Dodany: 10.03.2014 21:07|Autor: sapere

Uważajcie na niewybuchy!


Spieszę zapewnić, że lubię Karolinę Korwin-Piotrowską. Nie ze wszystkimi jej opiniami, ocenami się zgadzam. Podoba mi się jednak, jak obnaża, wyśmiewa i tępi głupotę występujących tu i ówdzie celebrytów, nazywających się na wyrost gwiazdami lub artystami. Dlatego szybciutko wyciągnęłam z półki w bibliotece „Bombę, czyli alfabet polskiego szołbiznesu”; na tyle szybko, aby mnie nikt nie ubiegł. Sądząc z wklejonej na stronie tytułowej karty czytelników, wspomniani amatorzy tajemnic zza kulis czytali albo bardzo prędko (do późna w nocy i z wypiekami na twarzy), albo też zarzucali lekturę po pierwszych stronach, ponieważ kolejne wypożyczenia następowały po sobie dość szybko. Widać – etykietka najbardziej jadowitej dziennikarki telewizyjnej zachęciła do czytania wielu. Nikt z moich znajomych „Bomby” w rękach nie miał, więc w swoim śledztwie nie posunęłam się zbyt daleko. Musiałam przyjąć metodę osobistego sprawdzenia możliwości pisarskich rzeczonej Karoliny K.-P.

No i mam za swoje! Niestety, trochę się rozczarowałam. Autorka wymyśliła chwytliwy tytuł. Wydawnictwo również postarało się, aby zareklamować książkę jak należy: „Bomba już tyka… Kto powinien się bać?”. Być może tuż przed ukazaniem się „Bomby” bało się wielu celebrytów; bało się ujawnienia żenujących sekretów, przypomnienia wstydliwych wpadek czy wytknięcia hipokryzji, zakłamania i innych, wcale licznych, wad. Podczas lektury odniosłam jednak wrażenie, że trochę boi się autorka. Ale czego? Przecież nie procesu o pomówienia. Myślę, że przede wszystkim lęka się przekroczenia granic dobrego smaku. Myślę, że w książce ujawnia się kindersztuba, jakiej poddano autorkę. Myślę, że strzelanie na oślep nie jest w jej stylu. Trudno wszakże funkcjonować w medialnej działce, jaką sobie nieustraszona tropicielka wybrała, jeśli jest się osobą grzeczną, uprzejmą i kulturalną. Dlatego Karolina Korwin-Piotrowska przyjęła w swojej książce proste rozgraniczenia: w szołbiznesie istnieją ludzie pracujący na swoje nazwisko w teatrze, filmie, na estradzie oraz inni. Wśród tych pierwszych wyróżnia artystów i innych. Artyści również podlegają kategoryzacji.

Przydzielanie gwiazdek prowadzi – niestety – do pisania laurek i peanów, zwłaszcza na cześć młodocianych aktorów. Owszem, należy podkreślać czyjś talent, przypominać ważne i mniej ważne osiągnięcia mistrzów zawodu, ale żeby od razu oddawać się bezkrytycznemu uwielbieniu? W tym wieku i przy tym doświadczeniu? Pewnie, że niektórym (np. Dorocińskiemu) taki zachwyt się należy, jednak czytelnik ma nadzieję, że z pozycji typu „bomba” dowie się jednak o jakiejś skazie na brązowiejącym z lekka wizerunku. Na Boga, nie stawiajmy aktorom pomników za życia! Kiedy bowiem spadną z wysoka, tyłki będą boleć bardziej…

Korwin-Piotrowska ma kilkoro ulubionych przedstawicieli szołbiznesu, do których sympatia przysłania jej nieco zdolność obiektywnego oceniania. Nie posuwa się więc do głębszego uzasadnienia swoich wyborów. Jedynym bodaj, zresztą nieczęsto w książce powtarzanym, wyróżnikiem wyjątkowości tego czy innego artysty jest jego stosunek do mowy polskiej. Oczywiście, pozytywny. Szkoda jednak, że autorka tak niewiele podpatrzyła u swoich idoli, np. u Marii Czubaszek czy Artura Andrusa, których mistrzostwo polega między innymi na tym, że mówią tak, aby w krótkiej formie powiedzieć jak najwięcej. Karolina Korwin-Piotrowska, która nienawidzi u innych posługiwania się wyłącznie zdaniami prostymi, sama mówi i pisze tak, aby w krótkiej formie powiedzieć jak najmniej. Aż chciałoby się zakrzyknąć: „Więcej zdań złożonych!”. I jeszcze: „Więcej czadu!”. No i może także – skoro obiecywano – „Więcej jadu!”.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 488
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: