Flamingi w burzy
„Mocno przyciskam jedną wargę do drugiej. Impas. Imperator. Implozja. Implant. Po każdym »mp« powietrze wychodzi na zewnątrz z niedużym wybuchem. To przez to, że przy każdym »p« usta zaciskają się, jakby chciały zahamować słowo. Imponujący”[1].
Mały chłopiec jest zafascynowany słowami, ich brzmieniem; obraca je na języku, smakuje, przepycha między zębami, układa na podniebieniu; eksploruje i odkrywa coraz to nowe kompozycje.
„Uwielbiam pisać. Uwielbiam teatr. Boję się pisarzy. Sięgają za głęboko i rozwalają prostą drogę do sukcesu. Nie umiem sobie wyobrazić siebie jako kogoś takiego”[2] – stwierdza nastolatek, odnosząc się do wypowiedzi Ngugi wa Thionga, że po dekolonizacji pisarze afrykańscy powinni tworzyć literaturę w swoich językach. Jako mężczyzna zmienia zdanie i w pierwszym odruchu pragnie pisać w rodzimym kikuju. Ale wybór języka to potężny dylemat w krajach, gdzie jest ich wiele; gdzie sztuczne granice terytorialne zarazem podzieliły jednorodne ludy i połączyły wrogie plemiona we wspólną masę, którą kolonizatorzy usiłowali uformować według własnych wyobrażeń i potrzeb. Kraje odzyskały wolność i prawo do samostanowienia, lecz stare niesnaski pozostały, wciąż gotowe do kolejnego wybuchu. W większości przypadków, by uniknąć wyróżnienia jednego z miejscowych języków, co spowodowałoby falę protestów innojęzycznych mieszkańców danego kraju, urzędowym ustanowiono język byłego zaborcy. A pisarz tworzy, by być czytanym.
Afryka w oczach Wainainy jest światem ogromnie różnorodnym, dzielonym i podzielonym, ale jednocześnie stanowi pewną całość. Więzi i zależności pomiędzy poszczególnymi krajami są znacznie silniejsze niż np. w Europie. Nie tylko ze względu na podobną przeszłość i zbliżone obecne zmagania z przystosowaniem się do nowych warunków współczesnej rzeczywistości; pełne błędów i wypaczeń – skąd my to znamy – ale nieustające, uparte. Także ze względu na ruchliwość mieszkańców Afryki – migracje wewnętrzne i zewnętrzne – przy jednoczesnym zachowaniu silnych więzi rodzinnych i plemiennych. W tym tyglu stare i nowe wciąż się mieszają, usiłując odnaleźć wspólny język.
„W tej czasoprzestrzeni warzy się, z pięćdziesięciu kilku etnicznych przeszłości i punktów widzenia, Kenia – twór wciąż niewyraźny. Wybiera jedno, wiąże się z drugim, decyduje się na trzecie, podkrada tu i tam, rozbebesza coś, co było wcześniej, przerabia. Czasem rusza z miejsca. Czasem nie”[3].
Afryka przedstawiona przez Wainainę skojarzyła mi się z ogromnymi stadami flamingów zrywającymi się do lotu. Czasami czeka je przelot po bezchmurnym niebie, a czasami trafiają w strefę burz, które niosą im śmierć i zniszczenie.
„Nagle je dostrzegamy. Jak pole długie i szerokie. Przyniesione z nieba przez burzę. Puszyste kulki szarości. Potem kępki różu i szarości. Dalej już tylko różu. Wiele z nich jest martwych. Inne zostały zagryzione przez psy, jeszcze inne bezsilnie trzepocą skrzydłami. Wszędzie leżą różowe pióra. Wnętrzności, kostki, miękki, piękny róż, sznurek, galaretowate meduzy. Wszędzie pióra. Bryły mrówczych rzeźb, ruchomych i zmiennokształtnych jak chmury. Pęcherzyki krwi. Zgruchotane kości. Przez całe popołudnie zbieramy młode flamingi, którym udało się przeżyć, i przekazujemy je pracownikom Kenijskiej Służby Ochrony Przyrody”[4].
Rwanda… Uganda… RPA… Kenia…
„Przez kilka następnych tygodni nie będzie miało znaczenia, że znasz ją przez całe życie, że była twoją pierwszą miłością z podstawówki – żona z innego plemienia. Twój nóż przebije jej brzuch, rozerwie koszulkę z Tupakiem, a ty, wytarłszy ostrze, pójdziesz do drugiego pokoju po dziecko”[5].
A potem burza mija. Te, którym udało się przeżyć nawałnicę podnoszą się, otrząsają pióra i starają się żyć dalej. Czasem można im pomóc. Czasem trzeba pozwolić, by same pozbierały się z ziemi i znalazły bezpieczną przystań.
Pierwszoosobowa narracja nadaje tej książce bardzo osobisty wymiar, tym bardziej że wyraźnie odczuwalna jest fascynacja Wainainy słowem oraz jego próby przekazania czytelnikom własnego sposobu myślenia. I literacko jest to ładne, momentami może budzić zachwyt. Drażni początek, w którym rojenia siedmioletniego chłopca przekazywane są wyrafinowanym słowami dorosłego mężczyzny. Na szczęście chłopiec dorasta i ten dysonans przestaje razić, chociaż generalnie taka zabawa słowami zaburza czasami odbiór zawartych w książce – niebanalnych – treści.
Mały chłopiec wymyślił kiedyś nowe słowo: „»Ki-may«. To moje nowe słowo, mój sekret. (…) »Ki-may« to wszystkie języki, których nie znam, choć słyszę je w Nakuru codziennie: ki-kuju, ki-kamba, ki-ganda, ki-sii, gudżarati, ki-nyarwanda, (ki)ru-fumbira. »Ki-may«. Tyle ich, że dostaję zawrotu głowy. »Ki-may« to akordeon, to skrzypce, to dudy, to trąbka. To wszystkie te gąbczaste dźwięki”[6].
„Ki-may” jako chaos, pomieszanie, różnorodność, hałaśliwy zgiełk, kakofonia dźwięków. Dorosły mężczyzna powoli odkrywa w tym dysharmonicznym na pozór brzmieniu pewne prawidłowości – i słowo „ki-may” nabiera dla niego zupełnie innego znaczenia. Najpierw dostrzega wspólną dla mieszkańców Afryki mowę ciała, która bez udziału świadomości ich łączy; spaja w jedną, zrozumiałą tylko dla nich, całość.
„Właśnie dlatego ruszamy się w ten sposób. Afirmujemy wspólny cel. Kiedy stajemy się częścią jednego ruchu, wszelkie wątpliwości co do motywów drugiego człowieka muszą się rozwiać. Zwykle zapominamy, niestety, że istnieje czas inny niż godziny i minuty. Miara człowiecza, tykająca w naszych ciałach, za fasadami naszych »ja«”[7].
Potem ten uniwersalizm zauważa również w dźwiękach: „»Kimay« to rozmowa bez słów i precyzyjnych języków, to gitarowe dźwięki całej Kenii mówiące językami Kenii. (…) Już na samym początku, nim podniesiono flagę, w swojej najwcześniejszej popularnej muzyce niepodległościowej Kenijczycy znaleźli spójną platformę dla swej różnorodności i złożoności – w dźwięku”[8].
Lećcie, flamingi. Czystego nieba.
---
[1] Binyavanga Wainaina, „Kiedyś o tym miejscu napiszę”, przeł. Marcin Michalski, wyd. Karakter, 2014, s. 65.
[2] Tamże, s. 127.
[3] Tamże, s. 191.
[4] Tamże, s. 45.
[5] Tamże, s. 348.
[6] Tamże, s. 36-37.
[7] Tamże, s. 203.
[8] Tamże, s. 360.
[Recenzję opublikowałam na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.