Po dziesiątym przeczytaniu... (To nie recenzja, to wyznanie miłości)
Ponad dziesięć lat i pewno z dziesięć przeczytań minęło od czasu, gdy po raz pierwszy przeczytałem "Jednym zaklęciem". Przez te lata ze sto razy zmieniłem poglądy, w lustrze wypatrzyłem pierwszy siwy włos, parę razy się zakochałem i odkochałem i tylko jedno pozostało niezmienne. Moje uwielbienie dla tej przepięknej opowieści. Swojej obecności na Biblionetce nie mogłem zacząć od niczego innego, jak od tego wyznania miłości.
Nie wiem, czy było to za pierwszym, czy za drugim czytaniem... Nie pamiętam. Byłem pod takim działaniem zaklęcia, że tuż po przeczytaniu epilogu natychmiast przeskoczyłem do pierwszej strony i zacząłem czytać od początku. Nigdy nie zdarzyło mi się to z żadną inną książką.
Nie streszczę tu fabuły. To nie o nią tu chodzi. Tak jak w miłości, brak tu miejsca na rozum. Nad uczuciem do kobiety uczucie do "Jednego zaklęcia" ma jednak tę znaczącą przewagę, że za pięknem miłości nie postępuje tu szkaradna zazdrość. I dzięki temu mogę się tu tym afektem z państwem podzielić.
Życzę przyjemnego czytania. I kto wie, może ktoś z was też da się tak zauroczyć "Zaklęciu".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.