Dodany: 27.01.2015 17:15|Autor: Frider

Prawo pięści i kłów


W każdym z nas drzemie coś pierwotnego, dzikiego, barbarzyńskiego w swoich popędach. Elegancko ubrani, kulturalni i wykształceni, często nie zdajemy sobie sprawy, że pod tą piękną powłoką, zwykle bardzo głęboko pogrzebany, czuwa dzikus. Gotowy do instynktownego kierowania naszymi działaniami, podpowiadający nam kiedy uciekać, a kiedy atakować, każący nam irracjonalnie bać się nieznanego i ukrytego. Ten dzikus może nigdy nie dojść w pełni do głosu, ale wystarczy żeby nasze życie potknęło się, wystarczy, że zostaniemy z jakiegokolwiek powodu wyrzuceni poza nawias społeczeństwa i nagle może się okazać, że pod cienkim garniturem cywilizacji schowany jest twardy brutal, nieugięcie walczący o swoje prawa, a w zasadzie o dominację nad całym otoczeniem.

Bohaterem książki jest jednak pies, nie człowiek. Jak głęboko zakotwiczona jest w psach cywilizacja? Jak bardzo zostały udomowione przez lata tresury, współistnienia z człowiekiem, wpajania wzorców zachowania? Czy na dnie psiej duszy wciąż słychać wilcze wycie? Czego potrzeba, aby merdający ogonem „przyjaciel człowieka” zrzucił maskę układnego zwierzęcia domowego i zmienił się w dzikiego mieszkańca kniei? Czy w ogóle możliwa jest taka transformacja?

Buck był dumnym psem. Potężny potomek bernardyna i szkockiego owczarka, niekwestionowany władca domu i podwórza, bardziej towarzysz Pana Domu niż jego sługa. Pies o z góry zapisanej przyszłości i o jasnym, szlachetnym rodowodzie. Typowy przedstawiciel swojej rasy, wybijający się ponad przeciętność wyglądem, siłą ciała, twardością charakteru i czymś, co można nazwać psią inteligencją. Arystokrata, ale taki, który nie pozwolił sobie na zgnuśnienie i rozleniwienie. Pies myśliwski znający smak świeżej krwi i rozkosz polowania.

Pechem Bucka było urodzenie się w niepewnych czasach, gdy pieniądz był wartością nad wyraz pożądaną i z trudem osiągalną. Ludzie ważyli się na czyny bardzo odważne, często głupie, czasami nawet zbrodnicze, dla zdobycia pieniędzy umożliwiających godne życie. Psy są towarem poszukiwanym – w Ameryce wybuchła gorączka złota, każdy pies zdolny do ciągnięcia sań jest cennym nabytkiem. Buck zostaje skradziony, pozostawia za sobą bezpieczne schronienie przyjaznego domu, dobrze sobie znane zielone łąki i przenosi się w zupełnie nieznane środowisko – do odległych krain mroźnej Północy.

Tam gdzie trafia jedynym celem jest...przeżycie. Warunki środowiska natychmiast eliminują psy słabe, pozbawione woli życia i wrodzonych cech ułatwiających przetrwanie: grubej sierści, mocnych mięśni i sprytu. Buck nie jest słabeuszem ani głupcem. Uczy się szybko, już na samym początku poznaje smak kradzionego posiłku.
„Ta pierwsza kradzież dowiodła, że Buck da sobie radę w nieprzyjaznym środowisku groźnej Północy. Dowiodła, że ma zdolność przystosowywania się do zmiennych warunków życia, w których nieprzystosowanie oznacza szybką i straszną śmierć. Dowiodła dalej rozkładu i całkowitego upadku jego zasad moralnych, rzeczy czczych i stanowiących przeszkodę w bezwzględnej walce o byt. Szanować własność prywatną i uczucia przyjaźni, to było dobre na Południu, gdzie panowało prawo miłości i braterstwa. Ale na Północy, gdzie panuje prawo pięści i kłów, ten kto wyznaje takie zasady, jest głupcem, a jeżeli ich przestrzega, nigdy nie osiągnie powodzenia.
Do tego Buck nie doszedł drogą rozumowania. Po prostu był pełen żywotności i podświadomie przystosował się do nowych warunków życia.”
Tak, otoczka cywilizacyjnej ogłady jest tak naprawdę bardzo wątła, także u ludzi. Pęka pod wpływem najprostszych potrzeb, niszczy ją głód, zimno i uczucie zagrożenia.

Pies powoli zaczyna odnajdywać się w nowej sytuacji. Przyjemność sprawia mu codzienna, ciężka praca, stałość obowiązków i życie w psim stadzie, podporządkowane wyłącznie służbie Szlakowi. Jednocześnie nabiera cierpliwości Szlaku, wymuszonej codziennym mozołem podobnych do siebie dni, oraz ciągłej czujności i podskórnej agresji, potrzebnych do przeżycia wśród psów będących na granicy zdziczenia. Walki z innymi psami, czasami o pożywienie, czasami o dominację, sprawiają że Buck staje się prawdziwym wojownikiem, weteranem, samym swoim wyglądem odstraszającym przeciwników. Nabiera coraz większej pewności siebie, odzyskuje dawną dumę, podpartą obecnie zwycięstwami w licznych bitwach. Bitwach, które nigdy nie polegają na przepędzeniu przeciwnika, lecz zawsze są krwawą walką o życie. Buck uczy się zabijać i odkrywa, że zadawanie śmierci może być upajającą przyjemnością.
„...(Buck) wiedział, że nie można nic robić połowicznie. Musi zwyciężyć lub być zwyciężonym, a litość jest tylko dowodem słabości. Litość nie istniała w czasach pierwotnych. Uważano ją za strach, a strach prowadził do śmierci. Zabić lub być zabitym, pożreć lub być pożartym – to było prawo. I temu nakazowi, pochodzącemu z głębin czasu, Buck był posłuszny.”

Liczy się tylko życie. Dopóki zabijasz – żyjesz. Dopóki masz siłę biec – żyjesz.
„Istnieje stan ekstazy, będący szczytowym punktem życia, ponad który już wznieść się nie można. A taki jest paradoks istnienia, że w momencie tej ekstazy człowiek żyje tak intensywnie jak nigdy i jednocześnie zapomina, że żyje. Ekstaza ta, to zapomnienie o życiu, ogarnia artystę płomieniem. Ogarnia żołnierza, gdy po przegranej bitwie w bojowym szale odmawia łaski z ręki wroga. Ogarnęła i Bucka, gdy wydając odwieczny wilczy zew, pędził na czele zgrai za zwierzątkiem umykającym szybko w świetle księżyca. W głosie Bucka przebijała cała głębia jego natury, jej niezbadane tajniki, sięgające początków bytu.
Ogarnęło go uczucie wspaniałej żywotności, zalała potężna fala radości istnienia, pełnia szczęścia odczuwana w każdym mięśniu, stawie i ścięgnie. Było w tym wszystko, co nie było śmiercią, co było płomienne i dzikie, co wyrażało się ruchem, ulatywało radośnie ku gwiazdom ponad martwą materię, pozostająca w bezruchu.”

Być może, na pewno, istnieje możliwość odwrócenia procesu inwolucji cywilizacyjnej. W przypadku Bucka taką szansą stała się miłość do człowieka. Uczucie zupełnie inne od tego, które czuł do swojego pierwszego pana.
„Miłość – prawdziwa, gorąca miłość – opanowała go po raz pierwszy (…) dopiero John Thornton wzbudził w nim miłość gorącą i płomienną, miłość, która była uwielbieniem, która była szaleństwem.
Człowiek ten uratował mu życie, a to już było wiele. Ale prócz tego był wymarzonym panem. Inni ludzie dbali o psy z poczucia obowiązku i dla dobra interesu. On dbał o swoje, jak gdyby były jego dziećmi, ponieważ nie potrafił inaczej.”

Gdy zabraknie miłości, gdy stajemy się puści jak krucha, papierowa powłoka z której uleciał już motyl, wtedy nie zostaje już nic, co mogłoby nas łączyć z zszarzałym nagle światem. Mamy wtedy do wyboru: wegetację wśród nieznanych sobie istot, pasmo identycznych dni wypełnionych zajęciami do wykonywania których nie mamy już serca, albo odrzucenie od siebie wszystkiego co łączyło nas z przeszłością, znalezienie w sobie czegoś pierwotnego, świeżego, dającego nam moc do mierzenia się z kolejnymi dniami. Widzieliście kiedyś psa, którego ukochany pan odszedł na zawsze z jakiegokolwiek powodu? Taki pies umarł za życia, nigdy nie będzie tym samym stworzeniem co wcześniej, gdyż nie znał nic innego niż to, co otrzymał od swojego pana i przeżył w jego towarzystwie. Ale Buck miał alternatywę, on już zdołał poznać pierwotny smak życia, śmierci i niczym nieskrępowanej wolności.
„Starszy był niż dni, które przeżył, i niż ilość oddechów, którymi mierzyło się jego życie. Połączył w sobie przeszłość z teraźniejszością, ulegał wiecznemu, potężnemu rytmowi – rytmowi, któremu ulegają przypływy i odpływy, i pory roku. Siedział oto przy ognisku Thorntona pies o potężnej piersi, o białych kłach i długiej, puszystej sierści. Lecz za nim snuły się cienie przeróżnych psów, półwilków i wilków – niespokojne, niecierpliwe, czujące smak mięsa, które jadł, łaknące wody, którą pił, cienie, które węszyły razem z nim i mówiły mu o odgłosach dzikiego życia puszczy, które kierowały jego czynami, układały się do snu i śniły razem z nim, i stawały się jednocześnie przedmiotem jego snów.
Tak silnie wabiły go te cienie, że z każdym dniem ludzie i ich potrzeby stawały mu się coraz bardziej obce. Daleko, z głębi puszczy, rozbrzmiewał zew.”
Zew krwi (London Jack (właśc. Chaney John Griffith))

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1536
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: kasiab123 28.01.2015 18:55 napisał(a):
Odpowiedź na: W każdym z nas drzemie co... | Frider
Trochę duuużo, nie udało mi sie wszystkiego przeczytać, ale cieszę się, że wksiążce jest pies. Lubię książki o zwierzętach :)
Użytkownik: Frider 29.01.2015 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Trochę duuużo, nie udało ... | kasiab123
Sama książka za to jest krótka. Warto przeczytać :).
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: