Dodany: 27.04.2009 10:17|Autor: izafilipiak

"Ibuka" znaczy "pamiętaj"


W tamtym deszczowym kwietniu miał szesnaście lat i patrzył, jak jego matce sąsiad rozcina brzuch. Ona wtedy mówiła: "Data, data wambyaye wambyariye iti we", co znaczy: "Tato, tatusiu, dlaczego dałeś mi życie?" […]
To właśnie od Révériena wiem, z jakim dźwiękiem kojarzyć mam trzask rozłupywanej maczetą głowy.

Wojciech Tochman, "Cali biali" ("Duży Format", 07.04.2009)


Révérien Rurangwa. Ocalony. Jego książka to świadectwo niewyobrażalnego. Świadectwo, którego lekturę, w moim odczuciu, jesteśmy winni ofiarom ludobójstwa w Rwandzie. I którą winni jesteśmy ocalonym, każdego dnia próbującym wyrwać się z piekła wspomnień. Im, w przeciwieństwie do wielu polityków, zależy na pamięci o tamtych wydarzeniach. Dla nich zapomnienie nie jest drogą ucieczki od szaleństwa. Dlatego mój tekst nie jest tylko recenzją. To po trosze apel, prośba o pomoc dla nich. Chciałabym, by był zachętą do czytania o ludobójstwie w Rwandzie, do przeciwstawienia się trendowi, jaki wytworzył się wokół tego problemu: trendowi zaprzeczania i lekceważenia. Trendowi, któremu z taką łatwością uległ Zachód. Na przekór temu, że „każdemu ludobójstwu zawsze próbuje się zaprzeczyć”[1].

Od momentu, gdy na oczach Révériena zabito 43 osoby z jego rodziny, mija właśnie 15 lat (studniowa masakra rozpoczęła się w kwietniu 1994 roku). Swoją opowieść rozpoczyna on jednak nieco wcześniej, sięgając do tego, co pozostało mu po całej jego rodzinie: zdjęcia wykonanego w 1977 roku w dniu ślubu siostry jego ojca. Przedstawia nam w ten sposób swoich bliskich, wspomina o relacjach, jakie panowały w jego otoczeniu. Mówi o rzeczywistości, w której ciągle jeszcze, mimo wielu napięć, nie mogło być mowy o zdarzeniach, które miały nastąpić kilkanaście lat później. Żadne z objawów wzajemnej wrogości pomiędzy plemionami Hutu i Tutsi nie mogły wytworzyć w głowach ofiar przeczucia rzezi, która miała się wydarzyć. Do tego nie wystarczy zwykła nienawiść, potęgowana zazdrością kiełkującą w ludziach całymi latami. Za tym musi stać coś więcej, coś, czego natury Révérien do dziś nie potrafi zrozumieć, a tym bardziej opisać. „Nikomu nigdy nie uda się poznać od środka budowy mechanizmu w machinie do zabijania, gdyż nie można tak po prostu jej zdemontować i poznać część po części. Ludobójstwo nie ma przyczyny. I dlatego musimy wciąż zaczynać od nowa”[2].

Z tego względu jego książka stanowi zbiór scen, opisów przesiąkniętych pewnymi emocjami, a nie rzetelne rozliczenie się z historią, które jeszcze długo nie będzie mogło mieć miejsca (można zadawać sobie pytanie, czy w ogóle jest możliwe). Jej język jest czasami aż nazbyt „ładny” i „gładki” i przez to niekiedy wydaje się nieadekwatny do treści. Ale jakich słów należałoby użyć, by opisać tragedię, która dotknęła milion ofiar i ich rodziny? Autor słusznie zauważa: „Mimo że powstało wiele doskonałych opracowań na temat ludobójstwa Tutsi, słowa nigdy nie zdołają w pełni oddać grozy makabrycznych wydarzeń. Słowa potrafią boleć, nie potrafią jednak oddać bólu. Ja sam tego nie potrafię”[3].

Można zatem wybierać pomiędzy stylem autora „Ocalonego” a stylem mistrza reportażu, Wojciecha Tochmana, który aktualnie poświęcił się Rwandzie i krwawemu fragmentowi jej historii. Ale czy rzeczywiście ma to tak istotne znaczenie, który z nich bardziej nam odpowiada? Chyba nie. Z mojego punktu widzenia w tej szczególnej sytuacji najbardziej liczy się jednak przekaz i prawda, o którą walczą obaj. Piętnaście lat po ludobójstwie, gdy zbrodniarze nadal jeszcze w większości pozostają wolni, a świat Zachodu kontynuuje swoją strategię przemilczania niewygodnych faktów. To właśnie zamykanie oczu boli najbardziej i Rurangwa wyraził to także odnosząc się do tragedii Holocaustu: „O ile jednak ludobójstwo narodu żydowskiego zyskało poczytne miejsce w uniwersalnej pamięci i pozostaje paradygmatem tragedii ludzkiej, o tyle ludobójstwo Tutsi wciąż jest zjawiskiem o podrzędnym znaczeniu, spychanym na margines i powszechnie mało znanym” [4].

Z pewnością potrzebny jest tutaj czas – również tragedia narodu żydowskiego nie od razu była właściwie upamiętniania. Ale niezbędna jest także społeczna pamięć, która w odniesieniu do wydarzeń w Rwandzie wydaje się zagrożona. A przecież Polacy powinni być szczególnie uwrażliwieni na podobne nieszczęścia.



---
[1] Révérien Rurangwa, „Ocalony. Ludobójstwo w Rwandzie”, przeł. Marlena Deckert, Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne, 2009, str. 169.
[2] Tamże, str. 182-183.
[3] Tamże, str. 168.
[4] Tamże, str. 171.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1500
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: