Zmaterializuj się, Sylwio
Nie dość, że różowa, przesłodzona okładka (wyd. Prószyński i S-ka, 2007) nie przyciąga wzroku, to jeszcze nazwisko autorki nic mi nie mówi. "Nie oceniaj książki po okładce" - zawsze mnie tego uczono, ja jednak nigdy nie biorę tego dosłownie, wolę metaforyczny sens słów. Chwila wahania przed półką i biorę powieść do ręki. Ignoruję okładkę, na której widnieją umalowane, rozchylone usta i nurkuję w głąb czarnych, równych, pachnących nowością literek.
Marlena, wzięta dziennikarka, ma przed sobą zadanie, którego rozwiązanie może otworzyć przed nią drzwi kariery. Napisze artykuł o dziewczynie, która w tajemniczych okolicznościach zniknęła prawie rok wcześniej. Powinna dokopać się do prawdy i jeśli nawet nie odkryć ją, to choćby zaszokować czytelników czymś, czego jeszcze nie zdążyli się dowiedzieć o tej głośnej na całą Polskę sprawie. W toku dziennikarskiego śledztwa psychologiczny portret zaginionej Sylwii to rozmazuje się, to znów nabiera wyraźniejszych kształtów, wyostrza się. Wychodzą na jaw różne sprawy z przeszłości rodziny Feyów, która okazuje się wcale nie tak zwyczajną, jaką wydaje się na pierwszy rzut oka. Czego domyślała się babka? Co takiego widziała w dużym domu Lou, że często nie chciała spać sama we własnym pokoju? Czy brata i siostrę łączył związek różny od miłości typowo braterskiej? I dlaczego Sylwia nie potrafiła pokochać żadnego mężczyzny, który pojawił się w jej życiu? Wreszcie: czy ona się odnajdzie, a jeśli tak, to czy będzie żywa?
Powieść Wardy rozpisana jest na głosy. Właściwa część narracji przeplata się ze wspomnieniami Mateusza, Dawida, małej Lou oraz fragmentami pamiętników Sylwii. Wyłaniający się z nich obraz dziewczyny zdaje się często ukazywać człowieka całkiem odmiennego od poszukiwanej panny Fey. Długo nie mogę się zdecydować, czy tę główną bohaterkę, która na kartach książki jest jedynie materializującym się wspomnieniem, mam polubić, czy odczuwać do niej niechęć, antypatię. Miesza mi to biedne dziewczę w głowie, oj, miesza niesamowicie.
Kto mi powie, czy pozostałe powieści Wardy są tak samo dobre? Jeśli tak - chcę je przeczytać wszystkie, choćby na ich różowych okładkach widniały tysiące umalowanych, rozchylonych ust, jak z kiepskich harlequinów. Wiem już, że nie ocenia się książki po okładce.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.