Dodany: 28.08.2008 16:50|Autor: d'Alencon

Romas, by "zamanifestować pewną swobodę w podejściu zarówno do formy, jak i do fabuły"1


Książkę "Mały światek" dostałem od przyjaciółki na urodziny - "A, nie wiedziałam, co Ci kupić i mama powiedziała, że to Ci się spodoba". Jak widać, początek niezbyt zachęcający, ale natychmiast wziąłem się do czytania. Dlatego, że nie miałem nic w zanadrzu. Jak się okazało, mama przyjaciółki miała rację. Sam prolog już porywa do czytania. Myśl, jakoby konferencje naukowe przypominały pielgrzymki średniowiecznego chrześcijaństwa, jest motywem przewodnim, obok miłości, zdrady, seksu, a zarazem ambicji, nadziei, upadku, żądzy władzy i popularności.

Trudno określić, o czym jest ta książka. Zapewne po prostu o życiu. Ale jakim? Biednych i bogatych. Zaciemnionych umysłowo i intelektualnie oświeconych. Autor serwuje nam tutaj absolutną ucztę intelektualną, podaną z lekkością, a przyprawioną intrygami.

Trudno określić, kto jest głównym bohaterem. Może Persse McGariggle, szukający swojej Angeliki niczym Orfeusz Eurydyki? Krąży jednak nie po podziemiach Hadesu, lecz pomiędzy konferencjami i burdelami na wszystkich kontynentach (może z wyjątkiem Antarktydy). Kolejnym pretendentem do roli głównego bohatera jest starzejący się Philip Swallaw, znudzony życiem profesor, który sukces osiąga bardziej fuksem niż dzięki inteletualnemu polotowi. Następnie Moriss Zapp, istny Dionizos na emeryturze, którego ambicją jest zarabiać jak najwięcej, a pracować jak najmniej. Rozwiedziony jest z harpią Desirée, feministką, cierpiącą na brak mocy twórczej i maniakalną chęć wydobycia pieniędzy od eks-męża. Ów Dionizos uwikła się w jednorazową przygodę z kolejną harpią, Fulvią Morganą, niezwykle piękną wykładowczynią uniwersytetu w Padwie. Pozostają jeszcze: Szkop von Turpitz z czarną rękawiczką, gej Michel Tardieu, sikający do nocnika prawiczek Parkinson oraz masa ciekawych, barwnych postaci rozsianych po całym świecie, a spotykających się w jednym celu: by wygłosić wykład na konferencji.

Książka w żadnym wypadku nie nudzi. Zawsze dzieje się "coś", a to "coś" zazwyczaj bywa niespodziewane i wartkie. Największą zaletą tej książki jest to, że pomimo swojej lekkiej zawartości kryje ona całą masę informacji na temat literatury angielskiej. Dostajemy ją tutaj w pigułce. A oprócz tego informacje, jak funkcjonują lotniska, hotele, uniwersytety i Bóg wie co jeszcze.

Książka ta będzie zapewne niezwykłą przygodą dla ludzi zafascynowanych machiną uniwersyteckiego świata, lecz nie tylko. Dla każdego, kto chce poczytać na wakacjach ciekawą, wartką powieść. Przeżycia bohaterów pozostaną na długo w pamięci.

Jedyne zastrzeżenie mam co do zakończenia. Po prostu trąci ono tandetą. Autor funduje nam najpierw dramatyczny harlequinowski zbieg okoliczności, by przejść w niewyjaśniony scooby-doowski koiejny zbieg okoliczności okraszony wzruszeniem à la Danielle Steel.



---
1. Nataniel Hawthorne, cyt. za: David Lodge, "Mały światek", przeł. Natalia Billi, wyd. Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2001, s. 8.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3160
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: