Dodany: 12.10.2014 23:35|Autor: olina

Gdy boli cały człowiek: Człowieczeństwo jest przereklamowane


Czy ktoś lubi seriale, w których aktorzy ganiają po szpitalnych korytarzach w kitlach? Nie widziałam ani jednego odcinka „Ostrego dyżuru”, ale swego czasu namiętnie oglądałam „Doktora House’a”. Tak, fascynuje mnie pozbawiony empatii narcyz, mizantrop o makiawelicznych skłonnościach, ignorujący prawo i etykę lekarską. Pewnie dlatego, że nie mam z nim do czynienia na żywo. Doświadczenie uczy, żeby unikać ludzi zachowujących się po chamsku (chyba, że jesteśmy masochistami), żeby nie skracać kręconych włosów o dwie trzecie (chyba, że zależy nam na image psa pasterskiego) i żeby nie czytać w poczekalni książki ze zdjęciem faceta z zarostem (chyba, że chcemy, by ludzie zaczepiali nas częściej niż zwykle). Inspiracją do stworzenia serialowego doktora była postać Sherlocka Holmesa. [1] House ratuje życie ludziom, co jest efektem ubocznym jego żądzy rozwiązywania zagadek; geniusz leczy choroby, a nie pacjentów. Odkąd zobaczyłam pracę zbiorową „House i psychologia. Humanitaryzm jest przereklamowany”, przebierałam nogami z niecierpliwości, by ją przeczytać.

Sami autorzy podejrzewają, że Gregory House uznałby ich naukowe eseje za pretensjonalny psychologiczny bełkot, ale - jak wiemy - House jest przekorny i nie zawsze ma rację. Eksperci z dziedziny psychologii i nie tylko przenoszą czytelnika do szpitala Princeton-Plainsboro, by rozszyfrować motywacje bohaterów serialu, lecz przede wszystkim, by uwolnić go od pewnych iluzji na temat natury ludzkiej. Zbiór nosi znamiona pracy naukowej, mimo licznych odwołań do serialu; na końcu każdego rozdziału podano literaturę fachową.

Esej Teda Cascio „W najlepszym interesie pacjenta?” wymienia przyczyny pomagania innym. House twierdzi, że ludzie zawsze działają we własnym interesie. Lekarze lubią wyzwania, zależy im na pieniądzach, sławie, chcą się poczuć jak Supermen - wtedy pomagają ze względu na własne korzyści. Pomaganie sprawia, że czują się dobrze, że nadaje to ich życiu sens. Jedynie chęć zmniejszenia czyjegoś cierpienia jest pobudką czysto altruistyczną. House przyjmuje, że ludzie potrafią oszukiwać siebie i innych w kwestii prawdziwych motywów podejmowanych działań. Czasem pomagają z poczucia winy, czasem ze strachu przed konsekwencjami nieudzielenia pomocy. Autor podaje jednak przykład badania, w którym wykazano, że istnieje pomoc wyłącznie altruistyczna. Badany ma obserwować łagodne wstrząsy elektryczne. Może wybawić poddawaną elektrowstrząsom kobietę, samemu się nim poddając, lub patrzeć na zadawane jej cierpienie. Większość ludzi - nawet gdy może wyjść bez konsekwencji i bez poczucia winy - postanawia pomóc „współuczestniczce” badania. Czyżby House się mylił? Chce odbrązowić archetyp lekarza-„dobrego gościa”, uważa siebie za skończonego egoistę, a jednak nie ma racji.

Rozważania profesora psychologii Briana Goldmana o autentyczności mają nam ukazać prawdziwe oblicze House’a oraz uzmysłowić nam, że robienie tego, na co ma się ochotę, to nie zawsze objaw bycia autentycznym. Tylko gdy nasze działania powodują, że jesteśmy radośni, zadowoleni z życia, usatysfakcjonowani z ról społecznych i związków z bliskimi, możemy być autentyczni. Jeśli z jakiegoś powodu nie możemy przedstawić rodzinie naszego partnera czy znajomego, wstydzimy się opowiadać o swojej pracy, ukrywamy swoje uczucia, zainteresowania czy fascynacje, to nie jesteśmy ani szczęśliwi, ani autentyczni. Żeby być w zgodzie ze sobą, najpierw trzeba być świadomym tego, kim się jest. Świetny rozdział dla tych, którzy nie chcą udawać, oraz dla mających kłopot z samoakceptacją. A gdzie tu House? Czy bycie autentycznym i bycie gburem to to samo? Zgodny z rzeczywistością obraz siebie umożliwia ludziom realne postrzeganie innych, co oznacza mniej defensywnych zachowań, negatywnych uprzedzeń czy skłonności do manipulowania. Gdyby House potrafił być szczery wobec siebie, miałby też więcej zaufania do innych? Może nawet byłby mniej cyniczny? Autor wnikliwie rozpatruje autentyczność w relacjach z bliskimi. Przytacza słowa Grega o ojcu. Ten fragment polecam tym, którzy House’a nie znoszą. Jak bardzo zmienia się nasze spojrzenie na „nieczułego”, samotnego człowieka, kiedy dowiadujemy się, że znęcał się nad nim ojciec?

„Kreatywna strona House’a” opowiada o wnioskowaniu logicznym, intuicji i udziale nieświadomości w procesie diagnostycznym. Robi się ciekawie, gdy mowa o kreatywnym myśleniu i możliwościach prawej półkuli, nazwanej przez Gregory’ego „niemym nieudacznikiem”. Gdybym streściła artykuł „Miłość, sympatia i toczeń”, pozbawiłabym go co najmniej dziewięćdziesięciu dziewięciu procent uroku i świeżości. Oczywiście mowa w nim nie tylko o interakcjach między personelem kliniki, ale o związkach romantycznych w ogóle. Atrakcyjność fizyczna, bliskość, podobieństwo, intymność – czego potrzeba Trzynastce, Cuddy, Taubowi, czego potrzeba nam?

„Rozpoznanie różnicowe” bierze pod lupę to, co daje nam szczęście: małżeństwo, rodzicielstwo, przyjaźń. Rozwiewa mity dotyczące związków czy pieniędzy. Zawiera ciekawy podrozdział o uskrzydleniu w pracy. Doświadcza go każdy, kto podczas pracy traci poczucie czasu, zapomina o bólu, głodzie i innych nieprzyjemnych stanach fizjologicznych, myśli, tworzy, działa. House w maksymalnym skupieniu rozwiązuje zagadki - może wpatrywać się w tablicę, rzucać piłką o ścianę, czy grać na pianinie – i tak całkowicie pochłania go myślenie.

Poruszył mnie esej „Nawet Gregory House nie jest samotną wyspą”. Wiadomo, że każdy potrzebuje wsparcia, ale czasem wystarcza świadomość, że możemy na kogoś liczyć. Osoby tak empatyczne, jak Cameron czy Wilson, potrafią więcej od siebie dawać, nie oczekując wdzięczności. Ale nie można mówić o przyjaźni, kiedy nie ma wzajemności. Chyba każdy zna choć jedną osobę, która zgłasza się do niego tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Trudno nam czasem uwierzyć, że ktoś może dbać wyłącznie o własny interes, a nie chcieć po prostu się z nami zobaczyć. Osoby odpowiedzialne i chętnie obdarowujące mogą być wykorzystywane, dopóki nie znajdą równowagi w udzielaniu i otrzymywaniu wsparcia. Czasem łatwiej jest być samemu niż wśród ludzi. „Jesteś sam, dlatego potrafisz radzić sobie z bólem. Nie musisz robić dobrej miny do złej gry i spełniać oczekiwań innych” [2]

I perełka! „Psychologia humoru w »Doktorze Housie«”. Nie wiedziałam, że istnieje humor afiliatywny, wzmacniający "ja", agresywny itd. Jak humor ułatwia kontakty społeczne? Oryginalnie i z przytupem! Nie podaję przykładów, żeby nie psuć zabawy. No dobra. Jeden mały i to nie z tego rozdziału:
„Pacjentka: Jestem dziewicą, podobnie jak mój narzeczony.
House: Jemu wierzę.
Pacjentka: Czy mogłam zajść w ciążę w jakiś inny sposób? Nie wiem, na przykład siadając na ubikacji?
House: Jak najbardziej. Wprawdzie między tobą a deską musiałby znajdować się jakiś facet, ale tak, jest to możliwe.” [3]

W kolejnych rozdziałach mowa o „psychologicznych wykroczeniach”: narcyzmie, nałogu (i odwyku), konformizmie i haśle przewodnim serialu: „Wszyscy kłamią”. „Normalni ludzie starają się nie mówić bolesnej prawdy. Kiedy prawda może boleć, kłamią – a przynajmniej zwodzą drugą osobę (…). W badaniach wykazano, że czasem w największym stopniu okłamujemy ludzi, których najbardziej lubimy i dla których nasza opinia jest bardzo ważna. Dla House’a tego rodzaju subtelności i niuanse nie mają oczywiście znaczenia.” [4] O kłamaniu napisano tomy całe, po co więc artykuł Belli DePaulo? Żeby nie czytać całych tomów!

House jest nonkonformistą i dzięki temu skutecznym diagnostą. „Burza mózgów, w trakcie której House zmusza zespół do wysiłku, prowadzi zwykle do dyskusji, w których House odgrywa rolę adwokata diabła i atakuje pomysły innych. Choć dla członków zespołu publiczne obalenie proponowanej diagnozy może być poniżające, wyraźnie widać, że proces ten zapobiega przeoczeniu ważnych objawów”. [5] Na co komu myślenie grupowe? Członkom grupy tak bardzo zależy na zgodności, że mogą stosować autocenzurę – powstaje iluzja jednomyślności, a gdy wszyscy są zgodni, decyzja staje się „dobra”. Iluzja wszechmocności prowadzi do poczucia moralnej wyższości i nici z dobrego leczenia. House wie, że jego wyróżnianie się może przynosić korzyści, ale pociąga też pewne koszty. Buntownik skupia na sobie uwagę, przez co jest nielubiany, nawet jeśli członkowie grupy popierają stanowisko outsidera, a nie mają odwagi tego przyznać. „Konformizm jest trochę jak kolonoskopia lub leczenie kanałowe – ma złą reputację, jednak może przynosić korzyści.” [6] I tylu chętnych do kolonoskopii! House nie łamie zasad bez powodu. Gdy jest mu to na rękę, po prostu je ignoruje.
„Chase: Rezonans będzie za 20 minut. Foreman mówi, że wcześniej się nie dało.
House: Uczę was kłamać, oszukiwać i kraść, a ledwo się odwrócę, już czekacie w kolejce?” [7]

Martwica mięśnia uda wywołała straszny ból i uzależnienie od Vicodinu, ale, co ważniejsze, zmusiła House’a do zmiany priorytetów. „Jest to częsty skutek traumatycznych doświadczeń. Kiedy ludzie tracą część swojego życia, często otwierają się na inne jego aspekty. Co jest teraz ważne? Na czym można się oprzeć? Z czego trzeba zrezygnować?” [8]. Mądre, prawda?

Z dalszej części książki dowiadujemy się, kim jest libertarianin, czy władza zmienia człowieka, jakie są wymiary osobowości (autorzy odsyłają także do Teofrasta), czy osoby wyznające wartości sprawcze znajdą porozumienie z osobami o wartościach wspólnotowych, poznajemy psychologię polityki. Rozdział poświęcony mózgowi – jego funkcjom i chorobom – opowiada o zagadkach diagnostycznych związanych z pamięcią, synestezją czy akinetopsją i psychologicznymi konsekwencjami uszkodzeń mózgu. Funkcja edukacyjna książki nie ogranicza się do wyjaśniania zjawisk psychologicznych. Nie słyszałam przedtem określenia „brzytwa Okhama”, nie znam dzieł Josepha Campbella, do których odwołuje się „House i psychologia”. Tyle tego i weź to zapamiętaj!

Skąd popularność House’a wyjaśnia sam bohater: „Anagram od Gregory House? Huge ego, sorry (czyli: przykro mi, wielkie ego)” [9] Nie chce, by obowiązywały go „te wszystkie formalności – bezsensowne, nieszczere, a tym samym poniżające(…) nie musi udawać, że obchodzą go twoje bóle pleców, wypróżnienia lub swędzenie twojej babci. Wyobrażasz sobie, jak swobodne byłoby życie bez tych wszystkich ogłupiających społecznych konwenansów?” [10] Książka pierwszorzędnie przeplata humor, cytaty z filmu, relacje z badań naukowych, interpretacje zachowań i wnioski dotyczące życia każdego z nas. I zostawia nas z refleksją.

[1] On też stosował analizę psychologiczną, rozumowanie indukcyjne, unikał przypadków, które nie uważał za dość trudne czy interesujące. Był świadom swego talentu oraz pozostawał obojętny wobec klientów. Przy tylu podobieństwach nawet ten sam adres: Baker Street 221B (tyle że w Princeton w New Jersey) nie robi wrażenia. Drobna różnica: Holmes był dżentelmenem.
[2] Praca zbiorowa, red. Ted Cascio, Leonard L. Martin: „House i psychologia. Humanitaryzm jest przereklamowany”, przeł. Tomasz Walczak, Wydawnictwo HELION, 2012, s.86
[3] Tamże, s.62
[4] Tamże, s.134
[5] Tamże, s.161
[6] Tamże, s.165
[7] Tamże, s.185
[8] Tamże, s.239
[9] Tamże, s.183
[10] Tamże, s.172

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1942
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: