: 6

Autor: Michael Russell
Tytuł:Miasto cieni
Wydawnictwo: Sine Qua Non, 2015,
Liczba stron: 379


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2624
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: