Dodany: 24.09.2008 15:57|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Marilyn, ostatnie seanse
Schneider Michel

1 osoba poleca ten tekst.

Tych seansów nie oglądała widownia...


Nic na to nie poradzę, ale słowo „seans” najpierw kojarzy mi się z seansem kinowym; gdybym nie zajrzała do notki na okładce, byłabym gotowa sądzić, że rzecz traktuje o ostatnich filmach z udziałem aktorki. Jednak skonstatowanie, że mowa o całkiem innych seansach - psychoanalitycznych, którym Monroe poddawała się przez co najmniej kilka lat - nie osłabiła mojej ciekawości, wręcz przeciwnie, bo ta karta z jej życia nie była mi szerzej znana.

Norman Mailer w „Marilyn” wymienia nazwisko jej ostatniego psychoanalityka, wspomina, że to z jego inspiracji nabyła dom, w którym kilka miesięcy później znaleziono ją martwą, i że również on podesłał jej gospodynię, mającą mu donosić o wszystkich poczynaniach pacjentki - ale to wszystko razem nie zajmuje więcej niż trzy strony. Michel Schneider poświęcił tej kwestii całą kilkusetstronicową powieść.

W pierwszej chwili wydaje się, że mamy do czynienia z fabularyzowanym dokumentem: reportażowy styl, precyzyjnie podawane miejsca i daty, cytaty z listów i wywiadów prasowych… „Powieściowa” jest natomiast konstrukcja książki, w której bez jakiegoś określonego klucza mieszają się sceny z okresu będącego przedmiotem opowieści (pomiędzy oddaniem się Marilyn pod opiekę doktora Greensona a jej śmiercią), retrospekcje z lat wcześniejszych i uzupełnienia odnoszące się do wydarzeń znacznie późniejszych - oraz koncepcja uzupełnienia faktów fikcją, sięgającą - jak mówi sam autor - „do przypisywania jednym tego, co powiedzieli, widzieli czy przeżyli inni (…), pisania wyimaginowanych artykułów czy notatek i obdarzania postaci marzeniami i myślami, których nie potwierdza żadne istniejące źródło”*.

Najwyraźniej fikcyjna nie jest też teza, że psychoanaliza nie pomogła nieszczęśliwej, rozchwianej kobiecie wydobyć się z dołka, że relacja między nią a Greensonem wyszła poza ramy układu lekarz:pacjent (nie, nie, to nie to, co prawie wszyscy gotowi sobie pomyśleć; wygląda na to, że akurat on nie dołączył do braci Kennedych, Montanda, Sinatry i wszystkich innych, z którymi ówczesna ikona seksu dzieliła łoże…) i że choć trudno obarczać psychiatrów całą winą za śmierć Monroe, nie sposób zwolnić ich z częściowej przynajmniej odpowiedzialności: bez recept lekarskich nie mogłaby przecież pochłaniać nieopisanych ilości psychotropów i narkotyków, odgrywających niebagatelną rolę w łańcuchu zdarzeń poprzedzających przedwczesny zgon.

Z fragmentów niefikcyjnych można wydobyć sporo informacji o wcześniejszych przeżyciach Marilyn: o chorobie psychicznej matki i dzieciństwie w kolejnych rodzinach zastępczych, o długiej drodze od banalnych fotek w czasopismach do ról w najbardziej kasowych produkcjach filmowych, o przyjaźni z Trumanem Capote (który w pewne rysy jej charakteru wyposażył bohaterkę „Śniadania u Tiffany’ego”)i o tym, jak wciąż dostrzegano w niej tylko seksowne ciało, a nie wrażliwego człowieka.

Dla kogoś, kto nie czytał żadnej usystematyzowanej jej biografii, to jednak za mało (lecz, by sprawiedliwości stało się zadość, trzeba przyznać, że ani autor, ani wydawca nie obiecują czytelnikowi dostarczenia kompletnego dossier aktorki). Zakładając, że książka trafi do właściwego adresata, niewiele można jej mieć do zarzucenia poza tym, że wspomniana wcześniej dość chaotyczna narracja nie sprzyja dobremu odbiorowi. Język autora jest ładny i wyrazisty, strona edytorska dopracowana; dopatrzyłam się tylko jednej, praktycznie nieznaczącej, nieścisłości w tekście - trudno powiedzieć, czy zawinionej przez autora, czy tłumacza - mianowicie utożsamienia pastylki z kapsułką.

A dodatkową korzyścią z lektury było dla mnie ugruntowanie wcześniejszego przekonania, że psychoanaliza to metoda, której wartość swego czasu rozdmuchano do niemożliwości, podczas gdy w rzeczywistości ma zastosowanie dość ograniczone, a jeśli ktoś odnosi z niej pożytek, to raczej lekarz (w sensie diagnostycznym, nie wspominając o honorariach), niż sam pacjent.



---
* Michel Schneider, „Marilyn - ostatnie seanse”, przeł. Jacek Giszczak, wyd. Znak, Kraków 2008, s. 9-10.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2186
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: verdiana 25.09.2008 09:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nic na to nie poradzę, al... | dot59Opiekun BiblioNETki
To jest książka, którą polecał KR, zanim została wydana w Polsce. Jak to dobrze, że Znak ją wydał! :)
Użytkownik: miłośniczka 25.09.2008 16:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nic na to nie poradzę, al... | dot59Opiekun BiblioNETki
A obiecałam sobie niczego więcej nie wrzucać do schowka... Ale co ja poradzę, droga Dot, na to, że jak mało kto potrafisz zachęcić? :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: