Dodany: 10.08.2008 17:43|Autor: varjus

Polska fantastyka naukowa z najwyższej półki


Długo stroniłem od wszelkiego rodzaju sci-fi, nieważne czy był to film, czy książka, gdy tylko słyszałem „science fiction”, dostawałem mdłości i drgawek. Ale, tak jak powiedział pewien mój znajomy, „człowiek z czasem szuka nowych doznań, potrzebuje czegoś nowego”, i w końcu postanowiłem skusić się na gatunek, do którego należy ta książka. Co prawda wcześniej miałem styczność z takimi perełkami, jak „Wehikuł czasu” H.G. Wellsa czy „Inne pieśni” Jacka Dukaja, ale po przeczytaniu „Limes inferior” już wiem, że fantastyka naukowa zagości na mojej liście gatunków ulubionych.

Sneera – głównego bohatera powieści – poznajemy w momencie, gdy, żeglując wypożyczonych jachtem, oddaje się rozważaniom na temat czasu i wolności. Wstęp może dosyć nietypowy, ale dający nieźle po głowie i w pewien sposób obrazujący niepospolitą inteligencję bohatera – lub, jak kto woli, autora książki. Pojęcie wolności, którego wyjaśnienia podejmuje się Sneer, w miarę postępów fabuły będzie ulegało zmianie, niekoniecznie na lepsze.

W dalszej części książki zaczynamy powoli i stopniowo poznawać świat Argolandu i reguły nim rządzące, porządek i umowną równość mieszkańców, którzy dzielą się na klasy. Obywatele aglomeracji dążą do uzyskania jak najniższej klasy, bo ta im mniejsza, tym większe zarobki i bardziej obiecujące perspektywy „bycia kimś”. Dążenie to staje się głównym motorem wszystkich działań ludzkości. Co ciekawe, obywatele z czwartą i wyższą klasą inteligencji nie muszą pracować, otrzymują pieniądze za to, że (jak to ładnie brzmi...) żyją i oddychają. Stają się konsumentami, których utrzymuje system zwany syskomem, za którym stoją ludzie mający - z pozoru - utrzymywać względny porządek. Niby wszystko pięknie, ale z postępami fabuły orientujemy się, że porządek i wolność to pojęcia plastyczne, z których można ulepić coś wspaniałego, ale równie dobrze coś przerażającego.

Zajdel w przekonujący sposób przedstawia nam świat Argolandu i wprowadza do niego fantastyczne postaci, które, tak jak w naszym świecie, trudnią się różnymi profesjami, legalnymi i mniej legalnymi. Są ludzie zwani lifterami, którzy za dosyć wysoką opłatą są w stanie zaniżyć klasę jakiejś osoby i tym samym uczynić, że poczuje się ona kimś więcej w oczach innych ludzi, ale czy we własnych? W rejonach miasta najbardziej zdominowanych przez przestępczość grasują zdziercy, ludzie okradający obywateli w bardzo nietypowy sposób, który może przywodzić na myśl Kubę Rozpruwacza – jaki to sposób? Przekonajcie się sami.

Nie jest to też typowa sci-fi, niektórzy prozę tą nazywają fantastyką socjologiczną i myślę, że to jest najtrafniejsze określenie. W „Limes inferior” tematy socjologiczne dominują, stają się głównym przedmiotem dociekań autora, który stara się (i wychodzi mu to wyśmienicie) realnie przedstawiać problemy np. życia czysto konsumpcyjnego. Wyczerpująco też Zajdel stara się odpowiedzieć na pytanie, czy możliwym jest wprowadzenie równości wszystkich obywateli. Czy równość ta, z pozoru tak sprawiedliwa, nie stanie się początkiem upadku społeczności?

To nie jedyne problemy, jakie zostały poruszone w powieści, jest ich mnóstwo - każdy ciekawy i zasługujący na dłuższe dyskusje. Cały świat Argolandu jest tak realistyczny (a tym samym przerażający), iż można czasami odnieść wrażenie, że przecież to mogło się wydarzyć u nas, tuz za oknem.

Książkę czyta się szybko i przyjemnie, a wrażenia po jej ukończeniu mogą być porównywane z tymi po lekturze najlepszych dzieł gatunku. Co więcej, ma się uczucie, że przeczytało się coś naprawdę wartościowego, do czego będzie się w przyszłości jeszcze kilka razy wracało. Nie tylko aby odnieść przyjemność z odświeżania sobie fantastycznych wędrówek Sneera, ale też i dla lepszego zrozumienia przesłania.

Na zakończenie mogę dodać, że w posłowiu (wyd. „SuperNOWA”, 2007) Maciej Parowski wyjaśnia, iż pod płaszczykiem fantastyki całość była krytyką Polski Gierkowskiej, ale moim zdaniem owa krytyka sięga dalej, obejmuje cały świat i ludzkość, w której jednak jest jeszcze płomyk nadziei.

Pozostaje pytanie: Jeżeli ta książka została napisana w czasach komuny i była wymierzona przeciw ówczesnym władzom i strukturze społecznej, ale w dzisiejszych czasach wydaje się równie trafna, to czy dużo się zmieniło na przestrzeni 28 lat?

Serdecznie polecam!



[Tekst zamieściłem wcześniej na forum CarpeNoctem.pl]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7268
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: WBrzoskwinia 27.08.2008 16:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Długo stroniłem od wszelk... | varjus
Ale to jest wewnętrznie sprzeczne: najpierw zdanie "można czasami odnieść wrażenie, że przecież to mogło się wydarzyć u nas, tuż za oknem", a potem, że to krytyka Polski Gierkowskiej i że sięga dalej, do całości świata. Innymi słowy: to nie "mogło się wydarzyć", lecz wydarzało się i wydarza za oknem. A kiedy to uładzić, to nie pozostaje żadne pytanie (a przynajmniej: nie to). Dużo się zmieniło, i to w sposób zasadniczy. W ówczesnej rzeczywistości socjalistycznej funkcjonowały dwa obiegi pieniężne: złotówkowy i dolarowy (u Zajdla niby trzy, ale to detal). Towary lepsze (od zachodnich papierosów, niekoniecznie lepszych, po samochody i mieszkania) były dostępne bez większego trudu właśnie za dolary (zielone, czyli u Zajdla żółte), a w złotówkach zarabiało się miesięcznie przeciętnie równowartość około 20 dolarów. Za złotówki (u Zajdla za zielone i praktycznie także za czerwone) nie bardzo było co kupować, z czasem rosły też problemy nawet z żywnością i artykułami codziennego użytku (do skali wojennego systemu kartkowego włącznie): standard rzeczywistości socjalistycznej polegał m.in. na stałych rynkowych brakach towarowych. To już historia, tak już nie jest, a w ślad za tym nie ma już m.in. typowego zjawiska: nielegalnych handlarzy sprzedających zielone pod dolarowymi sklepami w warunkach zaniżonego kursu dolara w państwowym banku, przy czym kupić tam dolara się nie dawało (u Zajdla: sprzedają żółte za setki czy tysiące zielonych pod sklepami działającymi za żółte, w sytuacji obiegowego kursu jeden za jeden, też działającego tylko w jedną stronę). To u Zajdla jest ówczesne, ale pokazane w rzeczywistości zasadniczo kapitalistycznej, czyli takiej jak dziś: moc towarów na rynku, ale pieniędzy do ich nabycia zdecydowanie za mało (u Zajdla: ciągle za mało żółtych, za które kupić można wszystko). Może realistyczność tej wierzchniej warstwy sprawiła, że książka przeszła przez cenzurę, a na pewno współdecyduje o aktualności książki. Tak czy owak: pokazanie dwóch rzeczywistości naraz, w jednym modelu, to jedna z najbardziej bombowych cech tej książki. Bardzo rozpowszechnione skupienie na pogoni za pieniędzmi, czy szerzej: dobrami materialnymi, było wtedy tam i jest teraz tu, to się akurat nie zmieniło. No i tak można by zestawiać x następnych kwestii (w tym zwłaszcza bodaj najbardziej kluczową: atomizowania pojęć i społeczności), skoro książka jest dużo szersza, te pieniężne sprawy wybrałem tylko jako przykład najłatwiejszy i najkrótszy do przedstawienia. A poza tym: fantastyka naukowa (jak i cała literatura), nieczęsto ma taką klasę, głębię i precyzję, tak więc "Limes..." o tyle właśnie jest niereprezentatywny dla całości: jedna jaskółka, i to ze specyficznego "podgatunku" polityczno-socjologicznego, nie powinna zatem przesądzać o zaliczeniu do gatunków ulubionych - ten gatunek może być tego wart z całego szeregu innych przyczyn...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: