Dodany: 05.09.2014 18:39|Autor: Paranoid123

Książka: Czarny Anioł
Waltari Mika

3 osoby polecają ten tekst.

Reqiuem dla Królowej Miast


Dobrych kilka lat temu przypadkiem natrafiłem na "Czarnego Anioła". Mikę Waltariego znałem już jako autora wcale niezgorszych powieści kryminalnych. Książkę przeczytałem i niezwykle mi się wtedy spodobała – do tego stopnia, że ostatnio postanowiłem powtórzyć swoje spotkanie z tragicznymi losami Johannesa Angelosa i jego miasta. Przepadłem na dobre po raz drugi, co powinno być co najmniej zastanawiające, bowiem rzadko kiedy wracam do książki, kiedy już ją raz przeczytam – wyjątki nieliczne potwierdzają tylko regułę.

Głównym bohaterem jest pochodzący z Avinionu francuski rycerz Jean Ange vel Johannes Angelos vel Johannes Angelos Paleolog. Ów czterdziestoletni mężczyzna, którego wcześniejsze losy były niezwykle skomplikowane, trafia do Konstantynopola w przeddzień najsłynniejszego oblężenia średniowiecza. Powieść przedstawia jego losy w postaci zapisów w dzienniku – od 12 grudnia 1452 r. (zaprzysiężenie unii Kościołów) aż do zdobycia miasta przez wojska sułtana tureckiego Mehmeda II zwanego Zdobywcą.

Johannes po ucieczce z 9-letniej niewoli tureckiej przyłącza się do obrońców Konstantynopola, by za swój jedyny cel przyjąć śmierć w jego obronie, nie widzi bowiem dla siebie miejsca w świecie, który nastąpi po tryumfie Turków dowodzonych przez pełnego zarazem pasji i zimnego wyrachowania Mehmeda II, mającego być symbolem nowych czasów. Jest niezwykle samotny, nie znajduje życzliwego przyjęcia ani wśród Greków, ani wśród łacinników – bowiem wszyscy uważają go za zdrajcę i szpiega sułtana, mającego porozumieć się z frakcją pokojową w Konstantynopolu i umożliwić łatwiejszy podbój miasta. Jego silnego postanowienia nie łamie nawet miłość od pierwszego wejrzenia do bizantyńskiej arystokratki, znacznie młodszej od niego Anny Notaras, córki Łukasza Notarasa – dowódcy floty cesarskiej. Na przeszkodzie szczęściu obojga stają różnice kulturowe, społeczne, polityczne (ojciec Anny jest zwolennikiem przekazania miasta sułtanowi za cenę autonomii społeczności greckiej, czyli ślicznie nazwanej zdrady cesarza), nadchodząca wojna, a także ogromna toksyczność ich związku. Trzeba jednak przyznać, że na dobrą sprawę, gdyby nie wątek romansu z Anną Notaras, Angelos były najnudniejszym i najbardziej płaskim bohaterem powieści; jego dywagacje od pewnego momentu nie wnoszą nic nowego, tylko na przemian irytują i nudzą. Wydaje się osobą nie z tego świata, prawdziwym Czarnym Aniołem, a nie człowiekiem. Oczywiście pod koniec wszystko staje się jasne, a jego zachowanie – usprawiedliwione.

Anna, mimo młodego wieku, jest znacznie ciekawszą osobą: niezwykle inteligentna, znająca realia polityki, pełna sprzeczności, po trosze niewinna i wyrachowana, rozdarta między uczuciem do Johannesa a wiernością swemu ojcu. Jej początkowe zaciekawienie historią dziwnego rycerza stopniowo zamienia się w fascynację i miłość; dziewczyna umie grać na jego emocjach, co czyni ich związek – będący notabene piękną próbą zaznania szczęścia przed nieuchronnym końcem – bardzo burzliwym, pełnym najmocniejszych emocji i namiętności, współgrającym z atmosferą umierającego miasta.

Prócz pary głównych bohaterów pojawia się kilka nadspodziewanie ciekawych postaci drugoplanowych, bez których powieść byłaby znacznie słabsza. Zadania dowodzenia obroną miasta w beznadziejnej sytuacji podejmuje się przybyły wraz z 700 najemnikami genueńczyk Giovanni Giustiniani Longo, kipiący humorem, jasno myślący, przebiegły, niepozbawiony słabostek, doświadczony kondotier, którego maksymą jest, że mądry dowódca toczy walkę do ostatniej szansy – ale nie dłużej. Walczy o honor, chwałę i zwłaszcza wyspę Lemnos. Jest postacią z krwi i kości, w nim ów ludzki pierwiastek, tak zamazany u Johannesa Angelosa, jest o wiele bardziej widoczny.

Pozornym przeciwieństwem francuskiego rycerza jest Johannes Grant, niemiecki filozof, uczony i najemnik, żądny wiedzy doczesnej, jaką skrywają podziemia biblioteki; naukę uważa za sposób wyzwolenia człowieka, prawdopodobnie jest ateistą; bez wątpienia zasługuje na miano człowieka renesansu. Bierze udział w obronie Konstantynopola, bo uważa miasto za symbol kultury europejskiej. Pomimo diametralnie różnych poglądów, z uwagi na swoje romantyczne przekonania jest zaskakująco podobny do Jeana Ange'a, lecz tylko nieznacznie bardziej od niego ludzki.

Jak wiadomo, nawet w największej tragedii powinien występować element buffo; tu jest nim osobnik, który zwie się Manuel, ma wiecznie bolące kolana i służy Johannesowi Angelosowi. Jego komentarze, cwaniactwo, wrodzony cynizm, a przede wszystkim niezbyt udane próby uszczęśliwienia swego pana, które kończą się zazwyczaj czymś zupełnie odwrotnym, czynią go niezwykle barwną postacią.

Niemalże na każdej stronie czuje się nastrój stopniowo ginącego, skazanego na zagładę miasta; opisy ostrzału artyleryjskiego, niezwykle krwawych walk na murach i okrucieństw obu walczących stron mocno działają na wyobraźnię, jest niemalże tak, jakby się tam samemu było i widziało te wydarzenia. Prawie fizycznie można poczuć atmosferę wielkiej radości, gdy przybywają posiłki, a potem beznadziei i świadomości końca ogarniającej mieszkańców ginącego imperium (najlepszym przykładem jest rozmowa bohaterów o cesarskich technikach obecnych na nabożeństwie czy przybycie na dzień przed generalnym szturmem niewielkiej grupki ochotników z Pery, którzy opuścili swe względnie bezpieczne miasto, by walczyć po stronie praktycznie pokonanego już cesarza). Tacy są też bohaterowie: bez szans na przyszłość, żyjący chwilą i małymi radościami, pragnący najpiękniej i najlepiej jak się da wykorzystać czas, jaki im pozostał.

Oblężenie miasta poznajemy niemalże dzień po dniu; co ciekawe, ogromna liczba zdarzeń opisanych w powieści jest potwierdzona w kronikach z tamtych czasów. Wspomnę tutaj chociażby o takich zdarzeniach, jak rozbijający jedność państwa spór Kościołów i mieszkańców o Filoque („i od Syna”), podsycany przez mnicha Gennadiosa i Łukasza Notarasa, śmierć genueńskiej kobiety zabitej w Perze podczas ostrzału źle wycelowanym w Zatokę Złoty Róg pociskiem z tureckiego działa (niby detal, na który mało kto zapewne zwrócił uwagę – a pokazuje, jaką pracę wykonał autor badając źródła), przeciągnięcie lądem floty tureckiej do Złotego Rogu, zniszczenie wieży oblężniczej albo słowa cesarza Konstantyna XI ruszającego wraz ze swą świtą do samobójczej szarży na wlewających się przez bramę Turków po przełamaniu obrony 29 maja 1453 roku. Nieźle się bawiłem sprawdzając, które z wydarzeń opisanych w powieści rozegrały się naprawdę.

Konstantynopol jest symbolem kończącej się epoki – ostatnią pozostałością po ogromnym Cesarstwie Rzymskim. Miasto pokazane przez Waltariego to marne resztki dawnej świetności, w 1453 roku w milionowej niegdyś stolicy mieszkało około 50 000 ludzi, niektóre fragmenty dzielnic miały już być zamienione w pola uprawne czy nawet stały się osobnymi tworami miejskimi; Konstantynopol owych czasów był trupem reanimowanym przez odpowiednio prowadzoną politykę zagraniczną cesarstwa i klęski spadające na sąsiada (wojny domowe, najazd Timurydów), co, jak twierdzą historycy, przedłużyło istnienie Bizancjum o jakieś 50 lat. Jego siła militarna była fikcją. Po stronie ostatniego Cesarza stanęło zaledwie 8-10 tysięcy żołnierzy o najróżniejszej wartości bojowej, wliczając w to elitarnych genueńskich najemników walczących o honor i chwałę, do końca wierną gwardię cesarską, wyzyskujących każdą okazję do zarobku Wenecjan, żądnego wiedzy Johannesa Granta czy nawet nieobytych z wojennym rzemiosłem, siłą wcielonych do armii mnichów.

Miasto zostało zdobyte, skończyła się jedna epoka, rozpoczęła nowa. Z upadłego kolosa dawno nieistniejącego imperium Konstantynopol stał się dzięki kolejnym mieszkańcom perłą Orientu.

Powieść czyta się szybko, choć temat nie jest łatwy. Od początku żałobny nastrój wskazuje, że dalej też wesoło nie będzie. Do postaci tytułowego bohatera można się nieco przyczepić, cała reszta jest jednak napisana całkiem sprawnie, a historia ciekawie opowiedziana, tak że nie mogłem się od niej oderwać.

Zainteresowanym ostatnią bitwą Bizancjum polecam historyczne opracowania Stevena Runcimana i Rogera Crowleya - szczególnie tego pierwszego, bowiem to właśnie dzięki legendarnej rozprawie sir Stevena do moich głównych zainteresowań historycznych oprócz Pryncypatu i Japońskiej Marynarki Wojennej doszły dzieje wschodniego cesarstwa.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1773
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Valaya 06.09.2014 10:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobrych kilka lat temu pr... | Paranoid123
Recenzja zapowiada interesującą powieść historyczną. Wprawdzie Bizancjum interesuje mnie średnio, ale zawsze można poszerzyć wiedzę i zainteresowania. Powieść ląduje w schowku.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: