Dodany: 16.02.2015 20:18|Autor: olina

„[Atomy] nie znoszą samotności”[1]


„(…) jesteście w pewnym sensie wybrakowani. Nauka już was kiedyś skrzywdziła. (…) Tymczasem dyscypliny humanistyczne za pomocą swoich ulotnych, rozpustnych forteli bezwstydnie was uwiodły”[2]. O tak! Wszystko zaczęło się od „Był sobie człowiek”, „Był sobie kosmos” i „Było sobie życie”, dzięki nim jako dzieciak poczułam pierwszą fascynację nauką. Pamiętam moje oburzenie, gdy ktoś twierdził, że nie można wiedzieć wszystkiego. Jak to nie można?! Trzeba się nauczyć! Ben Miller – absolwent fizyki uniwersytetu w Cambridge, aktor i komik – zabiera nas na „Piknik z Einsteinem”, a właściwie śladami tej francuskiej serii. Obiecuje, że nie będzie mozolnie jak w szkole, gdzie najpierw uczą nas, że najmniejsza cząstka materii to atom, potem, że ten jednak dzieli się na nukleony i elektrony, a gdy zaczniemy czytać o leptonach, mionie, taonie, gluonie, pozytonie, kwarkach (w tym o kwarku górnym, dolnym, dziwnym i powabnym), bozonie Higgsa i antyneutrinach… [Ktoś to jeszcze czyta? Bo ja straciłam już „łączność”] dokopiemy się do teorii względności. Miller nie zaprząta sobie i nam głowy usystematyzowaniem wiedzy. Chce, by jego książka była przygodą i przyjemnością, i to się skubanemu udaje.

Dzieci rysują słoneczko. Musi być obowiązkowo krąglutkie i żółte, a tak naprawdę jest… białe. Niebo też nie jest niebieskie, a Kosmos nie jest monochromatyczny. O czerwonych olbrzymach, białych karłach i gwiazdach błękitnych dowiedziałam się w podstawówce z małej książeczki o Wielkim Wybuchu, którą geograf wcisnął mi na przerwie. Miller pisze ciekawiej niż autor tamtej publikacji: „Gęstość Słońca rosła, a wraz z nią jego grawitacja, która poczęła łapać w swoje lepkie łapki coraz więcej pyłu, gazu i lodu. Cała ta masa (…) stopniowo przyspieszała i formowała dysk, jak łyżwiarka figurowa obracająca się w piruecie tym szybciej, im bardziej przyciąga ramiona do ciała”[3].

Fizyk wyjaśnia prosto, obrazowo, czasem zabawnie otaczający nas Wszechświat. Dlaczego stosujemy system dziesiętny? Gdybyśmy mieli tyle palców co Myszka Miki, niewykluczone, że wybralibyśmy system ósemkowy. Co to jest teoria strun, teoria wszystkiego czy supersymetria? Miller opowiada o oddziaływaniach spajających jądro atomowe, o rozpadzie radioaktywnym, ładunkach elektrycznych i grawitacji. Wyśmiewa pseudonaukowców i dziennikarzy, którzy wieszczyli, że wielki zderzacz hadronów w CERN-ie wytworzy czarną dziurę zdolną pochłonąć galaktykę. Pisze o wodnych asteroidach, kometach i przemianach termojądrowych w Słońcu. Zapoznaje nas z osiągnięciami Einsteina i Hubble’a. A to dopiero początek! Autor miał przyjemność uczestniczyć w wykładach Stephena Hawkinga i Richarda Feynmana, zetknął się z Francisem Crickiem. Wprawdzie nie wszystkie tematy mnie porwały – darwinizm, DNA, chromosomy i haplotypy osaczały mnie od liceum (choć nie znałam opisanego przez Millera genu „Kena i Barbie” wywołującego zanik genitaliów) – ale opowieści o gwiazdach i historii Ziemi uwielbiam. Fragmenty o powstawaniu materii (czy wiedzieliście, że najcięższym pierwiastkiem, jaki może powstać wewnątrz gwiazdy, jest żelazo?) i cyklu skalnym to balsam dla… kory szarej.

Brytyjczyk potrafi inspirować. Porusza wiele zagadnień z dziedziny fizyki, chemii, biologii czy geografii według niewyszukanej receptury – wymieszaj szklankę wiedzy, szczyptę humoru i łyżkę znajomości ludzkiej natury, a powstaną kąski jak ten: „Większość ludzi zapytana o białka wymamrocze pewnie coś na temat diety. Może nawet wspomną o uwielbianej przez jednodniowe celebrytki słynnej diecie Atkinsa (…). Oddech po niej przypomina chuch nałogowego amatora lakieru do mebli”[4]. Tak, są ludzie, których nie odstrasza perspektywa kwasicy ketonowej.

Komik rozważa polimorfizm na przykładzie nietolerancji laktozy, opowiada o swoich kulinarnych zmaganiach z Gordonem Ramseyem i… pieczeniu ciast (brawa za biszkopt królowej Wiktorii). Obala mit, że nie można być jednocześnie „kujonem” oczarowanym nauką i romantykiem. „Atomy zachowują się jak zakochani ludzie: gotowość do połączenia się z partnerem zależy od tego, czy są szczęśliwe w swoich dotychczasowych związkach. Niekiedy niewiele trzeba, aby jeden z nich porzucił partnera, bo nowy związek kusi większą stabilnością niż stary. Wystarczy na przykład dodać kwas siarkowy do tlenku miedzi, a siarka natychmiast runie w ramiona miedzi (…). Tlen z tlenku i wodór z kwasu, porzucone, pozbierają się jakoś, tworząc wodę”[5]. Czyż nie przyswajamy lepiej tego, co przypomina nam życie lub tego, co nas bawi? Nie zapamiętałabym wzoru na stężenie molowe: Cm = Cp d/100% M, gdyby nie ten sposób, praktykowany przez pomysłowych pedagogów[6].

Książkę czyta się błyskawicznie. Co prawda wpadł mi w oko jeden błąd, ale pewnie to kwestia korekty… Fizyk wyjaśnia „puchnięcie” gwiazd na przykładzie Arktura i wspomina, że znajduje się on 36 MILIONÓW lat świetlnych od nas, podczas gdy to zaledwie 36 lat świetlnych od Słońca. Drobiazg doprawdy.

Polecam miłośnikom „Star Treka”, poszukiwaczom pozaziemskich cywilizacji i każdemu, kto miło wspomina ze szkoły choć jeden przedmiot ścisły.


---
[1] Ben Miller, „Piknik z Einsteinem”, przeł. Adam Bukowski, Jacek Środa, Dom Wydawniczy PWN, 2013, s. 172.
[2] Tamże, s. 26.
[3] Tamże, s. 69.
[4] Tamże, s. 141.
[5] Tamże, s. 174.
[6] „Iloczyn stężenia procentowego roztworu i jego gęstości podzielić przez masę molową substancji rozpuszczonej pomnożoną razy 100 procent” – brzmi raczej grubiańsko. A przecież można tak: „Całkiem przyjemne doznania ZE stuprocentowym mężczyzną”.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1001
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: