Dodany: 24.08.2014 21:39|Autor: AnnRK

Książka: Do zobaczenia w Barcelonie
Kann Anna B.

1 osoba poleca ten tekst.

Niebezpieczna. Wiele daje, więcej zabiera


"To nie miały być zwykłe wakacje - to miały być wakacje w Barcelonie"[1]. Gdy w tak niesamowitym, dynamicznym mieście wyląduje grupka Polek zafascynowanych flamenco, o nudzie nie może być mowy. Zwłaszcza jeśli do czerwoności rozpala nie tylko katalońskie słońce, ale i przystojny instruktor, co prawda profesjonalista, lecz także mężczyzna. A może mężczyzna przede wszystkim. Gorącokrwisty Hiszpan z uwodzeniem we krwi. Przedmiot pożądania niejednej kursantki.

Paco, boski Paco, w tłumie kobiet dostrzegł kobietę, w której oczach znalazł coś, co przywołało bolesne, ale i piękne wspomnienia.

Paco skrywa w sercu tajemnicę. Choć nie chce wracać do przeszłości, spotkanie z Ewą, jedną z kursantek z warsztatów flamenco w Poznaniu, przypomina mu o tym, od czego uciekł z Madrytu do Barcelony, przywołuje to, co kazało mu się rzucić w świat tańca, w wir pracy. Wspomnienia atakują znienacka. Trudno w takiej chwili uspokoić oddech i pozbyć się ich, spłukując pod prysznicem po zajęciach jak zły sen lub krople potu.

Ewa jest mężatką w tym trudnym okresie, gdy temperatura związku staje się najpierw jak z lodówki, w końcu - jak z zamrażarki. "To było niczym przeznaczenie. Wszystko ku niemu zmierzało. Od kilku lat. Ona czegoś nie zauważyła, on czegoś nie powiedział... Powoli oddalają się od siebie. Rósł mur, nierozwiązane problemy olbrzymiały. I w końcu musiało pęknąć. Jak wrzód. Tak dzisiaj o tym myślała. Że winni byli oboje. Przeoczyli siebie"[2]. Zdrada bolała. Zmęczenie i rozczarowanie dawały się we znaki. Potrzebowała ucieczki. Nadarzyła się okazja, by polecieć do Barcelony na kurs flamenco. Gdyby mąż choć jednym gestem czy słowem dał do zrozumienia, że chce, by została, nie wahałaby się ani chwili. Wszystko wyglądałoby inaczej.

Gośka jest przyjaciółką Ewy. Zamiast męża ma złamane serce. Wie, czym pachnie romans z Hiszpanem i jak może się skończyć. Hiszpański zna doskonale, o kulturze tego kraju i jego zwyczajach wie sporo. "Znasz moją teorię: południowcom nie należy wierzyć, hiszpański jest wieloznaczny, słuchaj uważnie słów i nie zapomnij o kontekście, jeśli nie chcesz się przejechać"[3] - ostrzega. Na nić porozumienia zawiązującą się między Paco i Ewą patrzy z lekkim niepokojem, ale też robi wszystko, by nikt im nie przeszkodził. Bacznie obserwuje inne dziewczyny. Wiele z nich chętnie zakręciłoby się wokół przystojnego instruktora. Jedna kręci się wyjątkowo uparcie.

Marta poznała Paco trzy lata wcześniej. "Zakochiwała się w nim z każdą minutą coraz bardziej. Nic na to nie mogła poradzić. I nie chciała"[4]. Szukała okazji do wspólnych wyjść. Starała się zwracać uwagę na siebie podczas lekcji flamenco. Robiła co mogła, by patrzył na nią jak na kobietę, a nie uczennicę. Cieszył ją każdy dotyk, upajało każde spojrzenie. Czuła, że ma szansę zdobyć przystojnego mężczyznę i nie zamierzała wypuścić tej szansy z rąk. Do celu dążyła stopniowo, zupełnie jak myśliwy osaczający zwierzynę. Cierpliwie, powoli, wierząc w sukces, czemu trudno się dziwić - była piękną kobietą.

W Barcelonie splotą się losy całej czwórki, a i postaci z drugiego planu nie pozostaną bez wpływu na fabułę. Nie należy ignorować ani ludzi, ani znaków. Czasami kombinacja drobnych zdarzeń wpływa na nasze życie zaskakująco intensywnie.

To mógłby być zwykły, przewidywalny romans. On po przejściach, ona w trakcie małżeńskiego kryzysu. Wokół wianuszek kobiet, mniej lub bardziej zainteresowanych stałym związkiem bądź też gorącą przygodą miłosną do wspominania później w mroźne, zimowe wieczory. "Do zobaczenia w Barcelonie" Anny B. Kann ma jednak niewątpliwy atut: osadzoną w stolicy Katalonii akcję powieści wypełnia magia miejsca i gorących rytmów. To ją wyróżnia.

Barcelona jest doskonałym plenerem wakacyjnych romansów. W tętniącym życiem mieście pełno urokliwych uliczek, przyciągających tłumy zabytków, gwarnych kawiarni, ale i alejek, po których można spokojnie spacerować trzymając się za ręce. Bohaterki "Do zobaczenia w Barcelonie" dzielą swój czas pomiędzy lekcje flamenco a zwiedzanie. Temu pierwszemu autorka poświęciła dużo miejsca. Trudno się dziwić, bo przecież fascynacji tym zjawiskiem zawdzięczamy podróż do serca Katalonii. Zabiera swoje bohaterki na treningowe sale, ale również do knajp, w których tańczą profesjonaliści i amatorzy. Upojone cavą panie poddają się pulsującym rytmom. Flamenco prostuje im plecy, dodaje pewności siebie, podkreśla kobiecość, zmienia podejście do życia.

"Miały dość martyrologii pielęgnowanej niemal na każdym kroku, topienia się w smutku i żalach po stratach, dużych i małych. Bliższe im było przekonanie, że na rzeczywistość nie ma co się obrażać, że trzeba każdy dzień przeżyć jak najpiękniej, jak najlepiej, bo nie wiadomo, ile ich jeszcze zostało"[5].

Anna B. Kann nie zapomina o tle tej historii. Lektura powieści będzie okazją do poznania kilku zakątków katalońskiej stolicy. Las Ramblas, Tibidado, Barceloneta czy Park Güell pojawiają się na jej kartach. Niektórym miejscom autorka poświęca fragment tekstu. Inne są tylko wymienione; spragniona szczegółowych opisów, byłam nieco zawiedziona, ale zdaję sobie sprawę, że nie miejsca grają tu pierwszoplanową rolę, lecz miłość i flamenco. A tych w polskiej opowieści o hiszpańskich rytmach nie zabrakło.

Jedna z bohaterek określa Barcelonę jako niebezpieczną, dającą wiele, ale zabierającą jeszcze więcej. Trudno się z tym nie zgodzić. To wyjątkowe miasto, dynamiczne i otwarte, choć pełne zakamarków, które bronią swej prywatności. Tu można poczuć szczęście pełną piersią, ale chwilę później do tej samej piersi przytulać zmoczoną łzami poduszkę. Tu łatwo się zatracić, poddać chwili, zgubić rozsądek w drodze do cudzego łóżka, a rano nieoczekiwanie potknąć się o niego boleśnie.

Niektórym trudno będzie zrozumieć postępowanie bohaterów. Robią krok i zaraz tego żałują, decydują się na coś, a później nie są tego pewni, mówiąc "nie" czynią coś zupełnie przeciwnego i czasami niczym ćmy do światła pchają się tam, gdzie ktoś może ich zranić. Sporo rozmyślają i planują, a później dają się porwać emocjom. Gdy te ostygną, zostają z setką wątpliwości. Może to hiszpańskie słońce tak działa, a może po prostu miłość. Jak zawsze nieracjonalna, jak zawsze nieprzewidywalna. Pod każdą szerokością geograficzną.

"Do zobaczenia w Barcelonie" to polska książka z hiszpańskim temperamentem. Ma czworo bohaterów. Wszyscy dostają szansę opowiedzenia swej historii. Gdy ich ścieżki się przecinają, poznajemy myśli każdego z nich, co daje pełny obraz sytuacji. Bogactwem tej pełnej uczuć historii jest przede wszystkim flamenco. Wystukiwany obcasem rytm, włosy zebrane w kok, dźwięk kastanietów, spojrzenia rzucane znad wachlarzy, zmysłowy ruch ciała. Anna B. Kann opowiada o tym z prawdziwą pasją.

Dla ostudzenia uczuć autorka przemyca w powieści odrobinę barcelońskich goryczy. Drogie mieszkania, trudny start w dorosłość, problemy ze znalezieniem pracy. To pozwala spojrzeć na Hiszpanię nie tylko jak na kraj turystycznych atrakcji oraz pełnych temperamentu i pasji mieszkańców, ale także borykający się z niełatwymi problemami.

W dzielnicy Raval stoi kot. Masywna rzeźba autorstwa Fernanda Botera. Podobno samodzielne wdrapanie się na jego grzbiet przynosi szczęście. Być może kiedyś sama tego spróbuję. Niebezpieczną Barcelonę można przecież okiełznać. A uczucia... Cóż, na miłosne porywy nawet kot nie pomoże.


---
[1] Anna B. Kann, "Do zobaczenia w Barcelonie", wyd. Pascal, 2014, s. 7.
[2] Tamże, s. 9.
[3] Tamże, s. 84.
[4] Tamże, s. 107.
[5] Tamże, s. 40.


[Recenzję wcześniej opublikowałam na moim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 842
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: