Dodany: 28.04.2014 04:00|Autor: yyc_wanda

Czytatnik: Przeczytane... oglądane...

1 osoba poleca ten tekst.

Zakulisowa historia filmu “Życie Pi”


The Making of “Life of Pi”: A Film, a Journey – Jean-Christophe Castelli

Czy powieść Życie Pi (Martel Yann) rokowała nadzieje na sukces? Nazwisko Yanna Martela, pomimo dwóch wydanych wcześniej książek, nie było znane. Temat, pomieszanie religii i zoologii, też nie wróżył nic dobrego. A już ciosem druzgoczącym wydawał się być dzień wydania: wrzesień 11, 2001. Czy powieść nieznanego, kanadyjskiego pisarza, przyćmiona wydarzeniami, które wstrząsnęły światem, miała jakiekolwiek szanse na przebicie się?

Początkowo zainteresowanie było niewielkie, ale gdy powieść wydano w Stanach i w Wielkiej Brytanii, recenzje były przychylne, to i sprzedaż powoli zaczęła się rozkręcać. Kiedy w 2002 roku „Życie Pi” zostało uhonorowane brytyjską Nagrodą Bookera, dla autora otworzyły się wrota do literackiego raju. Powieść przetłumaczono na ponad 30 języków, a sprzedaż urosła do milionów egzemplarzy.

Pomimo tak zawrotnego sukcesu „Życia Pi”, Martel nigdy nie oczekiwał, że jego książką zainteresuje się Hollywood. Zdawał sobie sprawę, że powieść jest nieprzekładalna na wizualną wersję filmową. Podobnego zdania był reżyser, Ang Lee. Chociaż książka zrobiła na nim ogromne wrażenie, to jednak od razu wiedział, że z tego filmu nie będzie. Gdy w 2008 roku wytwórnia filmowa Fox 2000 Pictures zaproponowała mu reżyserię filmu opartego na powieści Martela, Lee długo się wahał i nawet po wyrażeniu zgody wcale nie był przekonany o słuszności swej decyzji. Początki były ciężkie. Trudności się piętrzyły i nic nie wskazywało na to, by produkcja filmu miała ruszyć kiedykolwiek z martwego punktu. Ang Lee miał coraz większe wątpliwości i myślał o tym by wycofać się z całego przedsięwzięcia, uznając projekt za niewykonalny.

Momentem przełomowym była zmiania strategii i wprowadzeniu innowacji do projektu. Lee postanowił, że film będzie kręcony jako 3-D, zdjęcia na oceanie będą robione w specjanie skonstruowanym zbiorniku wodnym, a w roli Richarda Parkera użyje się żywego tygrysa, którego ujęcia na żywo będą przeplatane z komputerowymi. Jednak najważniejszą i najbardziej przełomową decyzją był wybór kraju, który będzie bazą dla całego projektu. Po długich debatach wybór padł na Taiwan, jako kraj znajdujący się najbliżej punktu, w którym zatonął japoński frachtowiec Tsimtsum, a zatem mający najbardziej zbliżone warunki klimatyczne i środowiskowe oraz łatwy dostęp do oceanu. Nie bez znaczenia był również fakt, że Taiwan jest krajem, w którym urodził się i wychował Ang Lee.

Decyzja o produkcji tak wymagającego filmu w tak niewielkim kraju była ryzykowna, ale w końcowym rozrachunku potwierdziła się jako najlepsze rozwiązanie. Władze Taiwanu i miasta Taichung, dumne ze swego rodaka i swojej roli w tak olbrzymim przedsięwzięciu, udzielały daleko idącej pomocy, a i ludność okoliczna pełna była entuzjazmu i życzliwości, co stwarzało miłą atmosferę i ułatwiało pracę nad projektem. Realizacja tego filmu była wspólnym celem i wspólnym marzeniem ekipy filmowej, mieszkańców Taichung i całego Taiwanu.

Jako bazę i zaplecze przeznaczone na produkcję filmu, władze miasta Taichung udostępniły stare, nieużywane już lotnisko, znajdujące się na peryferiach miasta. Choć porzucone lotnisko raczej nie kojarzy się nikomu z wielkim studio filmowym, w tym wypadku było idealnym rozwiązaniem. Budynek terminalu wykorzystano na pomieszczenia biurowe, puste hangary były łatwe do przerobienia na soundstages (pomieszczenia z izolacją akustyczną używane do filmowania), a także nadawały się idealnie na kwatery dla dzikich zwierząt. Teren niezabudowany, na którym ciągnęły się pasy startowe, wykorzystano do budowy olbrzymiego zbiornika wodnego.

Używanie zbiorników wodnych przy kręceniu filmów o tematyce morskiej nie było nowością, ale wszystkie zbudowane dotychczas miały jeden poważny mankament - tzw. „efekt wanny”, czyli odbijanie się fal od ścian zbiornika, co uniemożliwiało kręcenie scen na środku oceanu, gdzie woda nie ma żadnych barier. Na potrzeby filmu „Życie Pi”, w którym akcja toczy się głównie na oceanie i przy kręceniu którego ekipa filmowa musiała mieć możliwość kontrolowania natury, a nie na odwrót, innowacyjna konstrukcja zbiornika była koniecznością.

Budowę zbiornika powierzono inżynierowi Robertowi Schiavi, specjaliście od budowy basenów, zjeżdżalni i parków wodnych. Rezultatem końcowym był olbrzymi basen (75m x 30m x 3m) o pojemności 6.700 m3, w którym fale wytwarzane były przez urządzenia nadmuchujące, umiejscowione w dwunastu pojemnikach na dnie basenu. Pracując na pełnych obrotach urządzenia te były w stanie generować fale sięgające 2 metrów wysokości i towarzyszący im huk przelewającej się masy wody i szalejącego na oceanie sztormu. Jednak największą ich zaletą była nie siła, a precyzja i zdolność wytwarzania zróżnicowanych fal o różnym nasileniu i wysokości (osiem typów, w tym fale długie, występujące na środku oceanu) i różnej struktury powierzchni wody. Na przeciwległym końcu dna basenu umieszczono tetropody, czteronożne bloczki betonowe, których zadaniem było rozbijanie fal, a tym samym nie dopuszczenie do ich odbijania się od ścian basenu i tworzenia „efektu wanny”. Cały basen i znajdujące się w nim elementy wymalowano w kolorze chroma niebieskim. Pokrycie z różnokolorowych warstw tkanin jedwanych pozwalało na manipulację i stwarzanie efektów świetlnych, imitujących różne odcienie dnia i nocy.

Uporawszy się z „oceanem”, przystąpiono do planowanie rekwizytu nr 1, czyli łodzi ratunkowej. Na cele filmu wyprodukowano ich osiem - dwie metalowe „łodzie tygrysa” ze specjalnie zaprojektowaną klatką, ukrytą pod brezentowym przykryciem, oraz sześć wykonanch z fiberglassu „łodzi bohatera”, z których część używano do kręcenia zdjęć na wodzie, a część umiejsowiono w hangarze i używano do kręcenia przybliżeń. Nie lada precyzji wymagało utrzymanie jednakowego ich wyglądu, zwłaszcza gdy w miarę upływu czasu i akcji filmu, łódź ulegała zniszczeniu.

Do roli Richarda Parkera zatrudniono cztery tygrysy. Trzy przyjechały z Francji z trenerem Thierry Le Portierem, jeden z Kanady z trenerem Niall Higginsem. Le Portier już wcześniej dostarczał swoich podopiecznych to występów w filmach takich jak „Gladiator”, czy „Dwaj Bracia”. Jeden z przywiezionych do Taiwanu tygrysów, Themis, był już doświadczonym aktorem, który wcześniej wystąpował w „Dwóch Braciach”. Jednak głównym odtwórcą roli Richarda Parkera był piękny King, który najczęściej pozował do ujęć z bliska i którego zdjęcia wykorzystywane były przez animatorów do tworzenia wstawek komputerowych. Do filmu wmontowano 23 ujęcia naturalne i każdy z czterech tygrysów ma swój moment i aktorski wkład w postać Richarda Parkera. Do zdjęć pozowała również przywieziona przez Le Portiera hiena.

Na planie nie obeszło się bez małego incidentu. Podczas kręcenia skoków do wody, King stracił orientację w basenie i miał problem, by dopłynąć do brzegu. Jego trener musiał interweniować, rzucając lasso i holując go do bezpiecznego miejsca, z którego tygrys już samodzielnie mógł się wydostać na brzeg. Przy kręceniu filmu obecna była przedstawicielka AHA (American Humane Association), monitorująca kondycje występujących w filmie zwierząt. W nieoficjalnym e-mailu wysłanym do znajomego reportera, opisała tę scenę, używając drastycznych słów i twierdząc, że King cudem uniknął śmierci. Historia oczywiście dostała się do prasy i narobiła niemało szumu. Według ekipy filmowej i ludzi, którzy znajdowali się na planie, sytuacja była na tyle poważna, że wymagała interwencji, ale znowu nie aż tak tragiczna, a co najważniejsze, zakończyła się szczęśliwie, bez uszczerbku na zdrowiu dla tygrysa, który kontynuował pozowanie do zdjęć. Ostatecznie film został zakwalifikowany przez AHA jako „No Animals Were Harmed”, czyli pozytywnie oceniono kondycje i traktowanie występujących w nim zwierząt.

No i na koniec główny bohater, czyli odtwórca roli Pi. Można powiedzieć, że to na jego barkach spoczywał cały film. 16-letni uczeń z New Delhi, Suraj Sharma, nigdy nie zabiegał o tę rolę. Gdy ktoś go polecił jako kandydata, Suraj, który z aktorstwem nie miał nigdy nic wspólnego, raczej nie był nastawiony entuzjastycznie do tej propozycji, obawiając się, że może zrobić z siebie pośmiewisko. Wbrew obawom, pozowanie do zdjęć próbnych przychodziło mu łatwo i to właśnie on został wybrany do roli Pi spośród kilku tysięcy kandydatów. Reżyser, Ang Lee, stwierdził, że Sharma ma wyjątkową zdolność do wczuwania się w każdą sytuację, tak rzadką, a tak cenną u aktora. On nie musi grać, on to autentycznie przeżywa.

Po przybyciu do Taiwanu, dla Sharmy nastał okres wytężonej pracy. Nauka pływania, yoga (cztery godziny dziennie), reżim dietetyczny. Najpierw Sharma musiał przybrać na wadze, po to by później w błyskawicznym tempie stracić wszystkie nowo nabyte kilogramy, plus kilka dodatkowych. Młodzi aktorzy zazwyczaj zaczynają zdjęcia do filmu od tych najprostszych. W przypadku „Życia Pi”, nie można było sobie pozwolić na taki komfort. Pierwszymi scenami, od których zaczęto filmowanie, było zatonięcie frachtowca Tsimtsum, które zaliczają się do najtrudniejszych. Następnie kręcone były zdjęcia w Indii. Do tych zdjęć Sharma musiał zachować posturę dobrze odżywionego młodzieńca. Potem zacząło się już gwałtowne zbijanie kilogramów.

Cały zespół filmowy zgodnie przyznał, że Suraj Sharma był najbardziej zdyscyplinowanym, chłonnym i chętnym do nauki aktorem, z jakim mieli przyjemność pracować. Samotne sceny na łodzi, w których był sam na sam z kamerą – lub co najwyżej w towarzystwie atrapy imitującej żywe zwierzę – wymagały od niego nie lada zdolności aktorskich. Z kolei zmagania z ocenem i sztormową pogodą wymagały doskonałej kondycji fizycznej, umiejętności pływania i nurkowania. Nie lada wyzwania dla młodego chłopaka, który przyjechał do Taiwanu nie umiejąc pływać, a po kilku miesiącach treningu był w stanie odegrać najtrudniejsze sceny bez konieczności użycia dublera. Jak podkreślił jego trener - kaskaderem trzeba się urodzić. Bez specjalnego talentu i wyjątkowego zmysłu koordynacji, tej sztuki opanować nie można. Sharma ten talent posiadał, choć wcześniej – podobnie jak z jego zdolnościami aktorskimi – nie zdawał sobie z tego sprawy.

Ostatecznym dopracowaniem filmu były efekty wizualne wykonane przez grupę artystów z Rhythm and Hues Studios. Za pracę wykonaną dla filmu „Życie Pi”, filmu w dużej mierze opartego na efektach wizualnych, firma R&H otrzymała Oskara; kilka miesięcy póżniej zbankrutowała. Dowód na to jak niedoceniana i słabo opłacana jest praca anonimowych artystów-animatorów, których drobiazgowe poprawki i ulepszenia pozwalają nam oglądać na ekranie nieprawdopodobne, zadziwiające i zapierające dech sceny.

21 listopada, 2012 r. „Życie Pi” weszło na ekrany kin w Stanach Zjednoczonych i Taiwanie. Niewielu specjalistów od marketingu dawało mu szanse na sukces. Nieznana obsada aktorska, żadnych wielkich nazwisk – to był jeden z głównych, dyskwalifikujących go zarzutów. Przypadkowy fakt, że film ukazał się miesiąc po dewastującym huraganie Sandy, też nie wróżył najlepiej. Temat sztormów na oceanie wydawał się być wystarczająco wyeksploatowany w danym momencie i nie budził pozytywnej reakcji. A do tego nie byle jaka konkurencja – zaplanowana na 14 grudnia 2012 r. projekcja filmu „Hobbit”, nie dawała mu wielkich szans na przebicie. A jednak wszystkie te pesymistyczne prognozy nie sprawdziły się. Film nie tylko, że pokrył budżet (120 milionów) ale przyniósł też niezły dochód (609 milionów), wygrał cztery Oscary i kilka innych prestiżowych nagród. Film, w którym akcja zredukowama jest do minimum, a filozoficzno-spirytualne przesłanie powieści, wydawało się być nieprzekładalne na język filmowy.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1724
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: