„Dziewięć opowiadań”
Pozorna różnorodność tematyczna wszystkich dziewięciu opowiadań – mówiących przecież o ludziach skrajnie różniących się od siebie w codziennym życiu, zaczynając od małego chłopca, a kończąc na dojrzałej kobiecie z problemami – zanika i traci na znaczeniu, kiedy postanawiamy zastanowić się głębiej nad tym, co przysłowiowy autor miał na myśli.
Salinger jest moim ulubionym pisarzem, z tego względu też zaczęłam analizować czytany tekst nie na samym końcu, po zamknięciu książki i odłożeniu jej na półkę, ale już w trakcie lektury, by wyciągnąć z niej jak najwięcej.
Wydaje mi się, że wszystkie opowieści mają pewną cechę wspólną, bowiem opowiadają o samotności i o tym, jak to każdy człowiek, nawet mimo starań, jest w stanie zrozumieć tylko siebie, a i to nie zawsze w pełni mu się udaje. Niby żyjemy wszyscy razem, kochamy się i znamy od lat, ale jednak często okazuje się, że ciągle trwamy w nieświadomości i każdy jest sam na sam ze swoimi przeżyciami, którymi nie jest w stanie podzielić się z innymi w takim stopniu, jak by chciał. Ktoś na ciebie patrzy, kocha cię i jest gotów w każdej chwili ci pomóc, lecz nigdy nie zobaczy tego, co masz głęboko w środku. Możliwe, że ty sam tego nie zobaczysz.
Moim zdaniem „Dziewięć opowiadań” daje nam wskazówkę, że powinniśmy pamiętać, że nie zawsze możemy liczyć na zrozumienie; że wszyscy mamy maski, i gdy je choć trochę odkrywamy, nie zawsze spotykamy się z akceptacją, ponieważ nigdy nie będziemy w stanie podobać się wszystkim na raz. Salinger w subtelny i piękny sposób, opisując proste historie, które mogłyby przydarzyć się każdemu z nas, mówi, że powinniśmy zastanowić się nad swoimi rolami we własnym życiu, przygotować na rozczarowania, ale też nie bać ryzyka.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.