Dodany: 02.01.2015 22:13|Autor: erendiss
Opowieść o niezłomnej woli
Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską wyróżnia się pośród literatury dotyczącej tematu Zagłady, z którą dotychczas miałam do czynienia. Bohaterka, która dzieli się swoimi wspomnieniami, jest silną kobietą, która nawet poprzez wydrukowane słowa wzbudza szacunek czytelnika. Opowiada o swojej działalności w konspiracji, o trafieniu do obozu w Ravensbrück, w międzyczasie częstuje reportera – Dariusza Zaborka, mocnymi trunkami i z pełną naturalnością oznajmia, że czeka ją jutro kolejny dzień pracy w przychodni. Słuchanie wspomnień starszych ludzi niemal zawsze wzbudza moje zainteresowanie – czytanie wspomnień 93-letniej Alicji Gawlikowskiej-Świerczyńskiej wielokrotnie sprawiło, że wytrzeszczałam oczy śledząc kolejne linijki tekstu.
Pierwsze określenie, które pojawia się, gdy myślę o bohaterce wywiadu brzmi: „niezłomna”. Jest ona PRAWDZIWIE niezłomną kobietą, która przez całe życie wyznaje filozofię polegającą na konieczności odnalezienia pozytywnych elementów w każdej, nawet najgorszej sytuacji. Po wielu latach odcinania się od tematyki obozu, opowiada o nim swobodnie, jako o jednym z wielu etapów życia, w których musiała się odnaleźć. Zwraca uwagę na rzeczy, których zwykle nie łączymy z Holocaustem – na pozytywne relacje międzyludzkie, na pomoc innych, na momenty pełne śmiechu.
Oprócz nowego spojrzenia na obóz, Alicja Gawlikowska-Świerczyńska przekazuje również świadectwo o życiu, w którym nie ma miejsca na narzekanie i poddanie się. Niezwykłą siłą woli bohaterka sprostała wyzwaniom życia po pobycie w obozie, ukończyła studia, została lekarzem i przez wszystkie kolejne lata zajmowała się pomaganiem innym ludziom. Wywiad czytałam z niesłabnącym zainteresowaniem, przez wiele fragmentów przemawiała niezwykła mądrość i bystrość obserwacji dziewięćdziesiąt trzylatki.
„Czesałam ciepłe króliki” jest pozycją, która może wzbudzać w czytelniku pewien dysonans. Wśród wspomnień bohaterki wywiadu znajdują się zwierzenia, które mogą wytrącać z utartych schematów myślenia. Alicja Gawlikowska-Świerczyńska irytuje się, kiedy reporter w jednym z pytań nazywa obóz piekłem. Natychmiast odpowiada:
„Głupie gadanie, mnie to denerwuje. Może dla kogoś to było piekło, ale nie dla mnie. A kto wie, czym jest piekło i czy w ogóle istnieje? Nigdy nie używałam takich górnolotnych określeń”. [1]
Fragment uderzająco przywiódł mi na myśl „Los utracony” Imre Kertesza, kiedy główny bohater (również zagadnięty o to przez dziennikarza) w podobny sposób wypowiada się o swoim pojęciu piekła:
„Czyż nie jako piekło – spytał – wyobrażamy sobie obóz koncentracyjny? – a ja mu na to, zakreślając przy tym obcasem kilka kółek w kurzu, że piekło każdy może sobie wyobrażać na swój sposób i jeśli o mnie chodzi, to potrafię sobie wyobrazić tylko obóz koncentracyjny, bo obóz trochę znam, piekła natomiast nie.” [2]
Przypominam sobie te dwa cytaty za każdym razem, kiedy mam ochotę zamknąć pojęcia związane z Zagładą w pewnych kategoriach. Okazuje się, że nie wszystko musi być tak oczywiste, jak wydaje się postronnemu obserwatorowi i że każde świadectwo kolejnego więźnia może ukazać nam nowe spojrzenie, które zdefiniowane jest również poprzez osobowość i osobistą historię danej osoby.
[1] Zaborek Dariusz, Gawlikowska-Świerczyńska Alicja, „Czesałam ciepłe króliki”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, s. 84.
[2] Kertesz Imre, „Los utracony”, s. 116 [http://inabima.gob.do/descargas/bibliotecaFAIL/Autores%20Extranjeros/K/Kertesz,%20Imre/Kertesz,%20Imre%20-%20Los%20utracony.pdf, dostęp: 02.01.2015]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.