Dodany: 05.05.2014 22:00|Autor: olina

Książka: Sposoby widzenia
Berger John

6 osób poleca ten tekst.

Optyka krytyka


Widzenie poprzedza słowa. Dziecko patrzy, potem uczy się mówić. Najpierw obserwujemy, później określamy nasze spostrzeżenia. Oczy rejestrują wędrówkę słońca po niebie, a co robi z tym mózg? Czasem nic; ludzkość długo czekała na odkrycie, że Ziemia kręci się wokół własnej osi i obiega Słońce. Bywa, że nie znajdujemy związku między tym, co widzimy, a tym, co wiemy.

John Berger, angielski krytyk sztuki, dziennikarz i malarz przygląda się temu, jak postrzegamy świat. „Sposoby widzenia” to zbiór esejów dotyczących sztuki i obyczajów. Realizm, impresjonizm, kubizm wykorzystywały różne środki, choć cel malarstwa pozostawał jeden: uwieczniać swój sposób widzenia. Autor całkiem udatnie naświetla zmienianie się metod przedstawiania obrazowego, pojmowania perspektywy, a także samego odbioru obrazu.

Sztuki wizualne istniały początkowo w obszarze magii albo sacrum, dopiero później wkroczyły w sferę społeczną. Malarstwo olejne oddawało wrażenia materialności, namacalności przedmiotów, tekstury, połysku, trwałości tego, co przedstawione. Fotografia izoluje chwilowy wygląd rzeczy, burząc tym samym ideę bezczasowości obrazów. Zdjęcia dają nam wprawdzie wyobrażenie o dziełach sztuki, lecz nie zapewniają przeżyć, jakie daje obcowanie z obrazem. Malarz utyskuje, iż jedynie ulegamy iluzji, jakoby ułatwiono nam masowe przyswajanie arcydzieł. Nowoczesne środki reprodukcji zniszczyły autorytet sztuki, obrazy otaczające nas zewsząd straciły na wartości.

Jak ewoluowało podejście do tematyki malarstwa, jak zmieniała się funkcja sztuki? Gdzie kończy się niewinność percepcji, a zaczyna ignorancja? Co ma większą wartość w kulturze – odzwierciedlenie natury oparte na doświadczeniu czy podejście ezoteryczne? Problematyka zbiorku jest naprawdę rozległa, tylko na pozór nieco chaotyczna. Tłumacz wyjaśnia jednak, że dobitny sposób formułowania myśli wynika z tego, że eseje w dużej mierze odtwarzają cykl audycji Bergera, oddając jego lapidarny styl.

Przy okazji rozważań na temat tego, jak rozróżnić ilustrowanie nagości od aktu, londyńczyk objawia nam, co według artystów jest esencją kobiecości. Delikatność, dobroć, czułość? A gdzieżby. Uległość! Europejczycy przez wieki malowali nagie kobiety w pozach wyrażających posłuszeństwo. Przykład: Nell Gwynne jako Wenus na obrazie Lely’ego leży i czeka na swego pana. Wystarczy pasywne spojrzenie, by emanować pięknem. W pozaeuropejskich kręgach kulturowych – w sztuce hinduskiej, perskiej, afrykańskiej, prekolumbijskiej – nagość nigdy nie wiąże się z biernością, uległością wobec widza/właściciela obrazu. „(…) jeśli w owych innych tradycjach artystycznych tematem dzieła jest popęd seksualny, wówczas ukazany zostaje raczej aktywny akt miłosny, w którym uczestniczą dwie osoby, przy czym kobieta jest równie aktywna jak mężczyzna, ich zachowanie wzajemnie ich absorbuje”[1].

Każdy artysta ukazywał nagie kobiety na swój sposób. Dürer wierzył, że idealny akt powinien być konstruowany przez zapożyczenie twarzy z jednego ciała, biustu z innego, nóg z trzeciego, dłoni… itd. Rezultat miał sławić Człowieka. A może jednak Bionicle? Przyczepiasz-odczepiasz i efekt murowany. Nie wiem, czy współczuć artyście, że nie spotkał kobiety w całości „nadającej się” do namalowania, czy podziwiać, że był prekursorem Photoshopa. Hans Memling namalował swoją modelkę z lustrem – symbolem próżności. Berger dostrzega, że moralizowanie takie trąci hipokryzją. Bądź co bądź malowano nagą kobietę, ponieważ czerpano zadowolenie z jej oglądania. „Postawa każdej kobiety reguluje to, co jest, i to, co nie jest »dozwolone« w jej obecności. Każdy jej czyn – jakikolwiek by był jego cel czy motyw – odczytywany jest również jako wskazanie sposobu, w jaki chciałaby być traktowana”[2]. Lustro miało sprawić, by kobieta – sama dla siebie stając się widokiem – przyzwalała na traktowanie siebie przez widza przedmiotowo. Tytułowano obraz: „Vanitas” i voilà! Można potępić w ten sposób kobietę, której nagość namalowano przecież dla własnej przyjemności.

Konwencja niemalowania włosów na ciele kobiety też ma swój cel. „Włosy są kojarzone z siłą seksualną (…) namiętność kobiety należy minimalizować, tak by widz mógł mieć poczucie, że to on posiada monopol na taką namiętność. Kobiety są po to by zaspokoić apetyt, nie zaś po to by mieć swój własny”[3]. Czy do dziś nie uważa się owłosienia na ciele kobiety za nieestetyczne? Do tego stopnia, że niektórym bardziej przeszkadza brak systematycznej depilacji niż wulgarność (kosmate odnóża - o nie!, wylewanie szamba z ust - co tam!). „(…) obraz kobiety przeznaczony jest do tego, by (…) schlebiać [mężczyźnie]”[4]. To dlatego w pismach dla panów „króliczki” przybierają odpowiednie pozy czy miny. Dziewczyny z reguły lubią być fotografowane, eksponując swą urodę dla płci przeciwnej.

Berger mówi wprost, jaki był cel malowania większości obrazów. „Rodzina Andrews” Gainsborougha przedstawia pejzaż. Nie chodziło jednak o ukazanie piękna przyrody, lecz bogactwa zleceniodawców. Artyści, którzy nie tworzyli na zlecenie klientów, przymierali głodem, portretowanie zaś było intratnym zajęciem, podlegającym określonym zasadom. Widział kto na starym obrazie bogacza uśmiechającego się od ucha do ucha? Tylko biedaków można było malować w ten sposób – prości ludzie uśmiechają się, ukazując zęby, bo nie muszą być dostojni (a może chodzi o próchnicę?... ubodzy nie jedli cukru).

Eseista poświęca wiele uwagi reklamie. Książka powstała w latach siedemdziesiątych i nie pozostała wolna od polityki, zresztą jej autor potępia klerkizm. „Dla wielu ludzi żyjących w Europie Wschodniej zachodnie obrazy reklamowe stanowią kwintesencję tego, czego brakuje na Wschodzie. Uważa się, że reklama sprzedaje wolny wybór. (…) Reklama zaś jest (…) procesem fabrykowania blichtru. (…) Efektywność reklamy polega właśnie na tym, że żywi się tym, co realne. Odzież, żywność, samochody, kosmetyki, kąpiele, światło słoneczne – są realnymi rzeczami, które jako takie dostarczyć mogą prawdziwej przyjemności”[5]. Berger wyjaśnia, że kapitalizm istnieje, bo zmusza eksploatowaną większość społeczeństwa do maksymalnego ograniczenia potrzeb, narzuca też fałszywe standardy tego, co jest i tego, co nie jest godne pożądania.

W sztuce i reklamie da się zauważyć wizualne analogie: gesty modeli/manekinów i postaci mitologicznych (świetne ilustracje porównawcze!), przyrodę jako romantyczne tło, egzotyczną i nostalgiczną siłę przyciągania obszarów śródziemnomorskich. Krytyk wskazuje podobieństwo środków malarstwa i reklamy: materiały ewokujące luksus (np. elegancka skóra), dystans oferujący tajemnicę, szczególne zaakcentowanie kobiecych nóg i piersi, przeistoczenie rycerza/jeźdźca w motocyklistę/kierowcę.

Książka skłania do szukania reprodukcji omawianych dzieł. W wydaniu z 1997 są, owszem, liczne ilustracje i nawet nie przeszkadza za bardzo, że tylko monochromatyczne. O ile jednak można przeboleć malutkie zdjęcia powszechnie znanych dzieł Rembrandta, Maneta, Picassa czy Warhola, o tyle fotografii wielkości znaczka pocztowego mało znanej rzeźby Wisznu i Lakszmi ze świątyni Parśwanatha już nie. Na percepcję haptyczną (takie ładne słowo poznałam dzięki Bergerowi!) nie ma szans, to niech podoła choć przekrwione oko. Autor „Sposobów widzenia” chciał skłonić odbiorcę do zadawania pytań. Stanowczo udało mu się.


---
[1] John Berger, „Sposoby widzenia”, przeł. Mariusz Bryl, wyd. Rebis, 1997, s. 53.
[2] Tamże, s. 47.
[3] Tamże, s. 55.
[4] Tamże, s. 64.
[5] Tamże, s. 132.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7356
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: Frider 06.05.2014 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzenie poprzedza słowa.... | olina
Brawo, jestem pod wrażeniem, świetna recenzja.
Użytkownik: mattid 07.05.2014 13:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzenie poprzedza słowa.... | olina
A ja myślałam, że to Playboy wprowadził modę na wydepilowane ciało ;-) Historia z lustrem też niezła!
Użytkownik: 5w4 20.05.2014 08:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzenie poprzedza słowa.... | olina
Bardzo ciekawa recenzja. Naprawdę zachęca do sięgnięcia po książkę, tym bardziej, że po jej lekturze mam wrażenie, iż omawiana sztuka to tylko rodzaj filtra, "pierwsze dno" wypowiedzi autora, a wchodząc głębiej znajduje się o wiele, wiele więcej...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: