Dodany: 20.10.2008 11:17|Autor: lelar

Dobre złego początki


Początek zgodnie z zasadami - trzęsienie ziemi. Później powinno być jeszcze większe napięcie - no i jest. Trup ściele się gęsto, ale bez zbędnej przesady. Wszystkich bohaterów ogarnia uczucie przytłoczenia, strachu, uczucie bycia zwierzyną łowną. A morderca (mordercy?) dalej się czai w szpitalu i czyha na następne ofiary. A może to nie morderca? Może to wypadki chodzące po ludziach? Pytania, pytania, pytania - zero odpowiedzi. Zero pewności. Zagrożenie. Czyli dalej zgodnie z zasadami...

A później, gdzieś od połowy książki, kiedy nawet osoba nielubiąca się wysilać umysłowo sama domyśla się najważniejszych odpowiedzi - McClure spada w głęboki dół niemocy twórczej, z której już się nie podnosi. No i psuje wszystko - od bohaterów, poprzez akcję, na pomysłach skończywszy. Ba - właśnie o to chodzi, że nie było pomysłów na zakończenie powieści!

Początek naprawdę zapowiada ciekawą książkę, napisaną ze swadą. Nawet postaci mają jakąś bogatszą podbudowę psychologiczną (co się rzadko zdarza w tego typu literaturze, a już na pewno rzadko u "króla thilera medycznego" - Robina Cooka, bezpośredniego konkurenta Kena McClure'a). A później autor, sam najwyraźniej znudzony, puścił samopas temat... i wszystko się posypało. Brak konsekwencji w prowadzeniu bohaterów; bezsensowne wątki, które nie prowadzą donikąd; dialogi mijające się z życiem; zrywane tempo akcji; itd... niestety... itp...

Jednym zdaniem - dramatycznie zepsuta książka, którego to zepsucia nie przeczuwało się od pierwszych stron. Dlatego uczucie zawodua tym większe...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1089
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: