Dodany: 31.08.2008 00:18|Autor: Aquilla
Koci Sherlock Holmes
Na jednym z przeciętnych osiedli dochodzi do serii przerażających zbrodni. Zakrwawione zwłoki ofiar znajdowane są w ich domach lub na podwórkach. Detektyw amator postanawia rozwiązać tajemnicę morderstw. Kolejny sztampowy kryminał? Owszem, poza jednym drobiazgiem. Główni bohaterowie powieści należą do gatunku Felis catus - Kot domowy.
Francis to typowy Mruczek w sile wieku. Wraz ze swoim panem, Gustavem - fajtłapowatym starym kawalerem - przeprowadza się do nowego domu, a właściwie, by lepiej określić sytuację, do ledwo trzymającej się w całości rudery. Kot nie jest specjalnie zachwycony zastaną sytuacją, mimo to postanawia zapoznać się bliżej ze swym nowym terytorium. Zaraz po wyjściu do ogrodu natyka się na Siwobrodego - opryskliwego, kalekiego kocura - a po chwili znajduje zwłoki swego pobratymca. Przyczyna śmierci jest jasna - rozszarpany kark. Okazuje się, że biedak nie jest pierwszą tego typu ofiarą. Francis rozpoczyna prywatne śledztwo, wspomagany przez początkowo niechętnego Siwobrodego, a także wyjątkowo inteligentnego Pascala. Jak w każdej dobrej powieści kryminalnej, wraz z rozwojem akcji trup ściele się gęsto, a na jaw wychodzą dawne, mroczne tajemnice osiedla.
Wszystkich zainteresowanych powyższym opisem fabuły chciałabym na początku przestrzec. "Felidae", mimo pozornie niewinnego, kociego klimatu, zdecydowanie nie są książką dla dzieci. Siwobrody klnie jak szewc, a morderstwa są opisane w dość obrazowy sposób. Jeśli chcecie kupić swoim milusińskim książkę o zwierzakach, wybierzcie inną pozycję. Jeśli natomiast lubicie koty oraz kryminały z dreszczykiem - zapraszam do dalszej lektury.
O stylu słów kilka. Narratorem "Felidae" jest Francis, a opowiada on w dość charakterystyczny sposób, do którego trzeba się przyzwyczaić. Przez pierwsze 10-20 stron nieco poziewywałam i miałam szczerą ochotę odłożyć książkę. Jednak w chwili odkrycia pierwszego trupa akcja nabiera tempa i historia zaczyna mocno wciągać. Bardzo sympatycznym drobiazgiem są przypisy na ostatniej stronie, tłumaczące poszczególne zachowania kocurków, takie jak mycie się, gody czy używanie narządu Jakobsona. Z drugiej strony niekiedy zdarzają się w fabule pewne nadużycia. O ile mogę jeszcze przełknąć umiejętność czytania u kotów, o tyle zwierzak korzystający pod nieobecność swojego pana z komputera stanowił już lekkie przegięcie. Przestrzec też wypada przed szczególnym sposobem charakteryzowania ludzi. Nasz gatunek jest przedstawiony jako niezbyt bystre otwieracze do puszek, pogardzane przez koci ród. Nieliczni występujący w powieści ludzie są albo okrutni, albo głupawi. Francis przyznaje jednak, że z tymi niezgrabnymi dwunogami da się żyć, a przy odrobinie dobrej woli także zaprzyjaźnić.
Podsumowując, "Felidae" są całkiem przyjemnym kryminałem w nietypowej oprawie. Choć czytelnicy obyci z Agathą Christie and co. prawdopodobnie dość szybko sami odkryją, kto jest mordercą, to jednak warto spędzić z książką jeden lub dwa wieczory, choćby po to, żeby spojrzeć na swojego Mruczka pod zupełnie innym kątem.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.