Dodany: 14.10.2014 20:45|Autor: mark014

O źródle wielkości człowieka...


Poniżej przedstawię swoje przemyślenia po przeczytaniu książki, pisane dla siebie ku pamięci, ale zebrane tak by inni też mogli skorzystać.
___

„Źródło” to książka wyróżniająca się. Spełnia funkcję jaką przypisuje się literaturze wyższej jakości - przedstawia nowe spojrzenie na życie, wytycza kierunki i uzmysławia prawa rządzące społeczeństwem. Pozycja zwraca uwagę, bo zachwala czysty indywidualizm w postaci architekta Howarda Roarka. Wychodzi on naprzeciw społeczeństwu uwikłanemu w związki, współzależności, ludzką wtórność wynikającą z potrzeby właściwego ustawienia się w hierarchii. Człowiek to zwierzę społeczne i pisarka pokazała wszystkie tego wady.

Wybijający się indywidualista, który, nie patrząc na dokonania poprzedników, chce tworzyć nowe standardy będzie za wszelką cenę sprowadzany do pionu. Zachowując siebie Roark skazuje się na banicję, ośmieszenie, społeczne odrzucenie, ale pełnią ludzkiego życia jest dla niego nieskrępowana wolność, która przejawia się w braku przywiązania do jakiegokolwiek człowieka.

I tu pojawia się w czytelniku konsternacja. Oto filozofia głównego bohatera odrzuca altruizm, który jest celem nieosiągalnym. Skazuje się na samotne życie, bo miłość do kobiety może uzależnić i odwieść od tego co powinno być prawdziwym dążeniem, czyli praca wykonana zgodnie ze swoimi przekonaniami, która wywyższa ludzki intelekt. Jej efektem mogą być wieżowce sięgające nieba i będące symbolem wielkości człowieka. Tymczasem ludzie boją się indywidualizmu, wolą powielać to, co robili inni. Czują się wtedy bezpiecznie - kosztem swoich wewnętrznych przekonań zdobywają dobrą opinię o innych. Zerwanie z młodzieńczymi ideałami dla poklasku innych zmienia ludzi w otumanionych powielaczy. Ten kto zrozumie tę kruchą ludzką naturę ten ma władzę. Toohey był jednym z nich - niezdolnym do budowania nowych koncepcji manipulantem, który swoje uznanie u innych zyskiwał dzięki wyuczonemu odtwarzaniu nabytej wiedzy. Mówił to, co ludzie chcieli słyszeć, korzystając z ich próżności promował jednostki przeciętne tak, by stłamsić wybitne jednostki, które mu się opierały. Wynand, potentat prasowy, kierując brukową gazetą dał czytelnikom wybór - komu chcą pomóc - kochance straconego mordercy w wychowaniu nieślubnego dziecka czy naukowcowi, który w piwnicy w skromnych pracuje nad swoim wynalazkiem. Wybór pada oczywiście na pełną emocji historię nieszczęsnej pokojówki. Wolą płytkie historię o skandalach, nieszczęściach i wypadkach niż wiadomości o postępie w nauce i technice, które mogą nasze życie dopiero przez intelekt i duchowe zaangażowanie uczynić lepszym.

Może ten zachwyt z lat 30. nad nowoczesnym pragmatycznym budownictwem przeminie, czego dowodem są obecne czasy, gdy ludzie nie chcą mieszkać w drapaczach chmur, wybierając domki na przedmieściach, jednak przekaz tej książki jest nadal aktualny.

Ludźmi niesamodzielnymi, bojącymi się o uszczerbek na swojej opinii przez wyrażenie swoich własnych niepopularnych przekonań łatwo kierować. Oto manipulację społeczeństwa dokonaną przez dwa wielkie systemy totalitarne XX wieku nadal można zastosować w przypadku społeczeństwa kapitalistycznego - rządnego popularnych dóbr kultury i komercji.

Autorka pisała swe dzieło jeszcze przed pełnym rozwinięciem się popkultury, ale metody zdobywania władzy nad ludźmi autorstwa powieściowego Tooheya są tak niepokojąco prawdziwe:

- złamać duszę człowieka to znaczy pokonać go. Sprawić by człowiek czuł się mały, winny, by stracił swą ambicję i uczciwość. Stanie się tak jeśli podasz mu za cel altruizm i bezinteresowność, ideał, którego nie będzie w stanie w
pełni osiągnąć, bo instynkt mu to uniemożliwia. Porażka budzi utratę wiary we własne siły. Skoro traci się szacunek do siebie będzie się wtedy posłusznym innemu człowiekowi, bo dominuje uczucie bezwartościowości;

- zniszczenie w człowieku oceny prawdziwych dobrych wartości i umiejętności ich osiągania. Co może w tym przypadku oznaczać prawdziwy talent, kreatywność wybijającą się z tego co dotąd powstało. Dlatego kryteria sukcesu trzeba
obniżyć, by każdy mógł je osiągnąć, nawet niekompetentni. Konkursy architektoniczne wygrywali przeciętni. Społeczność architektów utraciła motywację do uzyskania doskonałości, bo prawdziwie wielcy ludzie są odrzucani, gardzi się nimi głosem przygniatającej większości. Czy w obecnych czasach jest jakieś sacrum skoro wszystko się profanuje w imię
łamania kolejnego tabu? Gdzie znajdziemy prawdziwie cenny autorytet?

- śmiech jako broń - szydzenie z wszystkiego, również rzeczy świętych, wartości wartych uznania. Każdy człowiek stanie się podły, straci status bohatera, autorytetu. To właśnie robią przecież współczesne tabloidy - pokazują brudny i kiczowaty obraz ludzkich pragnień. Powoływanie się na altruizm może skłonić człowieka do zwierzenia się i udania się po pomoc do manipulatora. I tutaj pada zarzut do religii, wielkich systemów etycznych wynoszących na piedestał poświęcenie, rezygnację ze swojego dobra, wyrzeczenie się siebie. Szczęście utożsamiły z winą. Nie chodzi tylko o używki i seks, ale chęć zysku i własne ambicje. Umartwianie ciała, post, rezygnacja z przyjemności stawia człowieka w upodlonej pozycji - poddanego kapłanom, którzy głoszą taką filozofię. Zdobywają w ten sposób władzę nad milionami mamiąc uzyskaniem wyższej formy szczęścia, którego nie da się jasno sprecyzować. Mgliście można go określić rajem, nirwaną czy supremacją rasową. Wszelki rozum i logika są wrogiem manipulacji. Wyzbywanie się pragnień psuje człowieka od wewnątrz. Tam gdzie się mówi o poświęceniu musi też być pan - władca.

Człowiek wolny powinien ufać tylko głoszącym, że celem ma być szczęście, własna osoba, nie chcącym porwać duszy czy dobra materialnego, ludziom, którzy nie chcą od innych niczego. Obecny system jednak będzie trwać, bo taki pogląd jest nazywany egoizmem i skutecznie zwalczany przez społeczeństwo.

Tymczasem manipulatorowi, pretendentowi do osiągnięcia władzy nad ludźmi najbardziej grozi logika i rozum, dlatego wszelkie niebezpieczne kwestie w swych poglądach kwituje niejasnym "instynktem", "boską intuicją" czy "materializmem dialektycznym". Przekona, że nie można wszystkiego brać na logikę, że istnieje coś poza nią. Przekona, że trzeba odrzucić rozum i postawić na uczucia. W ten sposób zmanipuluje się człowieka, bo przestanie myśleć racjonalnie. To jawne przeciwstawienie się religii.

- najważniejsza metoda to pozbawienie człowieka radości. Człowiek prawdziwie wolny to człowiek radosny. Trzeba mu zatem odebrać to czego pragnie, czyli jego dążenia nazwać grzechem, złem. Wzbudzić poczucie winy w dążeniu do bycia szczęśliwym.

Wypływa z tego przekonanie, że człowiek prawdziwie wolny od obciążeń jakie niesie społeczeństwo może poczuć dopiero nieskrępowaną radość i poznać swoją wyjątkową wartość. To on wytycza drogi, tworzy historię ludzkości. Kwintesencją książki jest przemowa Roarka - indywidualisty, przed sądem i ławą przysięgłych - społeczeństwem. Ludzie odkrywcy, wynalazcy zawsze stawali naprzeciw utartych schematów, wybijali się i zmieniali perspektywy wbrew społecznościom, które nie były jeszcze na to gotowe. Tak było z tymi, którzy wskrzesili pierwszy ogień, wymyślili koło. Być może przez to szybciej zginęli, ale dzięki nim cała cywilizacja poszła do przodu. Za odwagę trzeba płacić, taka prawda wypływa już nawet z najstarszych legend, jak tej o Prometeuszu. Wobec twórców, artystów, naukowców i wynalazców z wizją nowej jakością podnosiła się nienawiść. Ich siła mimo cierpienia przynosiła zwycięstwo, co przyniosło nam świat współczesny z elektrycznością, pojazdami mechanicznymi, lekami przedłużającymi życie. Autorka podkreśla jednak, że ich motywem działania nie było poświęcenie dla człowieka, bo ten odrzucał sens zmieniania tego co już jest, ale prawda - jej urzeczywistnienie według własnego obrazu. Dziełem kreatora jest książka, symfonia, wynalazek, silnik lub budynek. Dzieło jest celem, a nie człowiek. To ono ma być uświęceniem i rekompensatą za wszelkie niedogodności, odrzucenie i samotność. To co zrodziło ludzkie dzieła płynęło z wnętrza, nazywanego duszą, jego ego.

Świadomość budziła siłę i odwagę. Pozwalało to na samowystarczalność, samo się napędzało i właśnie było tytułowym źródłem energii i siły życiowej. Życie samowystarczalne, same dla siebie. Mózg i rozum, który to sprawą jest narzędziem człowieka, równoważnym sile pazurów, szponów, rogów czy kłów zwierząt. Dlatego tak ważne jest niezależne myślenie, bez którego nie byłoby broni do obrony i polowania, narzędzi do uprawy i hodowli. Umysł jest naszym znakiem szczególnym i tym co nas określa jako gatunek. Nieposkromione rozumowanie, bo każdy z nas jest inny i myśli inaczej, dlatego wszelakie formy kolektywnego grupowania ludzi są chybione. Można jedynie ustalić wspólną umowę funkcjonowania państwa. Siła twórcza napędza nasze działania, nie można jej się nauczyć - nauka to tylko wymiana, przekazanie materiałów stworzonych przez przeszłe pokolenia. Wobec życia możemy polegać na swoim rozumie albo być pasożytami i korzystać z myśli i dorobku innych ludzi. Pasożyt czerpie z tego co twórca stworzył. Kreator chce podbijać przyrodę, stawać jej naprzeciw. Powielacz próbuje tylko zdobyć innych ludzi, dlatego się od nich uzależnia, ich opinii, poważania, szacunku.

Rozum, który ma tworzyć nie może być zniewolony, uzależniony od innych dlatego relacje z ludźmi stawia na dalszy plan. Powielacze wychwalają altruizm - stawiają innego człowieka ponad sobą. Zadają zbiorowy cel - służyć bliźnim całym sobą, pomimo, że nie można tego w pełni wykonać bez zatracenia siebie. Wywyższono zależność do cnoty, która niszczy kreatywność. Wzajemne uzależnienie się rodzi zepsucie - niewolnictwo w imię miłości, które degraduje godność człowieka i samą koncepcję miłości. Związanie z innymi daje ból, wymusza danie siebie w ofierze. W ten sposób idealizuje się masochizm. Pozbawia się człowieka umiejętności samodzielnego przetrwania. By być twórcą nie można iść z prądem. Nie godzić się na statu quo. Iść swoją drogą. Choć ego nazwano złym, to jedynie niezależny człowiek prawdziwie i niepowtarzalnie myśli i działa.

Absolutny egoista w rozumieniu pisarki nie ma jednak potrzeby wykorzystywania innych ludzi, jakby mogło się wydawać - inicjatywa i miłość do siebie budują w nim wartość samowystarczalną. Relacje z innymi ludźmi powinny odbywać się
za obopólna niewymuszoną zgodą, dla zysku obu stron i na zasadzie obustronnej równości. Właściwa moralność to spełnianie własnych pragnień, nie lokowanie swoich celów w innych. Tworzenie, działanie, praca to są cechy egoisty.
Nie jest nim zatem ani gangster ani dyktator, bo wyzysk, władza czy kradzież potrzebuje już drugiego człowieka. Rządzący mają swą pozycje tylko dzięki ludziom poddanym, sami niczego nie tworzą. Przypominają żebraka czy bandytę.
Przyrównywanie egoistów do imperatorów jest kłamliwe. Takie myślenia niszczy ludzkie ego. Przecież tyrani we wprowadzaniu swoich porządków tłumaczyli się wspólnym dobrem. Mordercy wspominali o budowie idealnego społeczeństwa. Człowiek miał oddać życie dla dobra ogółu. Ten nieujarzmiony indywidualizm zbudował Amerykę z jej sukcesem i wyjątkowym poczuciem wolności, w imię szukania własnego szczęścia. Nie dokonało się to przez poświęcenie czy rezygnację ze zbyt wzniosłych ideałów (równość dla wszystkich ludzi była parę wieków nie do pomyślenia). Cywilizacja powinna uwolnić ludzi od pierwotnego stadnego uzależnienia. Kolektywizm ogarnął Europę w postaci komunizmu i nazizmu, gdzie jednostka się nie liczyła - miała się poświęcić dla państwa. Dzieło jest własnością twórcy dlatego Roark wysadził w powietrze swoje osiedle, bo projekt został modyfikowany, a wola architekta złamana. Choć projekt osiedla spełnia wszystkie wcześniejsze wymogi nie było uszanowane nienaruszalne prawo autora, którego celem jest ujrzenie swego dzieła w 100% oryginalnego. Nie uległ naciskom o zbożny cel pomocy biednym. Z uznania dla minionych pokoleń budujących ten kraj wbrew przeciwnościom fizycznym i duchowym Roark godził się na poddanie wynikowi werdyktu.

Dlaczego książka nas tak porusza? Bo my nie chcemy być Keatingiem, ale im dłużej czytamy książkę tym bardziej się o tym przekonujemy. Ulegamy społecznej presji już od dzieciństwa i pragniemy uznania innych. Bo wreszcie altruizm uznany jest tu za wtórny, zniewalający i wrogi prawdziwym pragnieniom człowieka.

Ayn Rand w swoich książkach zawarła idee obiektywizmu - poglądu filozoficznego, który wywyższał indywidualizm i wspierał ideę państwa o liberalnym kapitalizmie. Doświadczona rewolucją bolszewicką w Rosji poczuła zachwyt nad amerykańską wolnością. Choć wychwalała nadrzędną rolę logiki i rozumu, bezinteresowności oraz radości z bycia człowiekiem, jej poglądy były wielokrotnie krytykowane. Spełnienie jej założeń przyniosłyby zatomizowane społeczeństwo, same kryteria trudne były do realizacji. Kłócą się we wrodzonej w człowieku woli współpracy i konkurencji. Ułudna jest wiara w człowieka, bo ten nie jest doskonały, a trzymanie się tych założeń prowadziłoby do wypaczeń. Tak bardzo nasz gatunek przekonał się o swej małości w trakcie II wojny światowej. Nie zmienia to faktu, że nurt ten przejawia się w działaniach osób wybitych, które ośmieliły się żyć po swojemu czasem pomimo odrzucenia i należnych zaszczytów.

Osobiście mnie ta idea samowystarczalnego, wyzwolonego człowieka wciąż się kłóci z zapewnieniem o pełnym spełnieniu. Przedstawiony bohater wydaje się być jedynie teoretyczną postacią, choć godna podziwu jest etos pracy, który może człowieka uszlachetnić pomimo jego wad. Wyobrażając sobie Roarka mimowolnie nasuwają mi się słowa zapomnianej piosenki śpiewanej przez Zdzisławę Sośnicką:

„I będzie trwać walka o Twe serce, każdą myśl
I o to, byś był sam - chłodny "superja".
Jeśli chcesz tego, to o czym tak marzysz co noc?
Co tak Cię pcha do ludzi, do ciepła ich rąk?”


Książka jednak godna polecenia, choć przeznaczona jest dla bardziej wymagającego czytelnika, bo dominuje tu jednak filozoficzna dysputa.

PS. W 1949 roku adaptacja filmowa pokazuje zupełnie inny obraz książki jaką może sobie wyobrazić współczesny czytelnik. Przede wszystkim uderza wiek aktorów. To czasy sprzed rewolucji obyczajowej, gdzie głównymi idolami kinowymi byli już dość dojrzali aktorzy. W powieści Roark dochodzi jedynie do czterdziestki, wyobrażamy go sobie jako silnego, młodego mężczyznę, a w filmie gra go pięćdziesięcioletni Gary Cooper. Warto zobaczyć choć urywki filmu „The Fountainhead”, by się o tym przekonać.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 840
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: