Dodany: 06.12.2014 14:04|Autor: Marylek

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Jeden Bóg
Mlek Katarzyna

Życie modyfikowane


Wyobraźmy sobie dość typową sytuację: dwoje młodych, zdolnych, ambitnych Polaków, Mirek i Sylwia, znajduje zatrudnienie w austriackiej firmie zajmującej się badaniem żywności modyfikowanej genetycznie. To ładny początek możliwej kariery, choć jako trybiki w machinie wielkiej korporacji nie znaczą wiele. Gdyby jednak trafił się sponsor gotów wesprzeć finansowo badania wykraczające poza granice legalności, można by wyrwać się spod krępujących skrzydeł firmy i rozwinąć własne. To tylko sprawa pieniędzy. Pieniędzy i umiejętności przebicia się przez blokujące zmiany lobby producentów legalnej transgenicznej żywności. Polak potrafi!

Zagrożenia dla zdrowia i środowiska powodowane przez GMO to temat nośny, a na ludzkim strachu można nieźle zarobić. Społeczeństwo jest niedoinformowane i niedouczone, dziennikarze manipulują opinią publiczną, ludzie boją się, choć sami nie wiedzą czego. Co jakiś czas wybucha wielka afera, żywią się nią media, programy typu talk-show mają ogromną oglądalność, na Facebooku mnożą się memy szybko trafiające do odbiorców, które modyfikują ich przekonania niczym naukowcy transgeniczną kukurydzę. Ulotka reklamowa, program telewizyjny, opinia sąsiada są źródłami wiedzy powszechnie zastępującymi artykuły naukowe, książki czy wypowiedzi rzeczoznawców. Czasem wystarczy jeden impuls, by skierować życie człowieka na inne tory.

To świat dla osób przebojowych: promuje szybkość reakcji i bezwzględność. W walce o zysk nie ma miejsca na sentymenty. Miron i Satia – dawniej Mirek i Sylwia – wracają do Polski, gdzie pod Łodzią kierowana przez nich, niedawno powstała firma kupiła i zagospodarowała spory teren z myślą o przyszłym rozwoju. Bazując na powszechnej skłonności do ułatwiania sobie życia i chodzenia na skróty, rozwijają kwitnący i, jak się zdaje, dający szansę na wielkie zyski interes.

Pytanie: co ludzie są w stanie poświęcić dla zaspokojenia własnej próżności, ile jest warte łatwe, bezmyślne życie, przewija się przez całą powieść. Lecz któż nie chciałby, żeby było mu łatwiej? Kto woli dłużej pracować, mieć gorsze wyniki, kiepski humor, gdy wszystko można bez trudu poprawić, ulepszyć? Skoro żyjemy w XXI wieku, dlaczego nie korzystać z ułatwień oferowanych przez współczesną naukę i technikę? Dlaczego technologia nie miałaby pomóc nam udoskonalić nas samych? Poprawić wygląd, zlikwidować choroby?

To już się dzieje. Już dziś ludzie, nie tylko młodzi, są w stanie zrobić dla poprawy swojego wyglądu wiele i najchętniej bez wysiłku. Łatwiej jest zażyć pigułkę lub szybko coś wstrzyknąć, niż mozolnie ćwiczyć na siłowni czy odmawiać sobie pysznych węglowodanów. Co prawda co jakiś czas media donoszą o nieoczekiwanych komplikacjach prostych z pozoru zabiegów chirurgii kosmetycznej, ale niewielu to odstrasza. Podobnie jak ostrzeżenia przed poprawianiem nastroju lub wydolności organizmu ryzykownymi specyfikami psychoaktywnymi. Od medycyny oczekuje się cudów: leków na wszystko, od kataru po raka, skutecznych i bez działań ubocznych, błyskawicznej diagnostyki, przeszczepów, protez, wychodzenia z choroby bez bólu. Telewizja inwestuje grube pieniądze w programy promujące przeciętniaków. Świetnie sprzedają się szmira, afery, pustka osłonięta blichtrem, „dobrze przeżuta papka przemocy, seksu i skandali, okraszona czasem doniesieniami politycznymi i reklamą”[1]. Poważne wiadomości przerywane są chwytliwymi melodyjkami, bo widz czy słuchacz nie jest w stanie skupić się zbyt długo na jednym wątku. Upraszcza się programy szkolne, a instrukcje obsługi różnych urządzeń, podobnie jak większość czasopism, zawierają więcej obrazków niż tekstu. Chęć poznania, nauczenia się czegoś wydaje się zanikać – wymagałoby to bowiem wysiłku, dodatkowej pracy, myślenia. Po co, skoro podsuwane są pod nos łatwe i proste rozwiązania?

„Jeden Bóg” to opowieść o społeczeństwie stawianym przed pokusami sprawdzającymi, jak wytrzymują próbę czasu wartości pozornie nienaruszalne: wiara, miłość, wierność własnym ideałom, odpowiedzialność za bezpieczeństwo swoje i najbliższych, za własne wybory. Niestety, dominują bierność, lenistwo, marazm. W ciągu krótkiego okresu kilkudziesięciu lat ludzie bezustannie pozwalają manipulować sobą, przeskakują od odrzucenia do uwielbienia tych samych czynników: GMO, transplantacji organów, klonowania, nawet potrzeby wiary w boga. Jednego Boga. Bo jest tylko jeden prawdziwy Bóg:

"- Przesadzasz. Przecież jest jeden Bóg, czyż nie? – zauważył Morot.
- Fakt, wszyscy lubimy pieniądze (…)"[2].

To, oczywiście, fantastyka. Wierzymy, że w momencie próby zdalibyśmy egzamin z wierności samym sobie. Czy aby na pewno?

Akcja zamyka się w czasie życia jednego pokolenia. Ten zabieg pozwala autorce pokazać wstrząsającą szybkość, z jaką zachodzą zmiany w technologii, ale i w sposobie myślenia ludzi. Niezmienne natomiast pozostaje to, co napędza ich do działania: chciwość, strach, seks. Czy naprawdę tacy jesteśmy? Pod wątłą powłoczką ucywilizowania rządzą nami najniższe instynkty? Obraz ludzkości u Katarzyny Mlek nie napawa optymizmem. Są w tej powieści postacie, którym można współczuć; nie znalazłam jednak ani jednej, którą zdołałabym polubić. Strach żyć w takim społeczeństwie. Strach upodobnić się do bohaterów „Jednego Boga”. Lecz – zaraz – czy to nie my sami? „Opętani wygodą długiego życia, możliwością konsumowania, kultem idealnego ciała”[3]. Przecież to nasza społeczność! Strach spojrzeć w lustro…

Książka jest starannie wydana: okładka minimalistyczna – fragment podwójnej helisy DNA na białym tle i niewielki krwawy zaciek w górnej części. Literówek nie zauważyłam, brakuje raptem kilku przecinków. Język ładny, bogaty; czyta się błyskawicznie i z przyjemnością. Imponują rozmach i wielość poruszanych problemów. Tym większym zgrzytem jest uparcie powtarzany przez całą powieść błąd – używanie liczebnika porządkowego przy podawaniu daty rocznej, przykładowo: w roku dwutysięcznym czterdziestym trzecim. Zdumiewające, że ani korektor, ani redaktorzy tego nie poprawili; czy wszyscy oni mówią: w roku tysięcznym dziewięćsetnym siedemdziesiątym ósmym? Drugim drażniącym mnie manieryzmem językowym jest odmienianie nazwy firmy „Genesis”: Genesisem, Genesisowi, w Genesisie… Słownik mówi, że rzeczowniki pochodzenia greckiego zakończone na spółgłoskę są nieodmienne. Ale coraz więcej takich słów wchodzi w u życie w języku potocznym i przyjmują wtedy polskie końcówki deklinacyjne; pewnie więc odmianę „Genesis” dałoby się obronić.

Te drobne potknięcia nie umniejszają wartości omawianej pozycji. „Jeden Bóg” jest dowodem, że współczesna polska powieść nie musi być miałka, źle napisana, skoncentrowana wokół jednostkowego przypadku; że może być mądra, wciągająca, a jednocześnie poruszać problemy niekoniecznie nowe, lecz wciąż ważne dla człowieka. Książka Katarzyny Mlek przywodzi na myśl nurt postapokaliptyczny, ale pokazuje świat z zupełnie innej strony – przed jego całkowitym zniszczeniem. Wszystko wskazuje na to, że katastrofy wywołanej ludzką chciwością, bezmyślnym dążeniem do władzy i zysku nie da się uniknąć. Wiele nasuwa się skojarzeń literackich. Miejsca „Gdzie dawniej śpiewał ptak” zamieniły się w zdewastowane pustkowia. Można próbować uciec, znaleźć jakiś „Ostatni brzeg”, ale jak długo uda się utrzymać tam spokój? Nieuchronnie zbliża się „Dzień ludziaków”, który ludzkość sama sobie zafundowała. Dokąd nas prowadzi ta „Droga”?

Czy sami sobie gotujemy ten los?


---
[1] Katarzyna Mlek, „Jeden Bóg”, wyd. Rozpisani.pl, 2014, s. 211.
[2] Tamże, s. 179.
[3] Tamże, s. 263.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1632
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: