Dodany: 03.07.2009 21:02|Autor: oyumi

Czytatnik: no to ładnie

1 osoba poleca ten tekst.

Happy endy i tragedie. Pisarz nie jest prawdziwym mężczyzną.


I żyli długo i szczęśliwie. I muskularni lekarze poślubiali płoche pielęgniarki, kowboje kradli nieufne serca niezależnych farmerek, bladolice zielarki rodziły dzieci oschłym, acz męskim stróżom prawa. Tak się kończą tylko harlekiny.

W dobrych książkach jest odwrotnie. I życiowo. Wszyscy umierają, rzucają się pod pociągi, wpadają pod koparki, łapią bardzo rzadkie i bardzo śmiertelne choroby. Komuś amputują rękę, komuś nogę, ktoś porzuca dziecko na śmietniku. Jest przemoc, straszne nałogi i katastrofy lotnicze. W wersji lajt - bohaterki kończą jako nostalgiczne frustratki, które umawiają się z wrażliwymi impotentami, i szukają w bankach spermy dawcy możliwie najbardziej przypominającego Janusza Leona Wiśniewskiego. Oczywiście to nieprawda, to nie są dobre książki. Gdyby mierzyć jakość literatury samym pesymizmem i przykrymi wypadkami – „Samotność w sieci” byłaby w czołówce arcydzieł wszech czasów. Z listy Wszystkich Możliwych Tragedii, Które Mogą Spotkać Człowieka autor oszczędził swoim bohaterom chyba tylko głodu, dżumy i Apokalipsy. I może jeszcze małżeństwa z mężczyzną zafascynowanym praktykami autoerotycznymi Einsteina.

Nagrodami niech podzieli się ze Schmittem. Przykry temat = dobra książka. „Oscar i pani Róża” - w całości o dziecku chorym na raka. Albo taki "Grzech miłosierdzia". Temat poważny i filozoficzny, i ginie trzech wspaniałych ludzi.

Wiśniewski może napisać 3 wersję "Samotności" i zakończyć ją zagładą całej ludzkości - będzie to tylko harlekin zakończony zagładą ludzkości.
Oscar i Pani Róża – jest harlekinem o dziecku chorym na raka. Niczym więcej.
A „ Grzech Miłosierdzia” i np. książki Coelho to filozoficzne harlekiny, i pozostaną harlekinami nawet jeśli wszyscy się pochorują i poumierają.

Są pisarze, którzy wierzą, że śmierć, choroba, czy przemoc to taka uniwersalna pieczątka – przybijamy i książka przestaje być harlekinem. Zaczyna być mądra, głęboka i życiowa. To zli pisarze. To jakaś chora wizja literatury – z każdym wypadkiem, chorobą, śmiercią, pobiciem, katastrofą – książka przeskakuje na wyższą półkę. Nie przeskakuje.

Harlekinymi nie są złymi książkami, bo się kończą namiętnym pocałunkiem. Harlekiny są złymi książkami, bo są złymi książkami. Bo zostały napisane przez pozbawionych talentu ludzi ślepych i głuchych na rzeczywistość. Bo bohaterowie są nudni, stereotypowi, i równie skomplikowani co postacie z cotygodniowych fotostory w „Bravo Girl”. Bo ich rozterki i dylematy są żywcem przeniesione wypracowań gimnazjalistów. I opisane tym stylem. Bo te kawałki drewna, prowadzą ze sobą głupie i pretensjonalne rozmowy albo się przerzucają sentencjami o sensie życia. Bo ich przygody są zupełnie nieciekawe i wydumane. Jakie znaczenie ma happy end? I co z tego, że się całują, co z tego, że żyją długo i szczęśliwie? Gdyby ich wszystkich szlag trafił – obchodziłoby mnie to równie mocno.

Nie ruszają mnie drewniane historie o drewnie, nawet jeśli całe drewno szlag na końcu trafia. Nie płakałam bo chorej na raka głuchoniemej dziewczynie gdy przygniatała ją koparka. Przy amputacji nóg chłopca płakałam ze śmiechu. Nie tłumaczę sobie: no cóż, Schmitt nie ma talentu, to tylko kajecik z ckliwymi poradami, kilka skutecznych technik relaksacyjnych na chorobę i śmierć – ale to przecież o dziecku z rakiem! To dziecko umiera! Nie rusza cię to? Nie, nie rusza mnie, a jeśli rusza – to raczej budzi obrzydzenie. Ja naprawdę uważam, że ta książka jest obrzydliwa. Naprawdę nie wiem, czy coś oburza mnie bardziej.

Te książki nie są lepsze od harlekinów. Są znacznie gorsze. Nie śmieszą obrazkami malinowo-wilgotnych, głębokich pocałunków, na wrzosowiskach przy szkarłatnym zachodzie słońca.Robią coś znacznie gorszego – obiecują prawdę. I sprowadzają autentyczne ludzkie dramaty do tego harlekinowego kiczu. Śmierć staje się taką makatką ze szkarłatnym zachodem słońca, tylko jeszcze jest trumna i krwawe łzy.

Nie oczekuję od pisarzy pocieszenia. Oczekuję dobrych książek. Ciekawych, zaskakujących. Optymistycznych albo depresyjnych. O upadkach. O podnoszeniu się z upadków. Inspirujących do podróży dookoła świata. Do podróży do łazienki po żyletkę. To bez znaczenia.

I nie ma znaczenia - kiedy i jak pisarz przerywa opowieść.
Pisarza nie poznaje się po tym jak kończy.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3399
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: naufraga 04.07.2009 09:56 napisał(a):
Odpowiedź na: I żyli długo i szczęśliwi... | oyumi
Aż się skuliłam ,jak po mocnym ciosie w żołądek,gdy przeczytałam! Z ?-oburzenia(''bijemy'' w Wiśniewskiego?),ze zrozumienia?-(też nie płakałam po dziewczynce!) ze strachu ?-(przed wyborem ''filozoficznego harlekina''?), z podziwu?-(dla puenty), ze śmiechu?-(z bladolicych zielarek).Pozwól oyumi,że się zgodzę:''Pisarza nie poznaje się po tym ,jak kończy''.
Użytkownik: carmaniola 04.07.2009 10:44 napisał(a):
Odpowiedź na: I żyli długo i szczęśliwi... | oyumi
Trudno się z Tobą nie zgodzić. Wydaje mi się, że takie nagromadzenie w książce cudownych/strasznych/tragicznych (wybrać dowolnie) przypadków, to jedna z cech książek słabych - poza nimi trudno się w takich książkach czegokolwiek innego doszukać. We mnie taki zestaw budzi odruch sprzeciwu - nad kolejną tragedią zaczynam się zaśmiewać i zastanawiać, co też jeszcze może spotkać sponiewieranego bohatera (tragedie są chyba jednak bardziej denerwujące niż cukierkowość), a zbieg cudownych okoliczności, tak samo wydumanych i nierealnych, budzi we mnie złość. Bywa jednak, że daję się częściowo chwycić na taki "haczyk emocji" - wtedy muszę się dobrze zastanowić, czy książka podobała mi się, bo jest dobra, czy po prostu autor trafił w mój czuły punkt - te granice bywają często bardzo płynne.
Użytkownik: Czajka 04.07.2009 13:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno się z Tobą nie zgo... | carmaniola
Ja się jednak nie zgadzam. To znaczy nie zgadzam poniekąd. To nie temat stwarza dobrego pisarza, ale to pisarz jest dobry niezależnie od tematu.
Skończyłam właśnie "Katedrę Marii Panny w Paryżu". Hugo nagromadził w niej zaiste niezmierzoną ilość nieszczęść i rozpaczy. Plus jeszcze cudowne odnalezienie. Ta książka, nieumiejętnie napisana, stałaby się niemożliwym (do wytrzymania) kiczem. jak to się stało, że nie jest? Że wzrusza, że pobudza do refleksji, że chce się do niej wracać?
Jestem zdania, że każdy kiepski pisarz potrafi zepsuć każdy dobry temat, natomiast dobremu nie przeszkodzi nagromadzenie nieszczęść, a najwybitniejszym nie zaszkodzi nawet szczęśliwe zakończenie. :)
Użytkownik: carmaniola 04.07.2009 18:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się jednak nie zgadzam... | Czajka
Hihihi, zaiste, nie niezmierzona ilość nieszczęść i rozpaczy, o dziele decyduje. I tu też się zgodzę. :-) Chodzi o to, że w czymś, co dziełem nie jest, ten natłok tragedii i sensacji usiłuje zastąpić "moc słowa". A choćby nie wiem jak się natężał (autor), to nie da rady, taki to ciężar. ;p
Użytkownik: Czajka 05.07.2009 02:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Hihihi, zaiste, nie niezm... | carmaniola
To prawda. :)
Użytkownik: oyumi 21.07.2009 03:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się jednak nie zgadzam... | Czajka
Dobremu pisarzowi wszystko wolno. Muszę poszukać mojego Hugo.

"Jestem zdania, że każdy kiepski pisarz potrafi zepsuć każdy dobry temat, natomiast dobremu nie przeszkodzi nagromadzenie nieszczęść, a najwybitniejszym nie zaszkodzi nawet szczęśliwe zakończenie."

:)Racja. Choć czasem w tych szczęśliwych zakończeniach coś zgrzyta. Mam tak np. z Ziemią Obiecaną. U Reymonta to "nawrócenie" jest takie doklejone na siłę, nie pasuje mi do tej opowieści. Wajda miał większe wyczucie i zakończył historię w najlepszym punkcie, tzn. najgorszym. Ale ta opowieść właśnie do tego zmierzała i tak powinna się kończyć. Ale po 600 stronach Ziemi Obiecanej wiele mogę wybaczyć. Po Samotności w sieci, ech.

O! I też czytałaś "Oberki do końca świata". Książka świetna, ale strasznie się wkurzyłam, że Szostak pod koniec rozgrzesza kogoś z czegoś. Bo mnie się bardzo podobał ten dramat, i wolałabym, żeby pozostał taki wyostrzony i nierozgrzeszony do końca. Tak.
Użytkownik: Czajka 26.07.2009 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobremu pisarzowi wszystk... | oyumi
Nie czytałam (jeszcze) "Ziemi obiecanej", oglądałam film i właśnie nie podobało mi się zakończenie - ten sztandar czerwony upadający, jakie to mi się wydało nachalne.

Ale nie pamiętam zupełnie żadnego rozliczania w "Oberkach...", kogo rozliczał? :)
Użytkownik: oyumi 21.07.2009 03:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Trudno się z Tobą nie zgo... | carmaniola
"Bywa jednak, że daję się częściowo chwycić na taki "haczyk emocji" - wtedy muszę się dobrze zastanowić, czy książka podobała mi się, bo jest dobra, czy po prostu autor trafił w mój czuły punkt - te granice bywają często bardzo płynne."

Mam tak samo. I z filmami też. Na szczęście nie jestem zawodowym krytykiem literackim i nie muszę się przejmować "obiektywną wartością książki". Jeśli coś mnie trafia - to trafia i koniec, nawet jeśli to jest złe. Nasze czułe punkty też są ważne:-).
Użytkownik: Kuba Grom 06.07.2009 13:48 napisał(a):
Odpowiedź na: I żyli długo i szczęśliwi... | oyumi
trafny tekst.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: