Dodany: 18.05.2014 14:21|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Waran
Diaczenko Marina, Diaczenko Siergiej

1 osoba poleca ten tekst.

Inny chłopiec, inny archipelag


Właśnie uświadomiłam sobie, że jakoś wyjątkowo rzadko sięgam po fantastykę zza naszej wschodniej granicy – z prawie 300 ocenionych przeze mnie książek tego gatunku w języku rosyjskim, ukraińskim lub białoruskim zostało napisanych ledwie osiem (w tym cztery składające się na jeden cykl, plus jeszcze jedna, należą do podgatunku dark fantasy z wampirami w roli głównej). I akurat nadarzyła się okazja nadrobienia zaległości w postaci ładnego stosika autorstwa Mariny i Siergieja Diaczenków. Na pierwszy ogień poszła jednotomowa powieść „Waran”.

Wbrew najbardziej oczywistemu skojarzeniu, tytułowym bohaterem nie jest antypatyczny tropikalny jaszczur, lecz kilkunastoletni chłopiec, noszący takie cokolwiek niezwykłe imię; co prawda w światach alternatywnych panuje w tym zakresie pełna dowolność, ale akurat wszyscy okoliczni wieśniacy nazywają się o wiele bardziej swojsko: ojciec Warana to Zagor, siostry – Lilka i Tośka, ukochana – Nila, sąsiedzi i znajomi – Karp, Łysik, Ślimak, Rojka, Makiej („Макей” – nie wiadomo czemu w polskim tłumaczeniu zangielszczony – jako „Makei”), więc na ich tle egzotyczne brzmienie „Warana” lekko zgrzyta (mniej, gdy matka zdrabnia imię z rosyjska – „Waraszka”). Bohater pochodzi z osady położonej na małej wysepce, której mieszkańcy jako tako prosperują podczas sezonu turystycznego, poza nim zaś biedują, żywiąc się rybami i niezidentyfikowaną substancją (roślinną najpewniej) o nazwie reps. Klasa wyższa rezyduje wysoko w górach, tak wysoko, że nie sposób się tam dostać inaczej, niż oryginalnym pojazdem wznoszącym się za pomocą ogromnej śruby, której obsługa wymaga nie lada umiejętności. Waran pod okiem ojca szkoli się na śrubowego, lecz nie dane jest mu cieszyć się przez lata spokojną pracą. Seria niefortunnych zdarzeń sprawia, że musi opuścić dom i wyspę. W tułaczce po bezmiernych przestrzeniach Kontynentu towarzyszy mu wspomnienie maga o wielu imionach, którego spotkał na krótko przed ucieczką i który udzielił mu pewnych wskazówek co do celu wędrówki. Ale czy tajemniczy Lerealarunn – Zorza – Podróżnik wiedział, jaki będzie jej finał?...

Wyspowa sceneria, poważny, smutny klimat i mroczna, nie całkiem zdefiniowana natura magii nasuwają – jak to już niejeden recenzent zdążył zauważyć – niejakie skojarzenia z „Czarnoksiężnikiem z Archipelagu” LeGuin. Równocześnie jednak masa mniej lub bardziej uchwytnych detali przepaja ten świat dobrze wyczuwalną atmosferą, w której miłośnicy literatury i kultury rosyjskiej natychmiast rozpoznają coś, co można określić jako „rosyjską duszę”. Jasne, wiem, że autorzy pochodzą nie z Rosji, lecz z Ukrainy, wiem też, że dzisiejsza Rosja nie jest Rosją Puszkina i Tołstoja, ani Bułhakowa i Mandelsztama, ani Okudżawy i Wysockiego, ale nic nie poradzę – tak czuję; czytam „Warana” i widzę obrazy jak z ekranizacji rosyjskich baśni, z którymi w żaden sposób nie kolidują oryginalne elementy świata przedstawionego. Niezupełne dopracowanie tych elementów to jedyna wada powieści; i sama topografia, i środowisko naturalne są przedstawione bardzo skrótowo, tak jakby autorzy założyli, że czytelnik już ten świat zna i nie będzie się domagał objaśnień. Ledwie parę stworzeń i roślin opisanych jest na tyle detalicznie, by łatwo je było sobie wyobrazić, a jak wyglądają sytuchy? Albo dojne ptaki (w oryginale „кричайки”), których nazwa w polskiej wersji językowej raz brzmi „krzykałki”[1], raz „krzyczałki”[2]? Jakiego rodzaju zwierzęciem jest Tufa (kosmata okrywa, krótki pysk z ostrymi kłami, rybożerność oraz wydawane odgłosy mogłyby sugerować coś w rodzaju skrzyżowania niedźwiedzia z wilkiem, ale ponadto ma nieprzemakalną sierść i może służyć jako wierzchowiec)? Kim jest Szuu – boginią czy żeńskim odpowiednikiem Lucyfera?

Trochę drobnych niedoskonałości da się też wyłapać w pracy tłumacza i ekipy redakcyjnej; dwie już wspomniałam powyżej, kolejną jest używanie w dialogach współczesnych wulgaryzmów, niewspółgrających z klimatem powieści, które można było przecież zastąpić słowami bliższymi oryginałowi („skurwysyn”[3] to w oryginale „дерьмо” – gówno; „skurwiel”[4] – zwykła „сволоч”, czyli drań, łajdak, kanalia; „pieprzona”[5] – banalnie „отвратительнa”, czyli wstrętna).

Te braki nie są jednak aż tak dotkliwe, gdy się zanurzymy w opowieść o wędrowcu, wciąż (z krótkimi przerwami) podążającym śladem innego wędrowca – opowieść, która w gruncie rzeczy jest filozoficzną baśnią o dokonywaniu wyborów i odnajdywaniu samego siebie. „Czarnoksiężnik z Archipelagu” to nie jest, niemniej jednak lektura całkiem sympatyczna.


---
[1] Marina Diaczenko, Siergiej Diaczenko, „Waran”, przeł. Andrzej Sawicki, wyd. Solaris, 2006, s. 31.
[2] Tamże, s. 300.
[3] Tamże, s. 155.
[4] Tamże, s. 220.
[5] Tamże, s. 284.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 925
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: