Wciągająca rzeźnia
Pisarka polska, Ewa Białołęcka, ustami jednego ze swoich bohaterów przekazała jedną z nielicznych prawd, które ja, na własny użytek, uznaję za objawione: "Jak kochasz krew, to kup sobie rzeźnię!"*.
Dobrze powiedziane, tylko nie wiem, czy to panu Piekarze należy polecić rozważenie tego zdania, czy też Mordimerowi Madderdinowi, który jest główną atrakcją książki rzeczonego autora. Książka nosi zwodniczy tytuł "Sługa Boży", ale włosiennicy i samobiczowania spodziewać się nie należy.
Mordimer Madderdin jest bowiem inkwizytorem zajmującym się zwykle chlaniem po karczmach, figlowaniem z przedstawicielkami najstarszego zawodu świata i szlajaniem się w towarzystwie dewiantów, morderców i degeneratów. Nie, żeby był od nich dużo lepszy, co to, to nie, ale przynajmniej myje się trochę częściej, a i zdania kleci poprawne, a wręcz kwieciste. Tym bardziej kwieciste, im mniej prawdziwe. W przerwach między tymi, jakże absorbującymi, zajęciami zajmuje się zbawianiem grzesznych duszyczek i przywracaniem ich Bogu. Szczytny ten cel realizuje za pomocą narzędzi wyrafinowanych, jak rozmaite szczypce, bicze i haki, a także mniej wyrafinowanych, takich, jak piącha, but czy też jego kompan, Kostuch. Dla heretyków, czarowników i wiedźm nie ma miłosierdzia. To akurat dobrze, bo żyć mu przyszło w świecie, w którym miłosierdzie nie jest wcale mile widziane.
Inkwizycja znana nam z historii do najprzyjemniejszej instytucji nie należała, a warto zaznaczyć, że działała w imię religii, która nakazuje nadstawiać drugi policzek. Wyobraźcie więc sobie inkwizycję w świecie, w którym ludzie modlą się o siłę, by nie wybaczać swoim winowajcom, czego przykład dał Jezus Chrystus we własnej osobie, schodząc z krzyża i bezlitośnie wyrzynając w pień swoich prześladowców. Oto właśnie alternatywna wizja chrześcijaństwa według Piekary. A w tle życiem (i śmiercią) tętni świat przypominający z grubsza późne średniowiecze.
Książka składa się z pięciu opowiadań ułożonych chronologicznie, z których każde prezentuje inną misję niestrudzonego bożego sługi. A to śledzi na zlecenie pewną podejrzaną pannę. A to w niedużym miasteczku szuka sprawcy tajemniczych zgonów trzech mężczyzn zainteresowanych tą sama kobietą. Ze spraw większego kalibru przyjdzie mu zastanowić sie, kto lub co wybija ludzi w całych osadach. Potem tropi sektę składającą ofiary starym bogom, a na koniec dowiaduje się, czym jest, a czym nie jest Kościół Czarnego Przemienienia. Sporo atrakcji, jak na niecałe 300 stron. Trup ściele się całkiem gęsto, krew leje się może nie strumieniami, ale strumyczkami na pewno. Inkwizytor nie zawodzi i swoje zadania wypełnia solidnie, nie stroniąc od okrucieństwa i brutalności.
No i właśnie, mój główny zarzut wobec książki to bohater. Postać, nie przeczę, barwna i ciekawa, nawet obdarzona specyficznym i oryginalnym poczuciem humoru, jednak polubienie go przerasta moje siły. Irytuje mnie jego hipokryzja i samozadowolenie. Narracja pierwszoosobowa ukazuje wyraźnie, że jest on nadętym niczym rybi pęcherz kawałem kanalii. Jednocześnie rozumiem, że taki w zamyśle autora miał być. Kieruje się własnym kodeksem moralnym, ale równie dobrze byle zbir z ulicy mógłby to samo powiedzieć o sobie, jeśli przypadkiem wiedziałby, co znaczą słowa "kodeks" i "moralny". Dobrze, że historie są na tyle wciągające i sprawnie opowiedziane, że nawet przygody kogoś takiego, jak Mordimer i jego kompani śledziłam z uwagą. Intrygi są zawikłane, ale jednocześnie zrozumiałe, a zakończenia nieprzewidywalne. Polecam szczególnie opowiadanie "Owce i wilki".
Książka dla wszystkich, którzy lubią rzeźnię, ale nie kupują jej sobie, w myśl rady pani Białołęckiej, bo w rzeźniach raczej brakuje pięknego, plastycznego języka i elementu zaskoczenia. U Piekary nie brakuje, zatem jeśli komuś nie otwiera się nóż w kieszeni na bohatera tak odrażającego, jak Mordimer Madderdin, mogę szczerze polecić.
---
* Ewa Białołęcka, "Smok".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.