Dodany: 11.11.2014 21:17|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Bohaterki Powstańczej Warszawy: My musimy być mocne i jasne
Wachowicz Barbara

2 osoby polecają ten tekst.

I same szły...


Czytelnicy czekający od kilku lat na końcowy tom cyklu „Wierna rzeka harcerstwa polskiego” nadal nie mają żadnej informacji, czy i kiedy się on wreszcie ukaże, ale teraz przynajmniej wiedzą dlaczego: ostatnie kilka lat poświęciła autorka na przygotowywanie publikacji równie ważnej, a co więcej, w pewien sposób z tym cyklem powiązanej tematycznie. Z okazji 70 rocznicy wybuchu i upadku Powstania Warszawskiego ukazał się bowiem solidny (siedemsetstronicowy!) wolumin poświęcony udziałowi kobiet w tym dramatycznym epizodzie naszej historii. O tym, że nie sami mężczyźni i chłopcy porwali się pierwszego sierpnia do walki, wiemy przecież od zawsze – czy to z literatury, czy z filmów o tematyce powstańczej. Prawdziwe sylwetki kilku powstańców w spódnicach przedstawił już całe lata temu Aleksander Kamiński w „Zośce i Parasolu”, wspominała o nich nieraz i sama Wachowicz w poprzednim tomie harcerskiego cyklu („To Zośki wiara”), a zaledwie kilka miesięcy przed „Bohaterkami Powstańczej Warszawy” ukazały się „Dziewczyny z Powstania” Anny Herbich.

Ten sam tytuł mogłaby nadać swej książce Barbara Wachowicz – pośród kilkunastu przedstawionych w tym tomie sylwetek jest jedna tylko kobieta w sile wieku, której syn zginął z rąk hitlerowców, nie dożywszy Powstania, za to pośmiertnie został patronem powstańczej kompanii, i jedna niespełna trzydziestoletnia młoda matka; pozostałe w chwili wybuchu Powstania są ledwie po dwudziestce… albo nawet sporo przed. Wszystkie należą do harcerstwa (ta najstarsza jest matką harcerzy) – a skoro tak, wiadomo, że gotowe są na każde poświęcenie dla ojczyzny, nie pytając, czy ma ono obiektywny sens. Jedne giną, nie zaznawszy dorosłego życia – pracy, miłości, macierzyństwa – inne przeżywają, lecz tracą ukochanych, rodziców, rodzeństwo, przyjaciół… Czy potrzebna była taka ofiara, nie nam sądzić; z naszej perspektywy może się wydawać, że Powstanie było aktem najwyższej nierozwagi, by nie użyć słów jeszcze mocniejszych – ale czy żyjąc w tamtym miejscu i tamtym czasie mielibyśmy mentalność rozsądnych sędziów, którzy każdy czyn roztrząsają bez zaangażowania emocji? Czy jakąkolwiek decyzję historycznej wagi podejmuje się dysponując wiedzą ludzi o dwa-trzy pokolenia młodszych? Jedna z tych, które przeżyły, a nie trafiły ani do książki Herbich, ani Wachowicz, tak odpowiada swojemu wnukowi na trudne pytania:

„– Pomyślałaś kiedyś, że to wszystko było niepotrzebne?
– Tak. Zginęli Baśka, Andrzejek (…). I cała inteligencja.
– A gdyby dzisiaj był sierpień ’44, puściłabyś mnie do Powstania?
– Sam byś poszedł”[1].

I one też same szły, jak siedemnastoletnia Henia, która w pamiętniku zanotowała: „Mimo przysięgi danej ojcu, że nie wezmę udziału, ja pójdę na pewno. (…) trudno, może się ojciec mnie wyrzec”[2], a trzy dni później pędziła pod ostrzałem do domu, by prosić o błogosławieństwo słowami, które dzisiejszym jej rówieśnikom mogą się wydać niewiarygodnie patetyczne: „Ojcze, tak być musiało – wybacz, Ojczyzna pierwsza, ja do domu już nie wrócę”[3]. Wróciła jednak, inaczej niż trzynastoletnia Hania, której nie pozwolono założyć powstańczej opaski ku jej wielkiemu żalowi („Tatuś jak wróci i dowie się, żeśmy z Kaziem nie byli w powstaniu, będzie się wstydził takich dzieci”[4]), więc zrobiła to, co może zrobić cywil – pobiegła po wodę do gaszenia płonącego kościoła… Szkoda i jej, i tych kilkudziesięciu, o których - obok głównych bohaterek – mowa w poszczególnych tekstach, i tych, o których jeszcze nikt nie napisał. Szkoda, ale tym bardziej warto dołożyć starań, żeby ich pamięć przetrwała – nawet wtedy, gdy już nie będzie ani jednego żywego człowieka, który by Powstanie pamiętał. Tym bardziej wtedy.

Pięknie o nich Wachowicz napisała, bogato, wzruszająco. Jedyną wadą jej książki jest drobny dysonans, wynikły z pewnej nierównomierności w przedstawianiu rodowodów bohaterek (jedne praktycznie nie istnieją: „Urodziła się w Warszawie 10 listopada 1927 roku. 11 listopada ojciec, którego imię otrzymała, szedł na defiladę w Święto Niepodległości”[5]; „Sióstr było trzy. Dzielił je tylko rok”[6] – inne zajmują po kilka, a w skrajnym przypadku trzydzieści stron – więcej, niż cały tekst o wspomnianych powyżej siostrach; nie trzeba starannej analizy, by się zorientować, że objętość tych wywodów jest wprost proporcjonalna do liczebności herbowych przodków i wagi gatunkowej ich tytułów… Nie sądzę, by autorka zdawała sobie sprawę, że zrealizowanie skądinąd chlubnego zamiaru ocalenia od niepamięci również przodków prezentowanych postaci może wywrzeć takie wrażenie – ale wywiera: jeśli nie masz herbu ani rodowych majątków, nawet śmierć w obronie Ojczyzny nie da ci w historii więcej miejsca niż tym, którzy takowe mają…). Ale poza tym – piękna rzecz!


---
[1] Krzysztof Kwiatkowski, „Miasto trupów”, „Wysokie Obcasy” 37(796), 2014, s. 49.
[2] Barbara Wachowicz, „Bohaterki powstańczej Warszawy: My musimy być mocne i jasne”, wyd. Muza S.A., 2014, s. 591.
[3] Tamże, s. 592.
[4] Tamże, s. 339.
[5] Tamże, s. 588.
[6] Tamże, s. 110.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12331
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: