Od razu na wstępie wspomnę, że Koontz (chociaż przeczytałem zaledwie kilka jego książek) jest jednym z najbardziej cenionych przeze mnie autorów, więc to, co piszę, może nie być całkiem obiektywne. Postaram się być jednak szczerym na tyle, na ile potrafię.

W książce poznajemy Mitcha. Ogrodnika z zamiłowania. Przeciętnego człowieka, jak większość z nas. Kogoś, kto lubi to, co robi, ma plany na przyszłość i jest zadowolony z tego, co dał mu los. Największe szczęście daje mu jednak jego żona, którą kocha całym sercem. Ta miłość jest dla niego wszystkim.

W ten ciepły i przytulny świat wkracza zło. Dla głównego bohatera jest to zło przez duże „Z”, ponieważ nie miał nigdy okazji stanąć z nim twarzą w twarz. I oto trafiła się właśnie taka okazja. Żona naszego ogrodnika zostaje porwana, a porywacze żądają, bagatela, dwóch milionów dolarów za jej życie. Jak Mitch zdobędzie te pieniądze i czy w ogóle je zdobędzie, opowiada powyższa powieść Koontza

Książka ma wartką akcję, wydarzenia następują jedno po drugim. Cała seria wydarzeń jest zamknięta w ciągu trzech dni. Cała ta historia jest podobna do filmu „Komórka” Davida R. Ellisa. Znajdziemy w niej kilka przyjemnych zwrotów akcji, ale ogólnie nie zaskakuje. Koontz zamieszcza również kilka fajnych smaczków (dotyczą dinozaurów, wychowania dzieci i przestępczości w Sieci). Pokazuje też, jak mocne może być uczucie małżeńskie, co w dobie rozwodów też miło się czyta.

Ogólnie książkę oceniłem na mocną czwórkę, bo liczę, że w twórczości tego autora znajdę coś więcej, co mnie ujmie i wiem, że stać go na coś więcej.