Dodany: 19.04.2015 19:56|Autor: morgause

Migawki z Hiszpanii


Fiesta – sacrum miesza się z profanum. Ręce krwawią przy wielogodzinnym uderzaniu w bęben, krwawią też biczowane plecy, młode dziewczyny zalewają się łzami pod figurą Matki Boskiej, a po chwili ocierają łzy, wyciągają komórki, zapalają papierosy.

"W hiszpańskim rozumieniu świętować to wyemancypować się, uwolnić, zerwać więzy porządku społecznego i uciec przed kontrolą oficjalnych władz"[1].

Fiesta bywa niebezpieczna: można oberwać zdechłym szczurem, twardą landrynką ciśniętą z całej siły, zginąć od byczego rogu albo końskiego kopyta.

"Fiesta musi być dzika. Ryzyko jest nieodłączne, jest częścią rytuału, bez niego nie byłoby zabawy, nie byłoby życia, nie byłoby sensu"[2].

Fiesta to "piekło dla racjonalistów"[3]:

"I oni tańczą. Naprawdę. Ten tłum młodych katalończyków, dwudziesto-, trzydziestolatków, te dziewczyny z dredami, ci chłopcy z kolczykami w brwiach, informatycy, przedstawiciele handlowi, bezrobotni – wszyscy skaczą do głupiej ludowej melodii (...)"[4].

Fiesty urządza się ku czci lokalnych świętych, na Boże Ciało, Wielki Piątek, na pamiątkę dawnej zarazy itp.

Autorka pozostaje na zewnątrz tych wydarzeń. Opisuje, jak miejscowi mylą tropy, jak błądzi w poszukiwaniu właściwych miejscowości, gubi się, spóźnia, a potem pozostaje w zadziwieniu tym, co zobaczyła.

"Ulice biegną po łuku, wiją się wokół centrum i odpychają obcego z niewidzialną siłą odśrodkową, jakby broniły czegoś, co jest w środku"[5].

Książka jest napisana w formie krótkich migawek z różnych regionów Hiszpanii. Katarzyna Kobylarczyk miesza regiony i tematy. Oprócz fiest są tu ślady czarownic, msze odprawiane w rycie przedrzymskim, ponad stuletni grób andaluzyjskiego rabusia, na którym dalej składa się kwiaty, i opis barów Madrytu. Sprawia to, że jest chaotyczna i kalejdoskopowa, ale wciąga jak fiesta.

Kolejne migawki przypominają kolorowe fotografie. Widzimy coś, ale nie do końca możemy zrozumieć, jakby nie było czasu, bo za chwilę jedziemy dalej, na następną fiestę. Trochę niczym turyści na wycieczce objazdowej. Motto, pochodzące z książki Ceesa Nootebooma "Drogi do Santiago", brzmi: "Za Pirenejami leży cały kontynent. Tajemniczy, skryty, nieznany: skupisko krain z ich własną historią, językami i tradycjami – potrzeba lat, żeby to odkopać dla siebie samego, odkryć, z samym sobą omówić"[6]. Rozumiem, że "Pył z landrynek" musiałby być cegłą, gdyby Katarzyna Kobylarczyk chciała potraktować temat mniej skrótowo. Trochę jednak szkoda, że nie jest, bo przyjemnie mi się go czytało dzięki poetyckiemu językowi, polubiłam erudycję autorki i jej szacunek dla spotykanych ludzi.



----
[1] Katarzyna Kobylarczyk, "Pył z landrynek", Wydawnictwo Czarne, 2013, s. 15.
[2] Tamże, s. 89.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 35.
[5] Tamże, s. 23.
[6] Cyt. za: Katarzyna Kobylarczyk, dz. cyt., s. 7.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 854
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: