Dodany: 27.10.2008 18:44|Autor: Meszuge

Absurdalno-groteskowa historia wojny w Wiochnamie


Jest to książka o wojnie w Wietnamie. Zakładam, że Jennings chciał pokazać bezsens tej i być może innych wojen. Moim zdaniem mogło mu się to udać, gdyby aż tak bardzo nie przesadził.

Przeczytałem całkiem sporo książek wojennych. Bywały one w konwencji batalistycznej, dramatycznej, przygodowej, tragicznej, kryminalnej, dokumentalnej, sensacyjnej… Takiej jak „Wietnamski łącznik” nigdy jeszcze nie czytałem – jest to bowiem powieść wojenna w konwencji groteskowo-absurdalnej.

Bohaterami są dwaj żołnierze marines. Jeden z nich jest agentem CIA (wychowanym w przedszkolu CIA), o którego stopniu wtajemniczenia świadczy fakt, że roznosi pizzę w Białym Domu. Jego przyjaciel prawdopodobnie też jest agentem, ale tego nie jest pewien. Obaj trafiają do Wietnamu z tajną misją, która ma polegać na zakończeniu wojny. Czy mają zawrzeć z komunistycznym przywódcą jakiś układ, czy też go zabić, jeszcze nie wiadomo – najprawdopodobniej chodzi o jedno i drugie.

Znalazłem w tej książce ze dwa lub trzy niezłe, sensowne wojenne „kawałki”. Reszta… no cóż…

Prezydent USA nie wie, gdzie jest Wietnam, a nawet nie potrafi nazwy tego państwa zapamiętać i powtórzyć, a podczas spotkania z biznesmenami namiętnie obcina paznokcie u nóg. Szefowie sztabów zachowują się w Gabinecie Owalnym tak, jakby grali w komórki do wynajęcia i depczą sobie złośliwie po nogach. Tajny agent Bzdetopedek (a może agent Syf Liso?) okazuje się poczwórnym agentem. Rozkazy, które otrzymują nasi bohaterowie, są tak tajne, że należy je zniszczyć przed przeczytaniem – co też czynią. Nie przeszkadza im to kontynuować misji, a w międzyczasie pić piwo z Ho Szi Minem…

Niezłym przykładem tego, co się w książce dzieje może być następujący fragment: „Ale gdy Ho Szi Min wrócił z uspokojonym Giapem, nie mieliśmy okazji powiedzieć komunistycznemu przywódcy, że prezydent chce, aby odbył on stosunek analny z Myszką Miki przed Zamkiem Śpiącej Królewny czwartego lipca”*.

Kiedy jeden z bohaterów, skołowany do granic wytrzymałości, stara się dowiedzieć, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, otrzymuje bardzo poważną (i tajną!) odpowiedź: „Chodzi o to, kto przewozi piwo”**.

Moim zdaniem lekturę tej książki można sobie darować bez najmniejszych wyrzutów sumienia.



---
* Phillip Jennings, „Wietnamski łącznik”, tłum. Barbara Cendrowska-Werner, wyd. Bellona 2007, str. 265.
** Tamże, str. 259.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3324
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: edward56 30.10.2008 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jest to książka o wojnie ... | Meszuge
Autor książki do Wietnamu pojechał w 1965 roku w wieku 23 lat jako pilot śmigłowca. Po dwóch latach odszedł z marines i rozpoczął służbę w Air America, linii należących do CIA. Służył w nich jako pilot śmigłowca w Południowej Azji, głównie w Laosie. Armię opuścił w 1970 roku. Jenningsemowi były znane metody walki w Wietnamie. Przed wyjazdem do Wietnamu studiował historię walk między Wietnamem a Francją.

Jeśli ktoś oczekuje od tej pozycji opracowania historycznego lub wspomnień weterana zawiedzie się. Książka jest dosadną satyrą na wojnę i polityków. Czy ma wydźwięk antywojenny. Chyba nie. Autor chce pokazać niebezpieczeństwo wojny, w której polityka wchodzi zbytnio w sprawy wojskowe. Między tymi sferami powinna panować równowaga. W Wietnamie jednak politycy zbytnio wpływali na wojskowe decyzje. Na przykład zajmowano określone terytorium, potem oddawano je z powodu decyzji polityków i ginęli kolejni żołnierze, by je powtórnie zdobyć.

W książce obok absurdów opisany jest realizm wojny. Tam wszystko jest realne, tylko mocno przejaskrawione. Czy może być większy absurd niż zasada, że do samolotu wroga nie można strzelać, dopóki jest na ziemi, a dopiero wtedy, kiedy wzbije się w powietrze, albo robienie przerw w bombardowanich, żeby północni Wietnamczycy mieli szansę się poddać. Czy nie są to absurdy.

Autor poprzez nasilenie absurdu pokazuje jeszcze dosadniej te wszystkie głupoty wojny. Książka opowiada historię dwóch żołnierzy - pilotów marines Gerarda Gearheardta i Jacka Armstronga. Wczytując się w książkę można stwierdzić, że Gearheardt nie istnieje, istnieje tylko alter ego Jacka. Powstał po to, aby pomóc mu przejść przez wojnę. Dzięki niemu Jack staje się inną osobą.

Książka jest prowokacyjna, śmieszna, pełna soczystego żołnierskiego języka i złośliwych spostrzeżeń.
Użytkownik: Meszuge 30.10.2008 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Autor książki do Wietnamu... | edward56
A dokumentalne zdjęcie na okładce, jak Ci pasuje do tej groteski?
Użytkownik: edward56 30.10.2008 18:07 napisał(a):
Odpowiedź na: A dokumentalne zdjęcie na... | Meszuge
Zdjęcie jeśli przedstawia obraz pola walki w Wietnamie - to obraz amerykańskiej apokalipsy. Nasuwają się następne pytania. Czy autor powinien pisać satyrę na tak bolesny temat? W wojnie zginęło ok. 3 mln. ludzi w tym 58 tyś żołnierzy USA. Czy Stany nauczyły się czegoś na tej wojnie, co wykorzystują teraz np. w Iraku?
Użytkownik: Meszuge 30.10.2008 18:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdjęcie jeśli przedstawia... | edward56
A czy powinny powstawać takie dzieła, jak "Złoto dla zuchwałych", pokazujące wojnę jako jajcarską przygodę?

Ja nie krytykuję pomysłu jako takiego - zauważ, że zacząłem od tego, że autor moim zdaniem ewidentnie przesadził z proporcjami i to jest problemem tej książki, a nie konwencja. Jeśli "Wietnamski łącznik" miał naśladować "Paragraf 22", to nie za bardzo się to udało.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: