Dodany: 06.01.2009 09:47|Autor: shalava

Dobre, ale nie rewelacyjne


Są rzeczy, osoby, instytucje, problemy, z których nalewać się nie można. Z prezydenta np. nie można, albo z premiera; z flagi, godła, hymnu - bo tego zabrania konstytucja. Nie należy się też nalewać z samobójstwa. Ale Koziarski się nalewa.

Od początku jednak...

Och... Jak ja bardzo się ucieszyłam, że nie spotkam już Tomasza Płachty. Tego już bym chyba nie zniosła :).

Koziarski tym razem zabiera nas w podróż po meandrach życia czterech osób - Michała (znudzonego życiem i pracą doktoranta na wydziale prawa Uniwersytetu Gdańskiego), Maćka (pisarza, który napisać musi nową powieść, a pomysłów na nią ma niezliczoną liczbę), Magdy (dziewczyny Michała, która wyjechała do Londynu w poszukiwaniu szczęścia i pieniędzy). Mamy jeszcze dra Wolniewicza, który jest (chyba!) jedynym "normalnym" spośród nich.

A wszystko zaczyna się od Michała, który wchodzi czat o znamiennym tytule "Klub samobójców". Tam też wysłuchuje (a raczej wyczytuje) problemy (oj... czasem bardzo, bardzo wyimaginowane) zdesperowanych ludzi, którzy chcą zakończyć swoje życie. I czasem kończą...

Michał jest w związku z Magdą. W związku chylącym się ku upadkowi, bo podtrzymywanym sztucznie przez obie strony. Magda z kolei wiedzie sobie spokojne, pełne imprez, zdrad i dziwnych zbiegów okoliczności życie w Londynie.

Maciek to pisarz. Pisarz młodego pokolenia, którego debiut ("Ostatnie spotkanie nad Motławą") został przyjęty nader dobrze. Co więcej, Maćko musi napisać drugą powieść, a to nie jest takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.

Dr Wolniewicz natomiast opisuje sesje terapeutyczne, które przeprowadza ze swoimi pacjentami. Tylko tak naprawdę, co to za pacjenci? Zbieracz płyt winylowych, homoseksualista, nimfomanka, bezrobotny... Ja tam psychologiem nie jestem, ale jak dla mnie te "choroby" są mocno (!) naciągane. A może tak właśnie ma być?

Każdy z bohaterów jest jakoś połączony z innymi. Koziarski dzieli powieść na rozdziały, a te z kolei na podrozdziały oznaczone literkami a-d (odpowiadającymi kolejnym bohaterom). To z jednej strony fajne – bo niektóre chociaż sytuacje poznajemy z kilku punktów widzenia; z drugiej jednak – męczy ciągłe przeskakiwanie z jednej historii na drugą. Tym bardziej, że Koziarski stara się (!) przy każdej z nich zmieniać styl pisarski. Poza tym - mam wrażenie, ze w pewnym momencie tak bardzo skupiamy się na jednej historii, że inne omijamy (i tak opisy sesji dra W. zaczynają denerwować, nic się w nich nie dzieje; a historia Magdy - wręcz przeciwnie - wciąga, i czytelnik chce jeszcze, jeszcze, jeszcze).

Koziarski niewiele się zmienia. Pozostaje w konwencji "Socjopaty" (a i jedna postać z "Kronik" się pojawia). Może to i dobrze, bo wyśmiewanie i satyra autorowi wychodzi dość sprawnie i lekko. Fajnie Koziarski żongluje stylami (miejscami), fajnie pokazuje, do czego prowadzi jedna (a potem druga, trzecia…) nieodpowiednia decyzja, do czego prowadzi utrzymywanie związku na siłę, do czego prowadzi niespodziewana sława…

Dwa pokłony niskie jeszcze na koniec: 1. dla Koziarskiego za wplatanie w książkę "Ubika"; 2. dla osoby odpowiedzialnej za okładkę (wyd. Prószyński i S-ka, 2008) za wstawienie w nią genialnego (i jakże sugestywnego) zdjęcia autorstwa Kutaya Tanira (czy jakkolwiek się to odmienia).

Z samobójstw nalewać się nie powinno. Koziarski to robi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 963
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: