Dodany: 09.04.2014 17:27|Autor: Pani_Wu

Podróż w głąb własnej duszy


Na początku życia mamy nieodparte przekonanie, że przed nami są tysiące możliwości. Planujemy zrobić z naszym losem istne cuda. Po latach, w dojrzałym wieku, nadchodzi czas rozliczenia się. Powracają dawne pytania.

Raimund Gregorius, 54-letni nauczyciel języków klasycznych w berneńskim gimnazjum, wydaje się całkowicie spełniony zawodowo. Życie może nie ułożyło się całkiem po jego myśli, jest rozwiedziony, ale nie widać, aby z tego powodu cierpiał. Kocha swoją pracę, książki oraz codzienną rutynę. Przez uczniów jest uwielbiany. Czy takiego człowieka cokolwiek może wyrwać z poukładanego życia i nakłonić do czynów szalonych? Może. Książka. Książka Amadeu de Prado, portugalskiego lekarza.

Kiedy Gregorius postanawia porzucić dotychczasowe życie i udać się do Lizbony, wybiera się w rzeczywistości w podróż w głąb samego siebie, w głąb własnej duszy.

Podobne jak główny bohater rozważania dotyczące sensu życia prowadzi spotkany przez niego w pociągu Silveira, często podróżujący biznesmen, który, jak się okazuje, podróżować nie lubi. To on wypowiada gorzkie słowa na temat możliwości wpływu człowieka na swój los:

„— Problem polega na tym — powiedział Silveira, gdy pociąg stał na dworcu w Valladolid — że nie mamy pełnego oglądu naszego życia. Ani jeśli chodzi o przyszłość, ani o przeszłość. Kiedy coś się układa, znaczy to, że po prostu mieliśmy szczęście”[1].

Kim jest Amadeu de Prado, autor książki „Złotnik słów”, która zafascynowała Gregoriusa? Dzieli ich wszystko, autor był z pochodzenia szlachcicem, bohater – synem prostej kobiety. Mieszkali w różnych krajach. Użyłam czasu przeszłego, bo Amadeu od 30 lat nie żyje. Ale jest kilka rzeczy, które ich łączą – ogromna wiara w siłę słów oraz, z odmiennych powodów, brak samorealizacji. Gregorius zadowala się swoim losem, nie będąc do końca świadomy tego, że ze swoją wiedzą powinien zasiadać na uniwersyteckiej katedrze, a nie na krześle nauczyciela w gimnazjum. Amadeu na życzenie ojca studiował medycynę, chociaż zawsze interesował się literaturą. Łączy ich coś jeszcze, co spowodowało, że „Złotnik słów” tak mocno oczarował Raimunda Gregoriusa – obaj żyją w świecie słów, a nie w tym prawdziwym.

Kiedy Gregorius przybywa do Lizbony, zachodzi metaforyczne zdarzenie: jego okulary o grubych szkłach ulegają zniszczeniu i musi pójść do okulisty, aby otrzymać nowe. Te nowe okulary są inne, lekkie, mocniejsze. Cała ta historia oddaje prawdę o samym Gregoriusie:

„Świat widziany przez nowe szkła był większy, przestrzeń po raz pierwszy naprawdę trójwymiarowa, (…) świat stał się bliższy i bardziej osaczający, wymagał więcej, choć nie było jasne, na czym polegają jego wymagania. A gdy te nieokreślone wymagania zaczynały mu ciążyć, Gregorius chował się za starymi szkłami, które wszystko utrzymywały na dystans i pozwalały mu podawać w wątpliwość, czy poza słowami i tekstami istnieje w ogóle jakiś świat zewnętrzny”[2].

Osoba Amadeu de Prado zafascynowała Gregoriusa tak mocno, że wynajmuje pokój w hotelu w Lizbonie i podąża jego śladami. Poznaje jego losy i rozterki, składa puzzle informacji uzyskanych od krewnych i znajomych oraz wyczytanych w książce. W miotanej rewolucją Portugalii Amadeu został postawiony w sytuacji najtrudniejszego wyboru: pozostać wiernym przysiędze Hipokratesa i uratować życie złego człowieka czy pozwolić mu umrzeć. Decyzja, którą podjął, była zgodna z jego sumieniem, odebrała mu jednak sympatię otoczenia. A ta, jak się okazało, była dla Amadeu niezwykle cenna. Na resztę życia skrył się pomiędzy zapisywanymi słowami, uciekając od świata, by raz jeszcze, na chwilę, poddać mu się i uratować życie pewnej kobiecie.

Pokrewieństwo dusz autora „Złotnika słów” i bohatera powieści jest wręcz magiczne, dlatego Gregorius stwierdza:

„Chciałbym wiedzieć, jak to było być nim”[3].

Ale czy można dowiedzieć się, jak to jest być kimś, nie będąc nim?

Jak to możliwe, zapyta ktoś, że taki rzetelny, poukładany i solidny belfer rzuca pracę i nie mówiąc nic nikomu wyjeżdża? On sam wyjaśnia to w ten sposób, w zupełnie przypadkowej rozmowie z Filippem, kierowcą samochodu, którym Gregorius jedzie:

„Gdy czas życia się kurczy, nie obowiązują już żadne reguły. A potem wygląda to tak, jakby ktoś oszalał i nadawał się do czubków. Ale w zasadzie jest odwrotnie – tam powinni się znaleźć ci, którzy nie chcą przyznać, że czas ucieka. Ci, którzy dalej postępują tak, jakby nic się nie działo”[4].

Kolejnym tragicznym wydarzeniem w życiu Gregoriusa jest zapomnienie przez niego pewnego słowa. Chodzi o grecki wyraz, który tylko jeden raz występuje w Odysei Homera. Bohater wpada w panikę, bo skoro słowa są treścią jego życia, to utrata pamięci oznacza tego życia koniec. Nie wiadomo, czy zaczyna się już starzeć, czy opanowuje go jakaś choroba, ale fakt, że zapomniał słowo, wprawia go w stan paniki. Podobnie wyglądał koniec życia Amadeu, który doznał wylewu.

„Silveira spytał, jakie było właściwie to homeryckie słowo, którego zapomniał. Λίστρου, powiedział Gregorius, skrobak do czyszczenia podłogi sali”[5].

Na co Silveira przytoczył zdanie z Biblii i skomentował:

„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (…) [J 1,1-4] (…) – A zatem słowo jest światłością ludzi – powiedział. – A rzeczy istnieją naprawdę wtedy, gdy są ubrane w słowa”[6].

A jak tę kwestię podsumował w swoim „Złotniku słów” Amadeu?

„Życie nie jest tym, co przeżywamy, jest tym, co wyobrażamy sobie, że przeżywamy”[7].

„Nocny pociąg do Lizbony” każe zastanowić się nad swoim życiem, snuć refleksje i filozoficzne rozważania. Nie każdy jest gotowy, by wybrać się w podróż do zakamarków własnej duszy w towarzystwie Gregoriusa. Warto zapamiętać tę książkę, by móc po nią sięgnąć, gdy przyjdzie odpowiednia chwila.


---
[1] Pascal Mercier, „Nocny pociąg do Lizbony”, przeł. Magdalena Jatowska, wyd. Noir sur Blanc, 2008, s. 49.
[2] Tamże, s. 84.
[3] Tamże, s. 192.
[4] Tamże, s. 244.
[5] Tamże, s. 348.
[6] Tamże, s. 348.
[7] Tamże, s. 384.


[Recenzję opublikowałam także na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2393
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Marylek 02.05.2014 08:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Na początku życia mamy ni... | Pani_Wu
Ładnie to napisałaś.

Prawdą jest, że różnie odbieramy książkę, zależnie od tego, na jakim etapie drogi przez życie sami jesteśmy. Są takie książki, do których lepiej nie wracać, bo spełniły swoją rolę, ich czas minął i dobre wspomnienia z okresu gdy je czytaliśmy są ważniejsze niż detale powtórnej lektury. A "Nocny pociąg" - wręcz przeciwnie - to taki wehikuł, do którego wsiąść można powtórnie, a on zawiezie czytelnika być może całkiem gdzie indziej, do innej Portugalii niż poprzednim razem, do innych zakamarków duszy. Do innych wzruszeń. Zawsze jednak gdzieś.
Użytkownik: Pani_Wu 03.05.2014 14:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Ładnie to napisałaś. P... | Marylek
Dziękuję Marylku :) Tak, masz całkowitą rację. Niektórym książkom powtórna lektura szkodzi, ale ta do nich nie należy.
Można powiedzieć, że dorasta z czytelnikiem, chociaż niekiedy najpierw czytelnik musi do niej dorosnąć w ogóle.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: