Dodany: 08.07.2008 20:30|Autor: jolietjakeblues

Straszny amerykański sen


Woody Allen i bez swoich opowiadań jest fascynującą postacią. Za sprawą wyreżyserowanych filmów. Dzięki wyśmienitemu aktorstwu tudzież manierze grania (a może taki jest i poza planem filmowym?), tak bardzo okraszającej postacie znerwicowaniem, reakcjami neurotycznymi. Zapada w pamięć ten zgarbiony, wątły, niski mężczyzna w olbrzymich okularach, przecierający nerwowo szkła, w swetrze bądź tweedowej czy sztruksowej marynarce. Sprawiający wrażenie, jakby nigdy nie kierował się rozwagą w swych ruchach, słowach, wszelkich przedsięwzięciach.

Dzięki temu właśnie odniosłem wrażenie, iż w niektórych z opowiadań zamieszczonych w niniejszym tomie odnalazłem bohaterów będących alter ego autora. Bez względu na profesję bohatera – marnego, drugoplanowego aktorzyny, niespełnionego pisarza bądź podrzędnego dziennikarza – w każdym z nich widziałem Woody’ego Allena, którego zapamiętałem z filmów. Zatem korzystam z prawa niezbyt doświadczonego czytelnika i miłośnika literatury, żeby taki obraz przekazać. To Woody Allen w czystej postaci, taki, jakiego znamy! Ale dla kontrastu jest także, w opowiadaniu pt. „Jakże wyrabia ci się smak, słonko”, gdzie mamy odniesienie chyba do „Żegnaj, laleczko” Chandlera, tęsknota owego neurotyka za twardym, cynicznym, niezniszczalnym bohaterem, w którego i większość z nas chciałaby się wcielić, choć na chwilę.

Na tym jednak nie koniec. Dla niezbyt wyrafinowanego czytelnika owe opowiadania są świetną zabawą. W zasadzie każde z nich wywoływało na mojej twarzy uśmiech. Bawiłem się tytułami („Glory alleluja, sprzedane!”, „Tako jadał Zaratustra”, „Disneygate - przełom”), groteską sytuacji, komicznymi dialogami. Czasami zatrzymywałem się przy jakimś wyrażeniu czy fragmencie, który należało przez chwilę smakować („nałożymy smalczyku do słoiczków po nutella”[1], „Moja żona też składa się raczej z fal niż cząstek, ale jej fale trochę już zaczynają siadać”[2], albo „przenieśli się do schroniska dla bezdomnych. Spotkali tam wiele rodzin, których dzieci nie dostały się do elitarnych szkół”[3], czy „ulubiony uśmiech kanciarzy pocztowych”[4]).

Zwracają także uwagę wyrazy, które pochodzą z jidysz, jak „szajgec”, „myszugene”, „szmondaki”, co nie dziwi u tego autora, przecież amerykańskiego Żyda, a dodają niezwykłego kolorytu tej prozie, bez względu na to, na jaki język zostaje przełożona. Znajdujemy też obcojęzyczne nazwiska, które „się kojarzą”, jak Mengele, Umlaut, Untermensch, bądź angielskie, które w translacji na polski są zabawne i pewnie, dla znających amerykańską kulturę, wiele znaczące.

Zapewne wyrobionemu czytelnikowi, który dobrze zna angielski i który głębiej interesuje się amerykańską literaturą i filmem, łatwiej jest odczytać wiele kpin, skojarzeń i podtekstów, które Woody Allen ukrył w treści opowiadań. Dla mniej wyrobionych pomocne są „Objaśnienia” i „Od tłumacza” na końcu książki. Warto tam zajrzeć przed lekturą, a także zaznaczyć zakładką, żeby sięgać w trakcie czytania.

A co z samą treścią? Cóż, nie można streszczać każdego z opowiadań. To kpina z cywilizacji amerykańskiej, ubrana w groteskę. Autor pokazuje w krzywym zwierciadle Stany Zjednoczone. Od upadku kultury i sztuki, przez idiotyzmy systemu sprawiedliwości, po zwariowane mechanizmy rządzące konsumpcją. Wyśmiewa New Age, produkcję filmów i sposób angażowania aktorów, naciąganie przez producentów-oszustów, pisarskie chałturzenie dla pieniędzy, rządzącą aukcjami modę dla nowobogackich, brak rozsądku w pędzie za szybkim wzbogaceniem, za łatwymi pieniędzmi, za nowymi, większymi posiadłościami, żeby tylko podnieść własne poczucie wartości, wyścig szczurów (sugerując, że trwa on od przedszkola) i wiele, wiele innych fragmentów nie tylko amerykańskiej cywilizacji, z których możemy się pośmiać, dostrzegając tam nas samych.

Wszystko to pisane jest językiem raczej niełatwym, długimi zdaniami, wielokrotnie złożonymi. Czasami trudno jest odnaleźć sens w gmatwaninie różnorodnych znaczeń. Rzeczywiście, jakby na papier przenosił swoje myśli świetny obserwator, ale znerwicowany. Allen swobodnie posługuje się swoją wielką wiedzą miejskiego inteligenta, będącego za pan brat ze sztuką wysoką, momentami sypiąc jak z rękawa tytułami dzieł, nazwiskami autorów, i wplatając je bardzo zręcznie w treść opowiadań. Z drugiej strony znajdujemy dialogi jakby wyjęte prosto z sensacyjnym filmów klasy B. Czasami ocierające się o rynsztok. Jednak to nie razi. To przecież Ameryka.



---
[1] Woody Allen, „Czysta anarchia”, przeł. Wojsław Brydak, wyd. Rebis, 2008, str. 42.
[2] Tamże, str. 137.
[3] Tamże, str. 104.
[4] Tamże, str. 123.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4611
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: Vemona 10.07.2008 09:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Woody Allen i bez swoich ... | jolietjakeblues
Jak zwykle, Twoja recenzja intryguje, kusi do zaznajomienia się z treścią, choć tematyka to nie moja bajka. Pewnie upchnę do schowka, już pękającego w szwach, co prawda na bliżej nieokreśloną przyszłość, ale ku pamięci.
Użytkownik: jolietjakeblues 10.07.2008 09:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zwykle, Twoja recenzj... | Vemona
Wiesz, te opowiadania przypominają mi trochę zabawę z filmów Allena jak "Klątwa skorpiona" lub "Drobne cwaniaczki", jeśli nie mylę tytułów. Nie jest to wielka literatura, ale kpina i zgryźliwość są wielkiej próby. Myśle, że za jakiś czas zapomina się o tych opowiadaniach, tak samo, jak zapomniałem już o czym były "Skutki uboczne" i "Bez piór".
Użytkownik: Vemona 10.07.2008 10:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, te opowiadania prz... | jolietjakeblues
Nie da się pamiętać wszystkiego, w każdym razie ja nie umiem, ale jeśli nawet zostaje tylko wrażenie, to i tak znaczy, że warto było przeczytać. Gorzej, jeśli się nawet nie pamięta, że coś się przeczytało, wtedy dopiero można mówić, że to strata czasu. Kpina i zgryźliwość z tamtejszego społeczeństwa - to jak najbardziej zachęca do lektury.
Użytkownik: mua 07.01.2010 17:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Woody Allen i bez swoich ... | jolietjakeblues
Zgodzę się z tym, że język nie jest najłatwiejszy w odbiorze, czytanie wymaga więc skupienia i uwagi. Jeśli w zamian dostaje się jednak humor w takiej wersji, to gra jest warta świeczki.
Użytkownik: jolietjakeblues 08.01.2010 18:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Zgodzę się z tym, że języ... | mua
Trochę inaczej to traktowałem. Nie próbowałem za bardzo się skupiać, uważać, rozmyślać, tłumaczyć sobie, wyławiać i tak dalej... Bawiłem się całością.
Użytkownik: alicja225 28.01.2011 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Woody Allen i bez swoich ... | jolietjakeblues
"Zapewne wyrobionemu czytelnikowi, który dobrze zna angielski i który głębiej interesuje się amerykańską literaturą i filmem, łatwiej jest odczytać wiele kpin, skojarzeń i podtekstów, które Woody Allen ukrył w treści opowiadań. Dla mniej wyrobionych pomocne są „Objaśnienia” i „Od tłumacza” na końcu książki. Warto tam zajrzeć przed lekturą, a także zaznaczyć zakładką, żeby sięgać w trakcie czytania."
Zgadzam się z Tobą. Mnie niestety zabrakło cierpliwości do takiego potraktowania tej książki. Nie lubię czytać czegoś, czego nie rozumiem. Jego filmy dalej będę oglądać. Widocznie taką rolę dla mnie przewidział;).
Użytkownik: jolietjakeblues 07.02.2011 18:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Zapewne wyrobionemu c... | alicja225
Ale nawet bez "Objaśnień" i "Od tłumacza" można się nią delektować i przywoływać obraz niezbyt wysokiego neurastenika. Ja kupuję kolejne jego książki. Co o czywiście nie wyklucza oglądania filmów. Pamiętam, że tylko jeden znudził mnie ogromnie. Nie pamiętam tytułu. Nawet miałem na płycie, ale oddałem. Straszna szmira.

Acha, i strasznie żałuję, że nie mogę nigdzie dostać nagrań jazzowej orkiestry Allena.
Użytkownik: argothiel 07.02.2011 19:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale nawet bez "Objaśnień"... | jolietjakeblues
Mnie się, owszem, dość podobała "Czysta anarchia", ale prawdziwą rewelacją była dla mnie "Obrona szaleństwa".
Użytkownik: jolietjakeblues 07.02.2011 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się, owszem, dość po... | argothiel
Ta przyjemność jeszcze przede mną. Spoglądam na półkę. Książka większa niż poprzednie. Więc dobrze.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: