Dodany: 16.07.2009 13:17|Autor: moja06

Czerwony rower i zielone sznurowadło


Długo zbierałam się do przeczytania tej książki, taki "tajemniczy" opis na obwolucie (Wydawnictwo Otwarte, 2009) o przyjaźni i łączącej trzy koleżanki tajemnicy do mnie nie przemawiał, nie zainteresowała mnie też zbyt mała objętość książki i przede wszystkim polska autorka, bo, jak wiadomo, polskich autorów nie lubię. Jednak czasem spotyka mnie miłe rozczarowanie, gdy bądź to zmuszona, bądź tknięta przeczuciem sięgam po takowego i jestem całkiem zadowolona. Podobnie było z "Czerwonym rowerem" Antoniny Kozłowskiej, po który w końcu sięgnęłam, z wielką niechęcią, i miło mnie on (ona) zaskoczył.

Jest to książka szczególnie bliska mojemu sercu, bowiem opiewa ona czasy równoległe do mojego życia - dzieciństwo czy też lata młodzieńcze bohaterek pokrywają się dokładnie z moimi - i teraz wychodzi na jaw mój wiek! Szczególnie bliska mi jest Karolina, to z nią się identyfikuję jakoś wyraźniej.

Poza tym historia tych czterech dziewczyn, nawet z całą tajemnicą, jest dobrym pomysłem na przypomnienie sobie czasów pierwszych dyskotek, kolorowych gazet czytanych początkowo potajemnie, pierwszych wypalonych papierosów, wypitych win czy też nieco poważniej - kolejek po wszystko i nic, ściszonych rozmów dorosłych i pokątnych interesów. "Czerwony rower" jest też alegorią naszych, moich czasów, gdy rywalizowało się nie na polu intelektu i skończonych uczelni, a nieco później niezrozumiałych i zawiłych nazw stanowisk na sławetnych wizytówkach, kiedy to niejednokrotnie sam posiadacz wizytówki nie wiedział, czym się zajmuje; wtedy miała miejsce głupia rywalizacja o nowy, modny ciuszek, gadżet w postaci szalika, sznurowadła, ba, nawet gumy do żucia - czyli o towary deficytowe.

W te błahe i pomniejsze problemy wdzierała się niejednokrotne odmienność silniejsza niż zielone sznurowadło wśród różowych, odmienność nietolerowana. Bohaterki Antoniny Kozłowskiej stanęły w obliczu wroga, jakim jest nietolerancja i niezrozumienie (wtedy może jeszcze ciemnota?) i, niestety, walkę tę przegrały. Przegrały ją nie tylko dziewczyny, którym przyszło żyć po niej przez całe życie, ale szczególnie ta, która zabierając ze sobą tajemnicę wygrała ich umysły, przegrywając jednocześnie własne życie.
I dziś, gdy do ręki weźmiemy gazetę czy włączymy telewizję, słyszymy o takich historiach często (za często), bo i dziś odmienność jest zaszczuwana, dzieci czy też, jak same dziś one za szybko się nazywają, młodzież nie chce w swoim "środowisku" innych. Inność jest dla nich odrażająca, brudna, a i często wg nich zaraźliwa.

"Czerwony rower" to książka, którą chciałabym polecić moim koleżankom, bo jest ona jak pamiętnik pisany przez nas same, to nasza historia, nasze lata 80. z legginsami, długimi włóczkowymi swetrami i muzyką, która dziś nas śmieszy. My też miałyśmy swój czerwony rower, a nawet jeśli był innego koloru, to też było dobrze, też po cichu rywalizowałyśmy o to, która ma lepszy kolor gumki do włosów, ale na szczęście nie przyszło nam zmierzyć się z podobną tragedią, jaka spotkała Karolinę, Małgosię i Beatę. I choć dziś mieszkamy daleko od siebie, to czasem śmiejemy się z tego wszystkiego i trochę żałujemy za te głupie zazdrości, ale zawsze miło wspominamy tamte czasy.

"Czerwony rower" to nie typowe babskie czytanie, chick-lit, to prawdziwie psychologiczne pranie mózgów młodzieży lat '80.


[Tekst zamieściłam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1393
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: