Dodany: 02.01.2009 15:35|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Piękne wiersze o przemijaniu... w towarzystwie mizernych etiudek


Wypożyczyłam ten tomik bez jakiejś specjalnej myśli. Autorkę znam i doceniam, choć nie do tego stopnia, żeby czekać z utęsknieniem na każde jej nowe dzieło; w rzeczy samej skusiła mnie po prostu rzadka jak na realia miejscowej biblioteki możliwość poobcowania z odrobiną poezji współczesnej, ale nie tak bardzo awangardowej jak ta promowana w prasie.

Przerzuciłam kartki, zatrzymałam oko na dwóch czy trzech fragmentach, które wydały mi się bardziej interesujące – i gdybym na tym skończyła, pewnie nie pozostałyby mi żadne głębsze wspomnienia. Ale w przypadku poezji poprzestaję na jednorazowej lekturze w zasadzie tylko wtedy, gdy przypominam sobie rzecz już znaną, albo gdy przy pierwszym czytaniu jest tak odpychająca, że nie jestem w stanie do niej wrócić. Tu żadna z tych ewentualności nie zachodziła, więc w wolnej chwili zabrałam się do spokojnego i systematycznego przestudiowania zbiorku, czego efektem było przepisanie do mojej prywatnej antologii mniej więcej co szóstego z plus minus stu wierszy. To niewiele w porównaniu z kilkorgiem moich poetyckich faworytów, na których twórczość - gdybym nie posiadała na własność przynajmniej jednego tomiku - musiałabym przeznaczyć po całym porządnej grubości zeszycie; równocześnie to bardzo dużo, gdy uświadomić sobie, że w gromadzonym od lat zbiorze większość autorów reprezentowana jest przez jeden do trzech wierszy. Sama Kozioł – do tej pory – też.

Dlaczego więc akurat „Przelotem” odbiło się w mojej świadomości aż tak wyraziście? Bo jest to poezja bardzo szczególna: bardzo osobista i bardzo dojrzała, której najpewniej nie odebrałabym właściwie jako nastolatka i jako młoda kobieta. Dopiero kiedy „ma się już z górki”, nawet kiedy się jeszcze czuje całkiem młodo, ale doświadczyło się już czegoś, co uświadamia nam upływ czasu i jego nieuchronne konsekwencje - prawda, że jesteśmy tutaj tylko przelotem, dociera do nas z całą przerażającą ostrością. A także i to, że ten nasz przelot to nie tylko zmiana miejsca, lekkie i bezbolesne przejście od granicy do granicy; to także – czasem wieloletnie, czasem na szczęście krótkie – lecz zawsze męczące i upokarzające szarpanie się między ziemią a przestworzem, zmaganie się ze słabością, niemocą, bólem.

Prawie cały ten tomik to przejmujące wyznanie człowieka, którego z każdym dniem coraz bardziej dręczy przekonanie, że „pora wrócić do źródła/ z mgnienia bytu w praniebyt”[1], że „nicość się skrada”[2], by zawładnąć jego istotą. Sama ta konieczność, to przygotowywanie się na zapadnięcie ciemności, jest już wystarczająco traumatycznym przeżyciem dla kogoś, kto nie ma dosyć życia, kto jest wciąż niesyty słów, obrazów, myśli. Bo jakże to – „jak można nigdy więcej Nowego Jorku nie widzieć/(...)/ tylko dlatego że czas mi dany przestaje być mi dany”[3]? Jak się pogodzić z tym, że „słońce w błękitach aż śpiewa/ w duecie ze skowronkiem/ o pięknie świata i cudzie dnia"[4], że „właśnie się wylęga/ młoda makolągwa”[5] – a równocześnie „cień który drapieżnie/ przeciąga mnie na swoją stronę/ już nagli”[6] i „noc bez pytania o zgodę/ zaciąga wartę”[7]?

Można próbować powoli oswoić myśl o niebycie – zastanawiać się, „czym się stanę czym będę/ gdy pod ziemią zasiędę”[8], i „czy przychodząc na świat przyniosłam tu coś ze sobą/ czego dotąd nie było/ czy stąd odchodząc/ zabiorę ze sobą coś/ czego komuś zabraknie?”[9]. Można czynić wysiłki, by „znikliwy ślad czasu ocalić”[10]; artyście łatwiej uwierzyć w zrealizowanie zapowiedzi „non omnis moriar”, bo może w swojej sztuce zakląć wezwanie: „pobądź na świecie choćby jedną chwilę/ dłużej niż ja”[11].

Ale, tak czy inaczej, samo przejście w niebyt nie jest tak przerażające jak to, co je poprzedza: ta „jesień życia zgodnie z naturą/ więc jak plucha/ mroczna i lepka ciężko lgnąca/ do butów/ (...)/ możliwość upadku/ połamania nóg/ stłuczenia okularów/ zgubienia kluczy/ wybłocenia łokci i kolan/ nie mówiąc o połach płaszcza/ kupionego na szczęście za grosze/ w second hand”[12], to uczucie, że „coś chwila po chwili/ wymazuje mnie cierpliwie z praesens/ jak krok po kroku wycofuje mnie/ z obiegu”[13] i „coraz śmielej/ połyka nas po kawałku”[14], to „rozstawanie się z tym/ co było już przyswojone/(...)/ wywłaszczanie samego siebie/ z własnego »ja«”[15]... A wtedy pozostaje tylko dramatycznie apelować do siebie: „dopóki jeszcze pamiętam muszę się udać gdzie indziej/ (...)/ gdzie myśli są widne jak góry/ rześkie jak rzeki (...)”[16] i do kogoś bliskiego: „dopóki jeszcze pamiętam/ zatrzaśnij drzwi przed tą ciszą/ (...)/ nie powtarzaj nikomu/ że zastałeś mnie w domu/ w takim nieładzie umysłu/ (...)/ dopóki jeszcze pamiętam/ zamknij gaz/ dopóki jeszcze pamiętam/ światło wyłącz/ kochaj mnie/ kochaj kochaj/ dopóki jeszcze pamiętam/ jak mam na imię”[17]...

Gdyby tomik składał się tylko z tych kilkudziesięciu wierszy, ocierających się pośrednio lub bezpośrednio o tematykę przemijania, byłby doskonały. Ale prócz rzeczy wielkich i głębokich pomieściła w nim autorka także błahostki, miniaturowe żarciki słowne („taka mała chmurka/ a zapędziła słońce/ w kozi róg”[18]; „przes-/ twór niebieski/ monstrum”[19]), utwory przypominające raczej rozpisane na wersy zdania wyjęte z dziennika czy blogu, w każdym razie na wskroś prozaicznej prozy („Jakby tu wreszcie wydukać ten wiersz/ jego ciężar już mi zalega nie tylko/ napięte myśli/ ale nawet żołądek”[20]) i kompletnie niepasująca do reszty, ani specjalnie zabawna, ani imponująca pod względem artystycznym, „Czkawka” („a ja niby jednym uchem słucham/ ale tak jakoś psiakość/ mam wątpliwość/ i”[21]); w porządku, zostało to napisane gdzieś, kiedyś, dla kawału albo dla zabicia czasu, ale to przecież nie powód, by koniecznie musiało ukazać się drukiem...

Więc mimo sporej ilości wierszy ewidentnie szóstkowych („Absurd”, „Dopóki”, „Gdzie indziej”) i piątkowych – całość oceniam na nie więcej niż czwórkę.



---
[1] „*** (pora wrócić do źródła...)”, w: Urszula Kozioł, „Przelotem”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008, s. 48.
[2] „*** (talerz wypada mi z rąk...)”, tamże, s. 47.
[3] „Absurd”, tamże, s. 94.
[4] „*** (cień który mnie okrąża...)”, tamże, s. 34.
[5] „*** (noc bez pytania o zgodę)”, tamże, s. 36.
[6] „*** (cień który mnie okrąża...)”, tamże, s. 34.
[7] „*** (noc bez pytania o zgodę)”, tamże, s. 36.
[8] „Przelotem”, tamże, s. 7.
[9] „Z okna”, tamże, s. 71.
[10] „Absurd”, tamże, s. 95.
[11] „Nutka”, tamże, s. 9.
[12] „*** (jesień życia zgodnie z naturą...)”, tamże, s. 30.
[13] „*** (czasza nieba aż siwa dziś...)”, tamże, s. 16.
[14] „Dopóki”, tamże, s.73.
[15] „Sprawozdanie z końcowych chwil”, tamże, s. 31.
[16] „Gdzie indziej”, tamże, s. 91.
[17] „Dopóki”, tamże, s. 74.
[18] „*** (taka mała chmurka...), tamże, s. 98.
[19] „*** (przes-...)”, tamże, s. 99.
[20] „*** (jakby tu wreszcie wydukać ten wiersz...)”, tamże, s. 82.
[21] „Czkawka”, tamże, s. 105.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 731
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: